Przerażona pani Krysia na prżno szukała drzwi w ciemnościach / Elżbieta Grymel
Przerażona pani Krysia na prżno szukała drzwi w ciemnościach / Elżbieta Grymel

 

Czasami straszą nas duchy, a czasami straszymy się sami. Grunt to nie dać się zwariować i w każdej sytuacji zachować zimną krew – taki morał płynie z tej opowieści.

 

Opowieść tę usłyszałam ponad trzydzieści lat temu od swoich znajomych – państwa Krystyny i Edwarda, którzy byli też jej bohaterami. Starsi państwo otrzymali nieco większe mieszkanie w czynszowej kamienicy i bardzo się z tego cieszyli. Jednak sen z powiek spędzał im fakt, że musieli najpierw je wyremontować, ponieważ było bardzo zaniedbane. Swoje meble zgromadzili zatem w jednym z pokojów, a w drugim urządzili prowizoryczną sypialnię. Pomimo że pan Edek był na urlopie, zaraz pierwszego wieczoru po przeprowadzce w trybie bardzo pilnym wezwano go do zakładu pracy, gdzie jako emeryt dorabiał sobie na połowę etatu.

Nastąpiła tam bowiem jakaś awaria, a że był to okres wakacyjny, brakowało rąk do pracy. Gospodarz wybiegł z mieszkania w wielkim pośpiechu i nie zabrał klucza do drzwi. Jego żona posprzątała po kolacji i zamierzała zaczekać do powrotu męża, czytając książkę. Ponieważ zapadał zmrok, zapaliła stojącą lampę i ulokowała się na kanapie, ale przeczytała zaledwie kilka stron, kiedy światło zaczęło niepokojąco migotać. Wyłączyła więc lampę i wyciągnęła się wygodnie na kanapie. Była bardzo zmęczona, więc sądziła, że zaraz zaśnie, ale sen nie nadchodził, za to zaczęła myśleć, jak to sama określała, o "dziesięciu rzeczach naraz".

Tak dotrwała do północy, ale pan Edward się jeszcze nie pojawił. Potem widać sen skleił gospodyni powieki, bo obudziło ją cichutkie pukanie do drzwi i głos męża: Krysiu, otwórz!

– Zaraz, zaraz...– wymamrotała zaspana pani Krystyna, podniosła się z kanapy i skierowała się do drzwi, lecz zamiast na ościeżnicę, jej ręka trafiła w ścianę. Niczym nie zrażona przesunęła się lekko w prawo, skąd dobiegał głos męża, ale tym razem przestraszyła się i lekko oprzytomniała, bo jej dłoń ponownie trafiła na szorstką powierzchnię . Przesunęła ją jeszcze trochę, ale po drzwiach nie było śladu!

– Edek, gdzie jesteś? – zapytała drżącym głosem.

– Ja to gdzie, za drzwiami ... – zdziwił się mąż. – Otwórz! – poprosił ponownie.

– Tylko Edziu – wyjąkała pani Krystyna – nie ma drzwi, ja nic z tego nie rozumiem... – dodała płaczliwym głosem.

– Jak nie ma drzwi, to co jest? – tym razem i mąż pani Krysi lekko się zaniepokoił.

– Jest ściana! Jakaś szorstka ściana! – padła na to odpowiedź jego żony.

– Krysiu, zapal światło! – poradził mąż, ale gospodyni nie znalazła wyłącznika.

– To odsłoń okno, naprzeciwko świecą uliczne latarnie! – pan Edward był już nie tylko zdenerwowany, ale i przestraszony.

– O, Boże, okna też nie ma! – jęknęła zupełnie już zdezorientowana kobieta.

– No co ty, Kryśka, dość żartów, nie wygłupiaj się... – doleciało do jej uszu. – Kryśka słyszysz mnie? Co się stało?

– Nie wiem, nie wiem... – pani Krystyna wpadła w konsternację i zatrzymała się na środku ciemnego pokoju, a potem krzyknęła: Edek zrób coś! Boję się ! Dłużej tego nie wytrzymam! – i zaniosła się gwałtownym płaczem.

Głośna wymiana zdań obudziła sąsiada, który wyszedł na korytarz, żeby sprawdzić, co się dzieje i co jest przyczyną tych nocnych hałasów. Pan Edek postanowił skorzystać z jego pomocy. Zdecydował, że wyważą drzwi i po chwili w pokoju sypialnym wreszcie rozbłysło światło. Dopiero wtedy rozdygotana pani Krysia uświadomiła sobie, gdzie jest i odetchnęła z wielką ulgą, bo zrozumiała, że jednak nic jej nie postraszyło!

Co się zatem okazało? Po prostu drzwi wejściowe, których nadaremnie szukała, błądząc w ciemnościach, w poprzednim mieszkaniu znajdowały się dokładnie naprzeciwko sypialni, tu zaś ulokowano je w korytarzyku na prawo. Tutaj nawet okna znajdowały się w zupełnie innym miejscu niż w poprzednim lokum, w którym mieszkała nieprzerwanie przez trzydzieści lat. Siła przyzwyczajenia zrobiła swoje, zwłaszcza że pani Krysia była niespodziewanie wyrwana ze snu. Żadne egzorcyzmy nie były jednak potrzebne.

Jaki morał wypływa z tej opowieści? Ano taki, że czasem nas straszą, a kiedy indziej straszymy się sami... Niestety, taka przygoda może przytrafić się każdemu. Najważniejsze, żeby nie dać się zwariować i w każdej sytuacji zachować zimną krew.

Komentarze

Dodaj komentarz