Zamurowany pokój w baranowickim zamku  cz. 2


Podobno w pokoju tym zmarła jedna z właścicielek pałacu i pogrążona w żałobie rodzina barona nie potrafiła się przełamać, żeby z tego pokoju korzystać. Inna wersja była taka, że syn barona utopił się w dworskim stawie zw. Barankiem i potem aż do pogrzebu jego ciało leżało w tym właśnie pokoju. A ponieważ było to jedyne dziecko barona, ojciec nie mógł przejść spokojnie obok tego pomieszczenia, więc kazał je zburzyć, a drzwi zamurować. Baron Emil von Durant (ojciec) miał kilkoro dzieci, ale jeden ze wcześniejszych właścicieli miał jedynego syna, który w wieku kilkunastu lat rzeczywiście utonął w Baranku. Zapewne dlatego w opowieściach ludowych pojawiają się echa tamtego wydarzenia.
Inną przyczyną zburzenia lub zamurowania pokoju miał być fakt, że żona barona „słabowała na umyśle” i często dostawała napadów szału. Wtajemniczeni w sprawę opiekunowie zamykali ją wtedy w pokoju znajdującym się na uboczu, a wydobywające się zza drzwi hałasy tłumaczyli tym, że w owym pokoju straszy. Ta wersja może nie być gołosłowna, bo baronowa (żona Emila – ojca) prawdopodobnie cierpiała na depresję.
W połowie XVII wieku w jednym z pokojów na parterze miała umrzeć samotnie właścicielka baranowickiego majątku. Kobieta ta podobno przeklęła swoich krewnych, którzy jej zdaniem czyhali tylko na spadek po starej ciotce! Za to do dziś straszy w pałacyku pod postacią ciemnej (czasem białej) zjawy z rulonem pod pachą!
I tak te straszne opowieści moglibyśmy mnożyć bez końca. Bo każdy opowiadający dodawał coś od siebie, chociaż czasem nie czynił tego świadomie. A bynajmniej nie chodziło mu o to, żeby wprowadzić słuchaczy w błąd. Najgłośniejsza jednak była opowieść o tym, że w tym zamurowanym pokoju istotnie straszyło. Baronostwo przeznaczyli jeden z najpiękniejszych pokojów w pałacyku dla swoich dzieci, ale one nie przespały w nim ani jednej nocy, bo ciągle słychać było tam jakieś dziwne hałasy, a sprzęty i wyposażenie pokoju zmieniały miejsce na ich oczach. Znawcy „strasznego” tematu twierdzą, że były to zapewne tzw. „poltergajsty”, a przyczyną ich mogli być sami młodzi baronowie. Zjawisko to jest bardzo skomplikowane, ale spróbuję je krótko wytłumaczyć. Podobno niektóre dorastające dzieci (częściej dziewczynki niż chłopcy) są obdarzone jakąś tajemniczą energią, która znajduje ujście w wymieniony wyżej sposób. Zdarza się też, że te młode osoby lewitują (unoszą się nad ziemią), co mogą zauważyć postronni świadkowie. Czy energia emanująca przez taką osobę jest zła czy też dobra, często trudno dociec, ale jedno jest pewne: zależy ona od woli i siły umysłu osoby nią obdarzonej. Jeżeli któryś z Czytelników wciąż odczuwa jakiś niedosyt informacji w tym temacie, proponuję sięgnąć do „wszechwiedzącego” wujaszka Google, ale ostrzegam, żeby nie robić tego wieczorem, bo brak snu do rana murowany!
Gdyby sam pałacyk był budowlą znacznie starszą, można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że za tymi drzwiami mogłoby znajdować się tajne przejście prowadzące do parku lub do lasu. Istnieją przecież inne opowieści wspominające o chodnikach pod baranowickim pałacem, o czym niedawno pisałam.
Baranowicki „zamek” tajemniczy o każdej porze dnia, jak mało która budowla, obrósł legendą! Jeżeli ktoś chciałby ją zgłębić, niech sięgnie do moich opowieści o czarnej lub białej damie drukowanych na łamach naszych „Nowin”.

Komentarze

Dodaj komentarz