W jaskini zbójców. Rabczyk Szymon


Z naszych stron pochodził młody rabczyk, które wiele krwi napsuł leśniczym barona von Duranta. Miał „cichą” umowę z karczmarzem, że ten kupi od niego każdą sztukę dziczyzny.
Przez kilka lat interes kwitł w najlepsze, ale kiedyś leśnicy urządzili na niego zasadzkę. Ponieważ strzelali w jego kierunku, kłusownik też od powiedział ogniem z obrzyna. Wtedy usłyszał krzyk a potem lament i tupot stóp w krzakach po drugiej stronie leśnej ścieżki, gdzie kryli się gajowi. Dopiero wtenczas do niego dotarło, że kogoś trafił, a może nawet zabił! Na miejscu porzucił zdobycz oraz broń i jak wiatr popędził do domu, tam złapał tylko kapotę, wrzucił do mieszka chleb i nóż, które leżały na stole, a do zaskoczonej matki krzyknął, że się odezwie, jak będzie mógł. I wszelki słuch po nim zaginął.
Po kilku latach w dzień odpustu do drzwi rodziców rabczyka zapukał stary żebrak.
– Nic sam u nos niy dostaniesz dziadu! – burknął ojciec, który stanął w progu, ale żebrak nie dał za wygraną.
– Wpuść mie do izby – zażądał – tam ci powiem z czym tu przychodzę! – ale gospodarz się wahał.
– Szymon cię pozdrawia...
– Jaki Szymon? – zdziwił się gospodarz, bo ni spodziewał się już wiadomości od syna, ale odstąpił od drzwi.
Od przebranego za żebraka kompana Szymona dowiedzieli się, że ich syn żyje, ale nie może powiedzieć gdzie mieszka i co robi.
– Zbójem był, to nie dziwota, że ku zbójom przistoł... – domyślił się ojciec.
– A to wy wiycie? – tym razem to zbój był zaskoczony. – To nic tu po mnie.. – odparł i zniknął w sieni.
Znów minęły lata. Rodzice Szymona pomarli i prawie nikt o nim nie wspominał, ale pewnego dnia jego jedyny, młodszy brat dostał zaproszenie do Wiednia. Zapraszał go jakiś pan o węgiersko brzmiącym nazwisku. Najpierw pomyślał, że nie pojedzie, ale potem ciekawość zwyciężyła.
Wydał ostatni grosz na podróż, ale w końcu w umówionym terminie stanął u drzwi jakiejś okazałej willi. Służba zaprowadziła go do ogrodu, gdzie odpoczywał ich pan. To był Szymon, tyle tylko, że znacznie starszy! Powiedział bratu, że teraz trudni się handlem, ale jak było naprawdę, wiedział tylko on sam.
Bracia umówili się na spotkanie znowu za rok, ale nigdy jednak do niego nie doszło, bo zaraz po wyjeździe młodszego z braci, Szymona odwiedził kontrahent z Czech i rozpoznał w nim zbója , który wiele lat temu napadł go na drodze i ukradł mu pieniądze. Przybyły odgrażał się, że doniesie o tym do odpowiednich władz i Szymon odpowie za swój czyn.
– Wiesz, chłopie – powiedział po niemiecku były zbój – żałuję teraz, że ci wtedy darowałem życie! Drugi raz nie będę taki dobry!
Co się stało z Czechem nie wiadomo, ale Szymon nie spotkał się już nigdy z bratem, tylko wyjechał z Wiednia w niewiadomym kierunku, zabrał też ze sobą wszystkie swoje pieniądze.

Komentarze

Dodaj komentarz