KAPASK~1 JPG
KAPASK~1 JPG


Józef Pawełek był dzieckiem, gdy ks. Paweł Miś przyszedł do Czernicy, więc dużo lepiej pamięta czasy, gdy stąd odchodził. Wcześniejsze lata zna głównie z opowiadań, a w większości przewija się wątek dotyczący aresztowania kapłana, bo dla mieszkańców był to ogromny cios. W owych czasach w więzieniach UB osadzono wielu duszpasterzy, ale nie za każdym wierni wstawili się tak licznie jak za ks. Misiem. Doszło nawet do tego, że funkcjonariusze „bezpieki” musieli użyć podstępu, żeby go pojmać. Inaczej we wsi niechybnie wybuchłby bunt. Ludzie mówią, że ten ksiądz dodał im odwagi do walki o prawo do życia w wierze, w której się wychowali, całkiem ich odmienił. Wcześniej czernicka wspólnota była nieco w uśpieniu. Jak po grudzie postępowała tu nawet budowa nowego kościoła, którą w drugiej połowie lat 40. podjął ks. Jerzy Krzywoń, choć wierni z biedą mieścili się w starym, przerobionym na świątynię z dawnej gospody. Ostatecznie w 1950 roku proboszcz opuścił parafię, zmęczony trudami prowadzenia inwestycji i brakiem zaangażowania mieszkańców, którzy stracili nadzieję, że podołają tak wielkiemu przedsięwzięciu.Wkrótce kuria zdecydowała, że jego następcą zostanie właśnie ks. Miś. Gdy przybył do Czernicy, stały tylko świątynne fundamenty. Mury szybko jednak zaczęły rosnąć, a 18 czerwca tego samego roku były na tyle wysokie, że poświęcono kamień węgielny. W lutym 1951 roku położono dach. Kiedy zabrakło cegły, proboszcz sprowadził maszynę do jej wyrobu, pracował zresztą na budowie na równi z mieszkańcami. Dzięki temu grupa dzieci z rocznika Józefa Pawełka jako ostatnia poszła do pierwszej komunii w starym kościele, który miał wezwanie Najświętszego Serca Pana Jezusa. Było to w 1952 roku. Kolejna przyjęła sakrament już w nowym, który poświęcono 3 maja 1953 roku, nadając mu wezwanie Najświętszej Marii Panny, Królowej Polski. Ks. Miś nie mógł uczestniczyć w tej uroczystości, ponieważ siedział w więzieniu. Ten kolejny dramatyczny rozdział w jego życiu (po wybuchu wojny został wcielony do Wehrmachtu, skąd uciekł do armii gen. Władysława Andersa, a gdy wrócił do kraju, oczywiście nie czekały na niego fanfary) otworzyła walka, jaką władze komunistyczne wypowiedziały Kościołowi. Było to na początku roku szkolnego 1952/53, gdy religię usunięto z prawie wszystkich placówek oświatowych.W tej sytuacji ks. biskup Stanisław Adamski wystosował list pasterski z apelem o poszanowanie prawa i prośbą do wiernych o zajęcie stanowiska w tej sprawie. Ostatecznie w diecezji katowickiej przeprowadzono swoisty plebiscyt, w efekcie pod petycjami o pozostawienie religii w szkołach zebrano 72 tys. podpisów. Reakcja Urzędu Bezpieczeństwa była na tyle brutalna, że listy zniszczono, aby nie narażać ich sygnatariuszy. Władze i tak jednak przygotowały odwet. 4 listopada 1952 roku aresztowano i uwięziono biskupa Herberta Bednorza, a biskupa Adamskiego wydalono z diecezji na pięć lat. Taki sam los spotkał biskupa Jana Bieńka. Represje nie ominęły też Czernicy, ponieważ „bezpieka” dowiedziała się, że tu też powstała lista broniących religii, a podobno ma ją proboszcz. Cała akcja zaczęła się 4 listopada pod wieczór. Ks. Miś dopiero co wrócił na plebanię z budowy nowego kościoła i tłumaczył gospodyni, że spędził tam tyle czasu, bo dzieci namówiły go do zrezygnowania z nauki katechizmu na korzyść pracy, gdy ta nagle zauważyła mnóstwo aut stojących obok szkoły.„Proszę księdza, to chyba milicja!” – zawołała gospodyni. „A może UB przyjechało pozrywać krzyże?” – myślał głośno proboszcz. O ile bowiem krzyże zniknęły z większości szkół, o tyle czerniccy nauczyciele nie dali się zastraszyć, więc wisiały nadal, a rodzice głośno domagali się powrotu religii do rozkładu lekcji. Wkrótce ktoś zadzwonił do drzwi, a potem zaczął się dobijać. „To na pewno dzwonniczka Marta, idę otworzyć” – orzekła gospodyni. Zaniemówiła, gdy usłyszała, że za drzwiami czekają funkcjonariusze UB i żądają przywołania proboszcza. Na szczęście wnet odzyskała rezon, nie otworzyła więc drzwi, oświadczając, że proboszcza nie ma, a potem jeszcze wyzwała nieproszonych gości od gestapowców i bandytów. Potem okazało się, że zapłaciła za to rokiem więzienia. Ubecy jednak odeszli i rozsiedli się w samochodach. Gospodyni tymczasem wezwała dzwonniczkę Martę Bezuch i nakazała jej uderzyć w dzwony, żeby wezwać ludzi, bo „UB chce aresztować księdza”. Jak opowiadał później Józefowi Pawełkowi Alfons Koszorz, jeden ze starszych mieszkańców, którego syn nawiasem mówiąc też został księdzem, dzwony w Czernicy nigdy nie biły tak jak tamtej nocy, a ludzie tłumnie spieszyli ku kościołowi z postanowieniem, że nie pozwolą aresztować swojego księdza.Kilku parafian namówiło go do opuszczenia plebanii. Ostatecznie kapłan, w płaszczu i okularach Alfonsa Koszorza oraz w obstawie wiernych, przemknął nocą przez łąki do domu państwa Dongów, gdzie doczekał świtu. Rankiem, gdy funkcjonariuszy UB już nie było, bo odjechali w nocy, wrócił na probostwo i ukrył się w zakrystii starego kościoła. Tymczasem mieszkańcy wystawili wartę, żeby nie dopuścić do pojmania duszpasterza. Czuwano dniem i nocą, nic więc dziwnego, że ta heroiczna walka rozniosła się na cały Śląsk. Dyrektorzy szkół ostrzegali przed takim zaangażowaniem, zwłaszcza że wśród czuwających było mnóstwo młodzieży, ale uczniowie nie zważali na przestrogi. Niekiedy prosto z warty szli prosto na lekcje, a potem wracali. Tak było przez trzy dni. Ks. Miś odprawiał msze, modlił się z wiernymi, a nocował i jadł w zakrystii. Czwartego dnia przyszła po niego delegacja z urzędu gminy z przewodniczącym rady na czele, który zagwarantował, że kapłan nie zostanie aresztowany. Miał tylko podpisać jakiś dokument. To była pułapka. Okazało się, że przedstawiciele UB przyjechali po wspomnianą listę, ale jej nie dostali.Ksiądz jej nie wydał, ale wcześniej przewidująco zniszczył. Został za to aresztowany, i to w urzędzie gminy, po czym wywieziony i skazany na trzy lata więzienia. Ludzie nie wiedzieli nawet, gdzie siedział. Na szczęście wrócił do nich po roku. We wsi było to prawdziwe święto. – Wierni płakali z radości, witali proboszcza jak prymasa Wyszyńskiego – opowiada Józef Pawełek. Kapłan tymczasem zakasał rękawy i wraz z mieszkańcami wziął się do pracy, ponieważ w nowym kościele nie było organów, dzwonów ani żadnego wyposażenia, a on marzył o przekształceniu świątyni w sanktuarium. Wspólnym wysiłkiem udało się im wykończyć obiekt w 1960 roku, a wtedy ksiądz został przeniesiony do pracy duszpasterskiej w Lublińcu. Objął funkcję proboszcza parafii pw. św. Mikołaja, dziekana dekanatu lublinieckiego, ale nie tylko. Biskup Bednorz w homilii z 1962 roku nie na darmo nazwał go budowniczym śląskich kościołów. W owym czasie Polacy, zwłaszcza na Śląsku, prosili o nowe świątynie, ale uzyskanie zezwolenia graniczyło z cudem. Taka sytuacja zaistniała też w Jawornicy koło Lublińca. Ks. Miś nie byłby sobą, gdyby nie dostrzegł tej potrzeby, załatwił więc niezbędne formalności i przystąpił do dzieła.Codziennie rano odprawiał mszę w swojej parafii, a następnie udawał się na budowę i nieraz pracował z ludźmi do późnej nocy. Chciał skończyć roboty jak najszybciej, bo w planie miał jeszcze budowę dwóch kościołów. Nie dane mu było jednak nawet zamknąć tej rozpoczętej, ponieważ 6 sierpnia 1980 roku spadł z rusztowania, ponosząc śmierć na miejscu. – Jego pogrzeb był prawdziwą manifestacją, w której uczestniczyła chyba cała Czernica – wspomina Józef Pawełek. „Nie znał wypoczynku ani wakacji. Nigdy się tym nie chwalił ani nie chełpił, ponieważ uważał to za swój obowiązek” – powiedział w żałobnej homilii biskup Bednorz. Miesiąc po pogrzebie nad grobem tragicznie zmarłego kapłana zebrało się kilkuset księży i biskupów. Przyjechali na mszę w intencji jego duszy. Oni wiedzieli, co zresztą podkreślał biskup Bednorz, że wielkość kapłana mierzy się wielkością jego poświęcenia i ofiary. „W przypadku ks. Pawła osiągnęła ona szczyt, bo nie ma większej ofiary od daniny życia” – stwierdził biskup katowicki. Czas zatarł jednak pamięć o tych wydarzeniach. Z okazji 20. rocznicy śmierci kapłana w przedsionku czernickiej świątyni odsłonięto tylko poświęconą mu tablicę. Złożyli się na nią mieszkańcy.Skromne były też uroczystości z okazji 25. rocznicy. Przyjechał jedynie ks. Zygmunt Strokosz, odprawił mszę i przypomniał postać kapłana w homilii. To jeden z trzech księży, którzy uzyskali święcenia w czasie, gdy ks. Miś był tu proboszczem. – Od tej pory nie wyświęcono żadnego kapłana z Czernicy – ubolewa Józef Pawełek. Ludzie jego pokolenia i starsi ze wzruszeniem patrzą dziś na mury starego kościoła. Młodsi już nie wiedzą, że przez trzy [???????] udzielały one schronienia proboszczowi, bo obecnie mieści się tu kaplica pogrzebowa, a w kronice parafialnej jest niewiele na temat kapłana. Doszło nawet do tego, że gdy Instytut Pamięci Narodowej potrzebował o nim danych, zwrócił się do mieszkańców. Jaki więc był ten niezwykły ksiądz? Prosty, skromny, mało mówił, dużo robił. – Był też surowy i wymagał dyscypliny. Przy nim w kościele musiało być cicho, ale tak powinno być – podsumowuje Józef Pawełek.
Tekst i zdjęcia: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz