Jerzy Frelich prezentuje śpiewniki, które robił razem z kolegami w obozie dla internowanych / Adrian Karpeta
Jerzy Frelich prezentuje śpiewniki, które robił razem z kolegami w obozie dla internowanych / Adrian Karpeta

Jak pan zapamiętał 13 grudnia 1981 roku?
Nad ranem przyszedł do mnie kuzyn, który był dyspozytorem w kopalni Chwałowice. Mówił, że coś się dzieje. Oddziały ZOMO wkroczyły do pomieszczeń Solidarności, przewodniczącego aresztowano. Już rano odwiedziliśmy naszą komisję zakładową na obecnym placu Armii Krajowej, gdzie teraz siedzibę ma urząd celny. Wszystko było porozrzucane. Zabrali nam powielacz, maszyny do pisania, znaczki Solidarności...

Czy spodziewaliście się wprowadzenia stanu wojennego?
Nie! Tydzień wcześniej odbyło się spotkanie szefów komisji zakładowych Solidarności w Rybniku. Na 16 grudnia zaplanowaliśmy mszę na rynku dla uczczenia rocznicy wydarzeń Gdańska A.D. 1970. Miał ją odprawić ksiądz Alojzy Klon, proboszcz parafii pw. św. Antoniego. Po wprowadzeniu stanu wojennego postanowiliśmy przenieść mszę do kościoła. Nabożeństwo zaczęło się bodajże o godzinie 19.30. I zaraz dowiedzieliśmy się, że kilka godzin wcześniej w kopalni Wujek zginęli górnicy. Zrozumieliśmy, że to nie przelewki.

Ile pan wtedy miał lat?
40. Miałem żonę, dwóch synów, ośmioletniego Marka i 11-letniego Leszka. Pracowałem w zespole szkół budowlanych jako nauczyciel polskiego. W Solidarności byłem od października 1980 roku. Byłem przewodniczącym komisji zakładowej pracowników oświaty i wychowania w Rybniku.

Nie został pan internowany zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego.
To prawda. Po tej mszy część nauczycielek z mojej komisji zawiązała komitet pomocy uwięzionym i internowanym oraz ich rodzinom. Druga grupa postanowiła stworzyć podziemną drukarnię, która drukowałaby ulotki, pisemka, przedruki. Chcieliśmy odzyskać zarekwirowany powielacz. Znajdował się w urzędzie miasta. Niestety, nie udało się. Używaliśmy więc specjalnych matryc białkowych, na jednej można było zrobić nawet do 500 odbitek. Drukowaliśmy „Notatnik Solidarności”. Może działalibyśmy trochę dłużej, gdyby nie nasze kontakty z Elektrownią Rybnik, która była pod specjalnym nadzorem. To był strategiczny zakład. Zawsze trzynastego Solidarność wieszała flagi na chłodniach, blokach energetycznych, na kominach. Zainteresowała się tym ubecja, a nas internowano.

Kiedy to się stało?
16 czerwca 1982 roku. Najpierw przeszliśmy przez tzw. pentagon, czyli komendę wojewódzką MO w Katowicach. Stamtąd wysłali nas do Zabrza Zaborza, gdzie były przesłuchania. Szukali przede wszystkim tej tajnej drukarni, ale im się nie udało. Działała do 1983 roku. 22 lipca 1982 roku Zabrze Zaborze zostało zlikwidowane. Ja ostatecznie trafiłem do obozu w Uhercach. Siedziałem w celi nr 27. Robiliśmy tam m.in. śpiewniki, nieśmiertelniki z monet z imionami i nazwiskami, znaczki obozowe z wizerunkami Matki Boskiej, Jana Pawła II. Oczywiście nielegalnie. 4 grudnia 1982 roku wróciłem do domu.

Jak bez pana radziła sobie rodzina?
W mieście prężnie działał komitet pomocy, taki komitet powstał też przy kurii w Katowicach. Przychodziła pomoc z zagranicy, którą zorganizowały m.in. francuskie związki zawodowe, bo gościł tu ich przedstawiciel, i Kościół. Mieliśmy mąkę, cukier, czekoladę i inne produkty.

Czy bliscy wiedzieli, gdzie pan jest?
Wszystkie rodziny musiały wiedzieć, gdzie jesteśmy, żeby nikt nie zaginął na tych szlakach. Informowaliśmy bliskich zarówno przez władze więzienne, ale one zazwyczaj to opóźniały, jak i indywidualnie. Na przykład ktoś wychodził do lekarza czy szpitala. I błyskawicznie uruchamiał przekazywanie informacji. Zdarzało się, że koledzy, którzy trafiali do szpitala na kilka dni, tak pozałatwiali wszystko z esbekami, że jechali do domu!

Co pan zrobił po powrocie do Rybnika?
Poprosiłem o urlop, bo nie wykorzystałem go z powodu internowania. Dyrekcja kręciła, więc wzorem innych wypisałem kartę urlopową i miałem wolne. Wtedy okazało się, że zrobiłem to nieprawnie. Pojechali mi za to po trzynastej pensji, chcieli nawet przenieść do Żor albo do podstawówki. Mój dyrektor uzasadniał, że ma nadmiar nauczycieli, jako że pod moją nieobecność przyjął kogoś innego. Po pewnym czasie jedna z polonistek w czasie wakacji pojechała na Zachód i już nie wróciła. I tak przetrwałem w szkole aż do 1989 roku. Bez nadgodzin, wychowawstw, z zakazem wyjazdów na wycieczki.




Notatnik Solidarności
Jerzy Frelich zrekonstruuje podziemną drukarnię na okolicznościowym spotkaniu, które odbędzie się 15 grudnia w siedzibie Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Rybniku. Na spotkanie przyjedzie też Andrzej Stobierski. Panowie przygotowują specjalne wydanie „Notatnika Solidarności”, który drukowali w stanie wojennym. (adr)

 

Czytaj też:
Grudzień ’81 w liczbach
Harda dusza
Lekcja historii
Przekazy i wspomnienia
Jak władza stan wojenny wprowadzała

1

Komentarze

  • Eterno Vagabundo Pro memoria. 11 grudnia 2011 19:50 Za ten strach, niepewność, lęki i starania, Ślę Panu najgłębsze wyrazy uznania. Człek godzien szacunku, prawy, charakterny, Świetlanym wartościom jest do końca wierny.

Dodaj komentarz