Dr Dariusz Węgrzyn / Archiwum
Dr Dariusz Węgrzyn / Archiwum

 

Rozmowa z dr. Dariuszem Węgrzynem, pracownikiem naukowym katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.


 

Od tragedii rogowskiej minęło równo 70 lat, ale wydarzenie to wciąż jest owiane ponurą tajemnicą, głównie z powodu niedopowiedzeń i przekłamań. Co do tej pory udało się ustalić pracownikom IPN?

Przede wszystkim przywiozłem do Rogowa ustaloną listę ofiar, tych, o których na pewno wiemy, że zostali zamordowani na przełomie marca i kwietnia 1945 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej. Jest to lista 34 osób, z tym że nie jest ona jeszcze pełna. Na bazie przeprowadzonego śledztwa mamy w tej chwili znacznie większą wiedzę na temat losów tych mieszkańców, znamy okoliczności ich śmierci.

 

Pytanie, czy musieli umrzeć. Czym zawinili? Wojna miała się przecież ku końcowi. Armia Czerwona triumfowała nad nazizmem.

Aby zrozumieć te tragiczne zdarzenia, należy sobie wpierw uświadomić, jakie było zachowanie Armii Czerwonej na terenach Górnego Śląska znajdującego się po polskiej stronie, a jakie na terenach Górnego Śląska, które przed 1 września 1939 roku znajdowały się w granicach III Rzeszy. W 1945 roku Rogów leżał po polskiej stronie, ale na terenie przygranicznym, granica polsko-niemiecka biegła przecież tuż przed Raciborzem i właśnie to położenie miejscowości miało decydujące znaczenie. W końcówce wojny w przygranicznym pasie miały miejsce ostre i krwawe walki, podczas których dochodziło do mordowania ludności cywilnej. Tragiczna historia Rogowa nie jest zresztą odosobniona, bo podobna miała miejsce w Przyszowicach, gdzie z rąk czerwonoarmistów zginęło 50 osób.

 

 

Innymi słowy: im bliżej niemieckiej granicy, tym większe było okrucieństwo?

Trzeba pamiętać, że Górny Śląsk był zdobywany stopniowo. Z końcem wojny na obszarach południa i zachodu regionu trwały krwawe walki, niektóre miasta były odbijane nawet po kilka razy. W kwietniu zakończyły się deportacje Górnoślązaków do ZSRR, ale cały czas ginęli ludzie, najczęściej tuż po zajęciu danej miejscowości przez żołnierzy Armii Czerwonej i tak też było w Rogowie. Nie możemy jednak mówić, że ci mieszkańcy byli ofiarami działań wojennych, bo w większości byli wyciągani przez żołnierzy Armii Czerwonej z piwnic czy innych kryjówek i zabijani strzałem w potylicę. Są to więc ewidentne zbrodnie wojenne na obywatelach, jakby nie było, przedwojennej II Rzeczpospolitej.

 

Wspomniał pan, że na niemieckim Śląsku było jeszcze gorzej...

Na terenach polskiego Śląska dowódcy Armii Czerwonej próbowali zapanować nad żołnierzami, jak to miało miejsce w Katowicach czy Chorzowie. Tam nie było mordów na wielką skalę. One się zaczęły tuż przy granicy, kiedy czerwonoarmiści do końca nie wiedzieli, czy są już na terenie III Rzeszy, czy jeszcze nie. No a potem im dalej na zachód, to już było tylko gorzej. Wymieńmy te największe mordy na Śląsku Opolskim: Miechowice (około 380 osób), Bojków (około 120), Boguszyce (około 280-300), Brynica (33), Byczyna (200), Czarnowąsy (150), Dobrzyń Wielki (64), Gosławice i Kolonia Gosławicka(40), Kupy (100 osób). Dla tych małych, rolniczych miejscowości, była to znaczna część populacji. Poza tym należy pamiętać, że mężczyźni jako obywatele III Rzeszy byli powoływani do Wehrmachtu. W domach zostały głównie kobiety, dzieci, ludzie starzy i to oni byli mordowani. W Zakrzowie, który jest dzisiaj dzielnicą Opola, zostało zamordowanych 107 osób, głównie osób starszych i kobiet.

 

Jak tłumaczyć to okrucieństwo? Czy samą zemstą na frycach, jak to żołnierze radzieccy określali Niemców?

Zachowanie Armii Czerwonej na wschodnich terenach Rzeszy miało kilka przyczyn. Kluczowa była chęć zemsty za to, co uczynili Niemcy na Wschodzie, za tysiące zniszczonych miejscowości i pomordowanych cywilów. Ważna była także propaganda, którą karmieni byli ci żołnierze oraz szok kulturowy, jakiego doznawali czerwonoarmiści pochodzący m.in., z Azji. Po raz pierwszy bowiem znaleźli się na terenie, gdzie były domy z elektrycznością, kanalizacją i wodą. Szok wyzwalał w nich strach, a ten z kolei skłaniał do sięgania po broń. To oczywiście w żaden sposób nie może być usprawiedliwieniem zbrodni wojennych, ale być może w jakimś stopniu tłumaczy zachowania żołnierzy, którzy pod naporem skrajnych emocji byli w stanie mordować kobiety i dzieci. Nie możemy też zapominać o fali gwałtów, które w niektórych miejscowościach Śląska Opolskiego przybierały charakter plagi. Żołnierze najpierw gwałcili, a potem mordowali te kobiety. Wrogość do wszystkiego co niemieckie widoczna też była w polskim Radzionkowie, z którego aż 300 osób, obywateli II RP przed wojną, zostało deportowanych do ZSRR. Dlaczego? Bo pracowali w niemieckich kopalniach w Bytomiu.

 

Powiedział pan, że pamięć o zakończeniu wojny w Polsce jest inna niż na Śląsku. U nas wojna miała inny przebieg?

Staram się pokazać wydarzenia w 1945 roku jako coś szczególnego w historii Górnego Śląska, bo faktycznie inna jest pamięć o zakończeniu wojny w Małopolsce, a inna na Śląsku, który dla żołnierzy radzieckich był już wschodnią częścią Niemiec. Kiedy zaś czerwonoarmiści tylko stawali na niemieckiej ziemi, ich zemsta była straszna. Tak też było w naszym regionie. Śląsk w ogóle jest ziemią o skomplikowanej historii. Po powstaniach śląskich został decyzją mocarstw podzielony sztuczną granicą. Ludzie zrośnięci ze sobą od wieków kulturowo zostali rozdzieleni. Jedni znaleźli się po niemieckiej stronie, choć nie wszyscy czuli się Niemcami, a jedni po polskiej – chociaż nie wszyscy byli ducha polskiego. Miało to później swoje konsekwencje podczas wojny. Inny charakter, aniżeli w innych częściach Polski, miała też volkslista na polskim Górnym Śląsku. W Generalnej Guberni posiadacz takiej volkslisty był zdrajcą. Inaczej wyglądała sprawa u nas – tutaj lista była przydzielana z urzędu i trudno było jej nie otrzymać. Każdy miał co najmniej trójkę. Warto zrozumieć tę sytuację, bo jest ona tłem tragicznych wydarzeń końca wojny.

Rozmawiała: Iza Salamon

 

 

 

 

O tej tragedii nie wolno zapomnieć
Daniel Jakubczyk, wójt Gorzyc, we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej w Katowicach oraz parafią pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rogowie zorganizował prelekcję zatytułowaną "Deportacje mieszkańców Górnego Śląska do Związku Radzieckiego w 1945 roku". Prelekcja połączona była z projekcją filmu "Przemilczana tragedia" oraz promocją "CzasyPisma".
– Postanowiłem zaprosić pracowników naukowych z IPN , dr. Dariusza Węgrzyna oraz dr Adama Dziubę, którzy są autorami setek publikacji na temat historii Śląska, a tematem naszego spotkania są przede wszystkim deportacje Ślązaków do ZSRR co wpisuje się w historię Rogowa. Jeszcze w latach 90. interesowałem się tym tematem, odwiedzałem starszych mieszkańców, rozmawiałem z nimi o wywózkach, a także o wydarzeniach związanych z mordem w rogowskiej parafii, do którego doszło pod koniec wojny. Jest to jedna z większych tego typu tragedii w skali Górnego Śląska – mówił wójt Jakubczyk.
– Historia jest nauczycielką życia, warto szukać prawdy i poznawać prawdę, bo wtedy człowiek odnajduje swoją tożsamość, swoje korzenie – dodał ksiądz proboszcz Bernard Rak. Spotkanie odbyło się na probostwie.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz