Szczepan Twardoch na spotkaniu z czytelnikami w Żorach / Ireneusz Stajer
Szczepan Twardoch na spotkaniu z czytelnikami w Żorach / Ireneusz Stajer


Książka „Pokora”, której premiera odbyła się 16 września
Miałem pisać zupełnie inną powieść, może jeszcze powstanie, a może nie. Przygotowywałam się do niej pół roku. Na trzy tygodnie poleciałem do Stanów robić research. Zakupiłem jakieś cztery metry bieżące książek. Research skończyłem i przeczytałem te wszystkie książki, ale nie potrafiłem zacząć pisać. Blokowało mnie coś nieracjonalnego...

Pomysł na powieść
Pewnego dnia poszedłem na spacer z przyjacielem, prof. Krzysztofem Łęckim, rozmawialiśmy o filmie Kena Loacha „The Wind That Shakes the Barley” („Wiatr buszujący w jęczmieniu”) - o wojnie przeciwko Brytyjczykom, wojnie domowej w Irlandii na początku lat 20. Powiedziałem mu, że strasznie chcę, by Loach zrobił taki film o powstaniach śląskich. „To napisz taką powieść” - usłyszałem. Tydzień później już pracowałem nad nią. Nie została do końca tym, czym miała być na początku. Zwykle ufam swojemu minionowi, więc pozwoliłem pisać się tej powieści. Jak się okazało, że jest bardziej o rewolucji w Berlinie, i o tym jak człowiek (powieściowy Alojz Pokora – przyp. red.) próbuje uciec przed historią, a nie brać w niej udział, to powstania zeszły na drugi plan.

Czy „Pokora” jest dalszą częścią „Dracha”?

Skończyłem pisać jeszcze przed lockdownem, w marcu. Potem była praca redakcyjna. Świat przedstawiony w „Pokorze” łączy z „Drachem” jedno zdanie. Zwykle nie pamiętam takich szczegółów, bo szybko wypieram książki z głowy po ich napisaniu i robię miejsce na nowe. Ale pada tam takie zdanie, że w Nieborowicach były też inne Magnory (istotne nazwisko w „Drachu” - przy. red.). „Pokora” nie jest dalszą częścią „Dracha”. To powieść napisana z zupełnie innej perspektywy. Jedyne co łączy obie książki jest Śląsk.

Czy zamienił fantastykę na historię?
Słowem „historia” posługuję się w dwóch znaczeniach. W pierwszym to dzieje i ludzka próba ich konceptualizacji. W tym pandemicznym, historycznym nieco eseju używałem słowa „historia” w znaczeniu wielkich wspólnotowo przeżytych ważnych wydarzeń. Nie zamieniłem fantastyki na historię, bo nie miałem czego zamieniać. Nigdy nie zaliczałem swoich książek do literatury fantastycznej. Nie popełniłem ani linijki klasycznego science fiction – może najbliżej tego jest „Wieczny Grunwald”, jedyna książka fantastyczna jaką napisałem. Historia napędzała mnie do pisania zawsze. Taka jest moja wyobraźnia literacka, która karmi się historią. Jestem sępem, padlinożercą żywiącym się tym, co upolują historycy.

Współczesność
Nie potrafiłbym o niej pisać, ponieważ nie znajduję adekwatnego języka do opisu współczesności. Historia jest wszystkim co mam w literaturze. Ale też historia, mimo wszystko, jest bezpieczniejsza jako rodzaj dyskursu. Nigdy nie zadawałem sobie i raczej nie zadam, pisząc powieść, pytania, czy odpowiada na pytania, jakie daje nam współczesność. Nie twierdzę, że jakoś nie robię tego w swoich książkach. Bo całkiem możliwe, że na jedno pytanie mogą udzielać wiele nawet sprzecznych odpowiedzi. „Ktoś może przeczytać „Króla” i uznać, że przemoc może być lekarstwem na wszystkie bolączki tego świata... Mam też często takie wewnętrzne dudnienie, które mi podpowiada coś takiego. Ale intelekt podpowiada, że nie.

Czy pisarz może pozwolić sobie na niezaangażowanie w to, co dzieje się wokół nas?
Ma zobowiązania zwykle wobec wydawcy, które reguluje jego umowa. Tudzież, wynikające wobec państwa, którego jest obywatelem. Musi płacić podatki i przestrzegać przepisów ruchu drogowego. Niczym nie różnią się od zobowiązań szewca, krawca lub rzeźnika. Pisarze byli osobnymi bytami ludzkimi, niepodpiętymi do jakieś centralnej jednostki obliczeniowej. Pisarz ma prawo się angażować i ma prawo się nie angażować, jeżeli ma ochotę – tak samo jak każdy artysta. To jest moment polskiej debaty publicznej, który wzbudza moją odrazę – moralny szantaż zmuszający do zaangażowania w sprawy, kiedy już naprawdę nie wypada milczeć. Otóż nie ma takich spraw. Milczeć wypada zawsze, jeśli ktoś ma na to ochotę. To jest taki sam moralny szantaż, którego nie znoszę, przed każdymi wyborami w Polsce, mówienia o obywatelskim obowiązku głosowania. Otóż nie, obywatel ma prawo głosować, jeśli ma na to ochotę.

Istota zawodu
Z drugiej strony ci, którzy sądzą, że są moralnymi autorytetami, mają też głęboki problem ze sobą. Pisarz jest facetem albo kobietą piszącymi książki, czyli opowiadają historie. Pełnię dokładnie taką samą rolę, jak facet 10 tys. lat temu opowiadający jakąś historię przy ognisku - choćby o polowaniu na mamuty, żeby być bliżej siebie, współdzielić jakieś historie, wziąć więcej życia niż jest nam dane. To właśnie wyczerpuje istotę mojego zawodu. Wolę pisać powieści niż opowiadania. Ta pierwsza jest dla mnie ekwiwalentem wielosezonowego serialu, to drugie obrazu, gdzie nie próbuję opowiadać historii, a uchwycić nastrój.

Śląsk uległy i pokorny
O nadmiarze pokory na Śląsku przy pisaniu powieści „Pokora” nie myślałem zbyt intensywnie. W rzeczy samej książka jest i o tym. Te rzeczy w sposób naturalny mnie interesują, fascynują. Zawierają moje osobiste sprawy i emocje, doświadczenie mojej etniczności na tym się zasadza. Moja etniczna przynależność jest dla mnie czymś ważnym. Nieustannie to w sobie przerabiam, przemyśliwuję. Bywamy aż tak pokorni, że nie znosimy wszystkich innych, co jest nierozerwalnie związane ze Śląskiem, czego nienawidzę. Przez to właśnie Ślązacy czynią siebie gorszymi i głupszymi. Do Śląska i śląskości jestem przywiązany wyłącznie z powodów sentymentalnych. Bardzo lubię powiedzonko Kutza, że Śląsk jest jego religią. Ja też to tak przeżywam, w jakiś parareligijny sposób.

Dwa języki
Moja wyobraźnia w naturalny sposób toczy się w dwóch językach, nie wiem, kiedy przestawia się z polskiego na śląski i na odwrót. Natomiast moja wyobraźnia literacka z kolei jest jednoznacznie związana z polszczyzną. Nie potrafiłbym napisać książki po śląsku. Umiałbym przełożyć własną powieść na śląski. Ale tego nie robię, bo wiem, że Grzesiek Kulik zrobi to lepiej. Ważne jest napięcie między tymi językami we mnie. Polszczyzną myślę, a najintymniejszym dla mnie, rodzinnym, najważniejszym jest śląski. Kiedy jestem wściekły albo rozczulony zaczynam mówić po śląsku. Ostatnio syn mi uzmysłowił, z czego wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że kiedy majsterkuję, choć robię to rzadko i zaprzęgam go wtedy do tych czynności (np. montując lampy w altanie), mówię po śląsku. Wiem dlaczego, mój tata też wtedy mówił po śląsku, dziadek również. Nawet nie znam wielu polskich słów odpowiadających śląskim nazwom narzędzi. Jeśli ta struna jest napięta, to mam ochotę ją trącać, by wydawała dźwięki. Z tego bierze się moje pisanie.

Co szkodzi Ślązakom
Jest takie śmieszne „ahnenerbe” (odziedziczone po przodkach – przyp. red.), że jeśli spotyka się trzech Ślązaków, zaczynają sobie grzebać w biografiach i ścigać na tę swoją śląskość – jakby mogła istnieć czysta śląskość. I jakby w tej śląskości był niezwykły zaszczyt przez przynależność do tego w istocie nieistotnego, małego, labilnego etnosiku, który nie potrafi nawet opowiedzieć samego siebie, na swój własny użytek. Bardzo tego nie lubię, bo nam to szkodzi. Mówię to też dla samego siebie, czasem instynktownie się temu poddaję. Wtedy nie lubię tego w samym sobie.

Wahania Alojza Pokory
W każdej kwestii się waha. Tożsamości etnicznej, nie wie kim jest; tożsamości klasowej – nie wie, gdzie należy; w kwestiach erotycznych też za bardzo nie wie, gdzie należy – kogo kocha i czego chce. To jest ze sobą jakoś wszystko związane.

Śląsk patriarchalny czy matriarchalny?
Jest dużo bardziej patriarchalny niż Polska. Matriarchat jest tylko półerotyczną wizją z filmów Kutza.

Czy śląska narracja przetrwa?

Jestem tu pesymistą. Zresztą wszystkie inne ludzkie etnosy nie są niczym innym niż opowieściami. Myślę, że śląska opowieść niedługo się rozpłynie i zniknie. W każdej opowieści etnicznej jest uniwersalny pierwiastek ludzkiego losu, co od zawsze próbuję w literaturze przerobić. Etnosy znikają i nic się na to nie poradzi. Może jakaś śląska narracja pozostanie, ale nie wiadomo w jakiej formie za lat kilkadziesiąt.

Spisał: Ireneusz Stajer

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz