Noworodka mogła porwać na przykład połednica / Elżbieta Grymel
Noworodka mogła porwać na przykład połednica / Elżbieta Grymel

 

Każda kobieta wie, że okres połogu trwa sześć tygodni. Dziś jednak już tylko starsze pokolenia są świadome tego, ile niegdyś ograniczeń ciążyło w tym okresie na młodych mamach. Wynikało to głównie z przekonania, że na nie i ich maleństwa czyha wiele niebezpieczeństw.

 

Przez okres sześciu tygodni od urodzenia dziecka kobieta uważana była za położnicę, bo tyle też trwa okres połogu. Niegdyś powszechnie wierzono, że w tym czasie na nią i jej dziecko czyhało wiele niebezpieczeństw zarówno ze strony demonów, jak i czarowników oraz czarownic wszelkiej maści. Skąd brało się owo przekonanie? Nie jest wykluczone, że z racji ogromnej umieralności wśród dzieci, z tego też zresztą powodu noworodki chrzczono zaraz na drugi dzień po przyjściu na świat. Nadawano im po dwa imiona. Wyjaśnienie takich praktyk należy szukać w opowieściach o zmorach, o których już wcześniej wspominałam.

Matka osłabiona porodem nie brała udziału w obrzędzie chrztu. Dziecko zanosili do kościoła tylko matka i ojciec chrzestny. Zdarzało się, że ksiądz z jakichś powodów nie chciał ochrzcić dziecka imieniem, które chcieli mu nadać rodzice, więc o zmianę imienia pytał rodziców chrzestnych lub też sam wyszukiwał stosowne, jego oczywiście zdaniem, imię w wykazach świętych. Nawiasem mówiąc, w takich to właśnie okolicznościach jeden z moich krewnych zamiast Gintrem został Wicyntem (pisownia oryginalna).

Jeżeli w danej rodzinie kilkoro dzieci zmarło w niemowlęctwie, to żeby odwrócić zły los, po chrzcie maleństwo wprowadzano do domu oknem, zamiast wnieść je normalnie przez drzwi. Rodzice lub ktoś z bliskich powinien był czuwać przy nim przez całą noc przed chrztem, ponieważ w tym okresie jako mały poganin wzbudzało zainteresowanie demonów, szczególnie zaś połednic (zwanych też klynkanicami) i mamon, które chętnie wymieniłyby go na swoje niezbyt urocze dziecko nazywane u nas podciepem (podrzutkiem). Taki podciep miał dużą głowę, wytrzeszczone oczy i potrafił zjadać tyle, co czterech dorosłych mężczyzn.

Aby pozbyć się podciepa z domu, należało zbić go rózgą aż do krwi, wtedy zaczynał głośno krzyczeć. W takiej sytuacji jego matka, nie mogąc słuchać wrzasków własnego potomka, oddawała uprowadzonego noworodka. Metoda ta była drastyczna, ale podobno, jak powszechnie twierdzono, bardzo skuteczna. Nie było to jedyne powszechne przekonanie naszych przodków związane z matką i maleńkim dzieckiem. Uważano na przykład, że położnica nie powinna przebywać w domu sama, szczególnie w południe, kiedy to po świecie włóczyły się połednice, które mogły nie tylko wykraść nowonarodzone dziecko, ale spowodować zasłabnięcie lub nawet śmierć młodej matki.

Przesądów związanych z połogiem było znacznie więcej. Kobieta będąca położnicą nie mogła wychodzić na dwór bez nakrycia głowy (zazwyczaj była to chustka, czepiec lub w okresie późniejszym także kapelusz) i musiała nosić na piersiach pieluszkę należącą do jej ochrzczonego już dziecka. Dlaczego? Ano dlatego, żeby "nie przeziębić mleka" lub "by coś jej nie podleciało", czyli nie spowodowało choroby. Nie powinna też wychodzić do żadnych prac polowych, ponieważ zwabiony jej obecnością diabeł powodował powstawanie tzw. złych wirów, przypominających małe trąby powietrzne, które rozrzucały kopki siana na łąkach, niszczyły warzywniki i otrząsały owoce w sadach.

Okres połogu kończył się tzw. wywodem. Była to uroczystość kościelna: kobieta przystępowała do spowiedzi i podczas mszy odprawionej w jej intencji (czasem w intencji nowo narodzonego dziecka lub całej rodziny) na znak księdza z zapaloną świecą w ręku trzykrotnie okrążała ołtarz. Był to widocznym dowód na to, że powróciła do miejscowego społeczeństwa i odtąd znowu była jego pełnoprawną członkinią. W połogu bowiem ciążyły na niej liczne ograniczenia.

W latach 50. ubiegłego wieku wywód był już raczej formalnością. Z opowieści mojej mamy pamiętam, że był on powiązany ze chrztem dziecka. Mnie samą ochrzczono w dziesiątej dobie życia, ale moja mama, która (wraz z ojcem) brała udział w tej uroczystości, była uznawana za położnicę jeszcze do końca szóstego tygodnia po porodzie. Należy dodać, że jej formalny wywód miał miejsce zaraz po obrzędzie chrztu.

 

Komentarze

Dodaj komentarz