Do tragedii doszło przy ulicy majora Brunona Janasa / Ireneusz Stajer
Do tragedii doszło przy ulicy majora Brunona Janasa / Ireneusz Stajer

Matka, która wyrzuciła przez okno niemowlę jest w szpitalu, bo mogła to zrobić w depresji. Okazuje się, że próbowała zabić swego synka dwa razy.

AKTUALIZACJA

Dzisiaj (25 maja) za zgodą lekarzy udało się przeprowadzić czynności z 34-latką, która wyrzuciła 11-miesięcznego synka przez okno. Okazuje się, że próbowała zabić maluszka już wcześniej.

- 12 marca usiłowała popełnić samobójstwo. Z 11-miesięcznym dzieckiem usiadła na torach kolejowych. Pociąg dopiero ruszał, więc maszynista zdążył zatrzymać skład. To zdarzenie zostało włączone do śledztwa dotyczącego wczorajszego usiłowania zabójstwa i objęte kolejnym zarzutem - powiedziała nam Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Śledczy wystąpili o areszt na trzy miesiące i sąd uwzględnił ten wniosek. Kobieta leczyła się psychiatrycznie, między pierwszym a drugim zdarzeniem była hospitalizowana w szpitalu psychiatrycznym. Wyjaśniła, że nie pamięta przebiegu zdarzenia z niedzieli. 34-latka trafi do zakładu karnego z oddziałem psychiatrycznym.

   

- Komenda policji w Rybniku przekazała materiały. Wszczęte zostało śledztwo w kierunku przestępstwa związanego z usiłowaniem zabójstwa małoletniego 11-miesięcznego chłopczyka. Dotychczas nikomu nie przedstawiono zarzutów – mówi Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.

Jak dodaje, po zatrzymaniu matka dziecka Agnieszka G. została przewieziona do szpitala w Rybniku, gdzie trafiła pod opiekę lekarzy. - Dopiero po zakończeniu hospitalizacji, ewentualnie za zgodą lekarzy zostaną wykonane z nią czynności procesowe. Wówczas będzie możliwość przesłuchania kobiety i poznania z jej punktu widzenia okoliczności, w jakich doszło do zdarzenia – przyznaje pani prokurator.

Policjanci ustalili, że stało się to w mieszkaniu państwa G. - Matka najprawdopodobniej w wyniku ostrego załamania nerwowego wyrzuciła dziecko przez okno. Natychmiast zareagował tato, chłopców i dziecko jest w szpitalu – dodaje Smorczewska. Na szczęście chłopczyk spadł na trawiastą ziemią, a nie beton co zamortyzowało uderzenie.

- Do dramatu doszło w zupełnie normalnej rodzinie z dwojgiem dzieci, która ma jeszcze 4-letniego synka – podkreśla rzeczniczka. Specjaliści przyznają, że takie sytuacje się zdarzają, czasem jako skutek nawarstwiających się kilku rzeczy. 34-latka mogła zareagować w ten sposób na stres związany z długotrwałą izolacją spowodowaną pandemią koronawirusa. Na ten temat z pewnością wypowiedzą się biegli.

Komentarze

Dodaj komentarz