OGIE Z~1 JPG
OGIE Z~1 JPG


Przyczynę pojawienia się płomieni ustala komendant jastrzębskiej straży pożarnej Edward Deberny, występujący w roli biegłego. Jak mówi, ekspertyza będzie gotowa najszybciej w tym tygodniu: – Czekam na materiały z dochodzenia, ciągle trwa przesłuchiwanie świadków, w tym strażaków biorących udział w akcji gaśniczej – wyjaśnia. Komendant dotarł na miejsce pogorzeliska jeszcze w dniu zdarzenia, czyli 2 października. Ze wstępnych oględzin wywnioskował, że ogień mogła zaprószyć iskra z niesprawnego przewodu kominowego w mieszkaniu na drugim piętrze. Stamtąd płomienie miały się przedostać na poddasze. Wersji o zaprószeniu nie przyjmuje do wiadomości właściciel kamienicy Arkadiusz Sander. Jego zdaniem przyczyną pożaru było zwarcie w instalacji elektrycznej nielegalnie pociągniętej przez lokatorkę mieszkania na poddaszu. – O tym, że musiało dojść do zwarcia, powiedział mi znajomy, który zna się na elektryce i widział już podobną pajęczarską robotę – twierdzi. Według właściciela samotnie mieszkająca lokatorka nielegalnie pobierała prąd z lampy sufitowej na strychu za pomocą drutu bez izolacji. Skoro drut nie miał żadnego zabezpieczenia, to zdaniem Arkadiusza Sandera bardzo łatwo mogło dojść do zwarcia i w konsekwencji pożaru. Poddasze miało drewniany strop i podłogi, więc ogień łatwo mógł się rozprzestrzenić. Jego zdaniem wersję o zwarciu potwierdzają ślady w pokojach nieobjętych pożarem: wypalone gniazdka i osmolone ściany w miejscach, gdzie poprowadzony był przewód elektryczny łączący się z „pajęczyną”. Gdyby instalacja była prawidłowa, to w razie zwarcia zadziałałyby bezpieczniki.Wedle gospodarza lokatorka musiała zdawać sobie sprawę, że ponosi winę za pożar, bo jeszcze zanim strażacy skończyli akcję gaszenia, ona już wymieniała drzwi wejściowe. – Proszę mi powiedzieć, kto w takiej sytuacji myśli o wstawianiu nowych drzwi w miejsce wypalonych. Chyba tylko po to, żeby coś ukryć – mówi właściciel kamienicy. Lokatorka zdała klucze i zniknęła. Prawdopodobnie ukryła się u kogoś z rodziny. Arkadiusz Sander ubezpieczył kamienicę. Martwi się jednak, że polisa pokryje raptem połowę kosztów naprawy dachu. Na zbyt dużą kwotę nie dało się ubezpieczyć kamienicy, bo liczy sobie ona już około stu lat i nie ma zbyt dużej wartości. Z tego powodu sprowadził biegłego z dziedziny kryminalistyki Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach, by ten sprawdził wersję o zwarciu. Gdyby udało się udowodnić winę lokatorce, policja z urzędu wszczęłaby przeciwko niej postępowanie, a właściciel miałby podstawy do obciążenia jej kosztami remontu. Funkcjonariusz podtrzymał jednak opinię strażaka. Notatka sporządzona przez biegłego z Katowic powinna znaleźć się w materiałach, na podstawie których komendant Deberny opracuje ekspertyzę. Gdyby ostateczna wersja o przyczynie pożaru potwierdzała wstępną, wtedy Arkadiuszowi Sanderowi pozostałby proces cywilny. Na własną rękę musiałby dowieść, że winę ponosi lokatorka.Ogień kompletnie wypalił mieszkanie na poddaszu oraz część lokalu znajdującego się tuż pod nim na drugim piętrze. Mieszkanie to remontował dla siebie brat właściciela kamienicy. Już prawie finiszował, niemniej nie było dane mu się wprowadzić. Osobiste dramaty przeżywają również lokatorzy dwóch mieszkań na parterze i pierwszym piętrze. Ogień do nich nie dotarł, ale kompletnie zalała je woda użyta przez strażaków do gaszenia. W jednym z nich mieszkała czteroosobowa rodzina. Od razu dostała z miasta lokal zastępczy. OPS przyznał jej pomoc finansową. Lokatorowi drugiego z zalanych mieszkań nowy dach nad głową zaoferował Arkadiusz Sander w innej swojej kamienicy.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz