post image
Elżbieta Grymel

Przeważyły tu względy praktyczne: Ludzkie ciała pochowane w suchym piachu przechowywały się prawie nienaruszone przez wiele lat. Nie zatruwały okolicznych wód (wtedy ludzie mieli tylko takie przypuszczenie, dziś wiemy, że to prawda). Szczególnie daleko od miejscowości, lecz także w terenie wyżej położonym lokalizowano groby innowierców. Stąd też zapewne wywodzi się śląskie określenie: „wywiyźli go na kympka”! Warto tu też przypomnieć o tzw. „cmentarzach morowych”. Wiele z nich, szczególnie tych wywodzących się z głębokiego średniowiecza, zostało zapomnianych. Czasem wspominane są w opowieściach ludowych, ale nikt już nie potrafi wskazać ich lokalizacji.

Opierając się w dużej mierze na opowieściach ludowych, a także na niektórych faktach historycznych chciałabym opisać cmentarze i cmentarzyska znajdujące się w moim rodzinnym mieście – Żorach.

Zacznijmy od tajemniczej kaplicy świętej Barbary. Budowla ta była zlokalizowana w pobliżu obecnego probostwa ewangelickiego i już na początku XX wieku niesłusznie uważana była za zaginioną. Jednak nas bardziej obecnie interesuje jej patronka – św. Barbara uważana za patronkę od zarazy. Zachodzi pytanie, czy owa święta ustrzegła miasto od jakiejś zarazy? Wtedy jej kaplica znajdowałaby się raczej przy kościele farnym, a nie za fosą w dość sporej odległości od miasta. Jej lokalizacja wskazuje, że św. Barbara strzegła cmentarza morowego! Kaplica i jej otoczenie leżące na zboczu wzgórza widoczne było z murów miejskich. Jest to drobny, ale ważny szczegół! Jakikolwiek ruch w tym miejscu nie uszedłby uwagi strażników miejskich. Cmentarz morowy często nie był spokojnym miejscem, bo pojawiali się tam rabusie okradający świeże pochówki, a także handlarze kości ludzkich. Ich klientami bywali często medycy poszukujący kości do celów badawczych  oraz osobnicy (rzadziej osobniczki) trudniący się czarami. Większość ludzi  wizja zarazy przerażała, ale właśnie w tych odległych czasach ukuł się pogląd, że ziemia „wyciąga każdą „zarazę” po kilku latach”. Wiele osób z mojego otoczenia tak myślało jeszcze w latach 50 i 60 ubiegłego wieku.

Według Karola Miarki Starszego, który w swojej publikacji „Husyci na Górnym Śląsku” opisał oblężenie Żor przez husytów w roku 1433, polegli napastnicy pochowani zostali na jednym z okalających miasto wzgórz.  Do tytułu husyckiej „kempki” pretendowało nawet wzgórze przy drodze do wsi Osiny, ale nie spełniało ono jednego zasadniczego warunku: nie było widoczne z murów miejskich, a o tym wspominają wszystkie żorskie opowieści ludowe dotyczące tego wydarzenia. Autor wyżej wymienionej publikacji  wspomina, że na początku wieku XIX przy drodze do Boryni w miejscu wydobywania piasku  natrafiono na liczne szczątki ludzkie. Wśród nich miała być czaszka z dobrze zachowaną  czarną długą broda. Jej właściciela  miejscowi skojarzyli z jednym ze zwolenników husytów, rycerzem Mikołajem z Jastrzębia zwanym też ”Czarnym Jastrzębcem”. Czy ich rozumowanie było słuszne, trudno dziś dociec. Przy drodze do Boryni istnieje tylko jedno takie miejsce zwane dziś „Zielonym Jarem”, gdzie odbywają się często żorskie imprezy plenerowe. Jednak jak twierdzili starzy żorscy mieszkańcy, „jar” ów nie powstał na skutek wykopywania piasku, a gliny potrzebnej miejscowej cegielni. Wydobywanie obydwu kopalin jest prawdopodobne, bo wzgórza od strony południowej miasta są pochodzenia polodowcowego. Z wierzchu występuje glina a w środku pokłady żwiru i piachu.

W pobliżu tego miejsca podania ludowe lokują tzw. „lutersko kympa”, gdzie miano grzebać pierwszych żorskich mieszkańców wyznania luterańskiego. Jeżeli istotnie luteranów grzebano poza miastem, to dotyczyło to, moim zdaniem, raczej okresu kontrreformacji. Na razie nikt takiej nekropolii nie odkrył, choć nazwa taka funkcjonowała jeszcze w czasach mojego dzieciństwa (lata 60 ubiegłego wieku), ale teren ten oznaczano raczej dość  mgliście.

Ps. O pozostałych cmentarzach napiszę niebawem.

Elżbieta Grymel

Komentarze

Dodaj Komentarz