Jak rybak oszukał Śmierć


Pewien rybak, siedząc w łódce, łowił ryby niedaleko brzegu jeziora. Ryb było jednak niewiele i postanowił wrócić do domu, chociaż jego połów nie wystarczał na obiad nawet dla jednej osoby. Wtem niespodziewanie na jego łodzi pojawiła się chuda koścista i bardzo wysoka staruszka. Rozsiadła się wygodnie naprzeciw niego i zażądała czegoś do jedzenia. Rybak rozłożył ręce, ale starka była natarczywa i pokazała kościstą ręka na sak z rybami.
– Te ryby będą mi potrzebne na kolację! – oparł niewzruszony i dodał, że co najwyżej może się nimi z nią podzielić, kiedy dobije do brzegu.
– Nie będzie żadnej kolacji, łeb ci urwę, zanim twoja stopa dotknie ziemi! – wrzasnęła i złapała sak z rybami.
Dopiero wtedy rybak poznał z kim ma do czynienia i aż dreszcz mu przebieg po plecach! Ale zaraz wpadł na iście szatański pomysł, mówiąc:
– Droga Kostusiu, dopiero teraz ciebie poznałem, bierz wszystko! Ale tak miły gość powinien dostać coś ekstra – mam jeszcze szpikową kość, którą trzymałem na „czarną godzinę”!
Z tą „czarną godziną” to była szczera prawda, bo rybak trzymał w tym olbrzymim gnacie wszystkie swoje oszczędności, choć nie było tego wiele. Kiedy Śmiertka przeglądała ryby, on odwrócił się, wziął leżącą za nim torbę i dyskretnie wyjął z niej tę wspomnianą wielka kość. Kostucha musiała być bardzo głodna, bo od razu się na nią rzuciła i zaczęła ssać, a szpiku, jak nie było, tak nie było, bo z pustego, to ani Salomon nie naleje, ale ona nie domyśliła się podstępu rybaka, który ją jeszcze zachęcał, żeby wlazła do kości głębiej. Twierdząc, że szpik, musi tam być, bo przecież sam go próbował przed chwilą! Zachłanna starucha zmienił swą chudą postać na jeszcze cieńszą i już prawie cała wsunęła się do gnata, kiedy chłop chwycił schowaną wcześniej zatyczkę i popychając do środka wystające nogi Kostuchy, uwięził ją w środku! Teraz mógł pożyć jeszcze długie lata, a przy odrobinie szczęścia, że nikt nie odkryje jego podstępu, nawet wiecznie!
Przez dwadzieścia lat, kiedy Kostucha siedziała w swoim więzieniu, nikt nie umarł. Ludzi przybyło we wsi i w okolicy i zaczęło brakować żywności! Ciężko chorzy, którzy dość mieli swoich cierpień, przeklinali niewinną Śmierć za to, że zrobiła się taka nierychliwa, ale nie wiedzieli, że winę za taki stan rzeczy ponosi nie ona, ale ich sąsiad! Jemu też ten świat już zbrzydł, ale nie miał odwagi wyjąć zatyczki z kości. Zdecydował za niego przypadek. Kość, która trzymał pod poduszką w swoim łóżku, znalazł jego psiak i zaczął się nią bawić. Nieświadomy niczego pociągnął za wystający koniec i wypuścił więźniarkę, a ta wyskoczyła na podłogę i dalejże hulać po świecie i zbierać śmiertelne żniwo. Rozpętały się wtedy różne wojny, a w świat poszły straszliwe zarazy! Nikt jednak nie pomyślał, że to sprawka Kostuchy, bo ludzie winę za taki stan rzeczy przypisywali historii i ślepemu losowi!

P.S. Jak wspomniałam opowieść ta ma wiele wersji, jednak motyw przewodni jest w niej ten sam: tu rybak, gdzie indziej chłop (rolnik) sprawia, że śmierć włazi do kości (a nawet do garnka czy dzbana), gdzie zostaje uwięziona. Taki stan rzeczy ma swoje złe i dobre strony, jednak dzięki przypadkowi wszystko wraca do normy i życie toczy się utartym torem!

Komentarze

Dodaj komentarz