Diana Cichy z chińskim znakiem szczęścia / Arc Diana Cichy, Liu
Diana Cichy z chińskim znakiem szczęścia / Arc Diana Cichy, Liu

O sytuacji w Kraju Środka opowiada żorzanka Diana Cichy, właścicielka firmy CICHE International Trade and Investment z Hongkongu, która ma oddział w Pekinie i współpracuje z partnerami w Tiencin, Szanghaju czy Guilin. Jej zdaniem Chińczycy opanują epidemię, bo są zdyscyplinowani i do bólu przestrzegają zaleceń.

Ireneusz Stajer

Chińczycy są bardzo zdyscyplinowanym społeczeństwem. Dlatego robią dokładnie to, co nakazują władze w związku z wystąpieniem groźnego koronawirusa. Przede wszystkim nie wychodzą z domów, by nie rozprzestrzeniać choroby. Niełatwo wytrzymać w czterech ścianach, gdy epidemia ze wzmożoną siłą zaatakowała w czasie chińskiego Nowego Roku. To najważniejsze święto w Kraju Środka, obchodzone przez wiele dni. 25 stycznia rozpoczął się Rok Szczura. Na ulicach nie widać jednak tradycyjnych, barwnych korowodów ze smokiem. Opustoszały targowiska, gdzie prawdopodobnie ten zjadliwy wirus przeszedł na człowieka.

- Rozmawiałam już z kilkoma znajomymi, m.in. z Pekinu, Tiencin i Szanghaju. Obawiają się wirusa, ale nie panikują. Dokładnie wykonują polecenia władz, bo wiedzą, że to konieczne. Ulice są puste. Ludzie nie chodzą do pracy, zamknięto szkoły. Pozamykane są restauracje i sklepy – wylicza pochodząca z Żor Diana Cichy, która prowadzi firmę w Hongkongu. CICHE International Trade and Investment ma oddział w Pekinie. Przedsiębiorstwo zajmuje się promocją polskich firm i produktów w Chinach.

Epidemia na Rok Szczura

- Kolega Liu powiedział mi, że musiał odwołać spotkanie rodzinne u wujków. Zakaz obejmuje bowiem także spotkania rodzinne. W okresie świątecznym jest to dla nich szczególnie uciążliwe – mówi pani Diana. 

Chińczycy powinni celebrować Nowy Rok od piątku do czwartku, naszego 30 stycznia. - Tymczasem, z powodu epidemii święta wydłużono już do następnej niedzieli, by ludzi zatrzymać w domach. Szkoły i zakłady pracy będą zamknięte jeszcze w przyszłym tygodniu. Obostrzenia dotyczą całego kraju – podkreśla bizneswoman, która obecnie przebywa w Polsce. 

Jak dodaje, nie ma na razie sygnałów, by koronawirus dotarł do Hongkongu, gdzie funkcjonuje główna siedziba firmy.

Rygorystyczne zakazy

Najtrudniejsza sytuacja panuje faktycznie w Wuhan, dużym mieście na południu, oraz okolicznych miejscowościach. Tam zanotowano najwięcej przypadków infekcji i ofiary śmiertelne, więc zakazy są najbardziej rygorystyczne. Region odcięty jest od świata. - Choroba przypomina grypę i można ją wyleczyć. Zmarły osoby najsłabsze, starsze i cierpiące dodatkowo na inne schorzenia. To pacjenci z mniejszą odpornością organizmu. Osoby zdrowe, np. nie mające problemów z układem krążenia, radzą sobie z wirusem – przyznaje żorzanka. - Spośród moich znajomych na szczęście nikt nie zachorował – dodaje.

Zapasy jedzenia

Diana Cichy, z okazji chińskiego Nowego Roku powysyłała kartki świąteczne. Życzenia są w językach: polskim, angielskim i mandaryńskim. - Przy okazji pytałam znajomych o sytuację w kraju. Sklepy są zamknięte, ale Chińczycy zrobili duże zapasy przed świętami. Tak jak Polacy, kupują za dużo żywności. Tym jednak razem jedzenie się nie zmarnuje – mówi.

Płacą za wizyty u lekarza

 

Zdaniem pani Diany, Chińczycy opanują epidemię. - Są bardzo skuteczni w radzeniu sobie z problemami. Ich medycyna stoi na bardzo wysokim poziomie. Szpitale są świetnie wyposażone, a personelu jest dużo. Bierze się to z tego, że nie ma tam czegoś na wzór ZUS-u i NFZ. Pacjenci płacą za wizyty i leki. Nie są to duże kwoty, ale wystarczają na zapewnienie wszelkich świadczeń – zaznacza właścicielka firmy.  


Do tematu wrócimy w środowych „Nowinach”.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz