Spracwy grozi do 15 lat więzienia / Policja Jastrzębie
Spracwy grozi do 15 lat więzienia / Policja Jastrzębie

Kiedy pobity przez Adriana S. didżej Krzysztof Linde konał, właściciel lokalu na osiedlu Przyjaźń miał zastanawiać się co zrobić w tej sytuacji.
W końcu nie wezwał karetki pogotowia. Umierającemu 40-latkowi, mężowi i ojcu, nie pomogły również trzy inne osoby. Prokuratura skierowała wobec czworga świadków bestialstwa, którzy wykazali bierność, akty oskarżenia do jastrzębskiego sądu. - Właścicielowi zarzucamy nieudzielenie pomocy, składanie fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania karnego. Kolejne dwie osoby, mężczyzna i kobieta, odpowiedzą za nie udzielenie pomocy, a następna kobieta za wprowadzanie w błąd policji na początku śledztwa i utrudnianie postępowania. Są to kelnerka, niezatrudniona w lokalu kobieta oraz mężczyzna – mówi Jacek Rzeszowski, prokurator rejonowy. Ten ostatni miał pomagać sprawcy w przeniesieniu Krzysztofa na zaplecze.
W rybnickim Ośrodku Zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach toczy się proces przeciwko podejrzanemu o śmiertelne pobicie didżeja, Adrianowi S. Oskarżenie zarzuca mu także groźby na szkodę innej pokrzywdzonej i podżeganie do składania fałszywych zeznań przez jednego ze świadków. Grozi mu do 15 lat więzienia. Przypomnijmy, że do dramatycznych zdarzeń w lokalu doszło 28 sierpnia zeszłego roku. Didżej został pobity, bo miał nie zagrać jednej piosenki. Zmarł w szpitalu.

Komentarze

Dodaj komentarz