Media podały ostatnio, że w 2019 roku w Helsinkach nie zginął żaden pieszy, a wśród ofiar drogowych w tym mieście znalazło się tylko trzech kierujących. Dlaczego więc przy bardziej liberalnym dla pieszych kodeksie, pozwalającym chociażby na przejście przez jezdnię na czerwonym świetle, ginie tam kilkakrotnie mniej osób? Być może dlatego, że od kilkudziesięciu lat działa program bezpieczeństwa drogowego oparty na skutecznej edukacji, zdecydowanie lepszej infrastrukturze drogowej oraz większej skuteczności egzekwowania przepisów i dużo wyższych karach za ich łamanie.
Tymczasem w ubiegłym roku w Polsce GDDKiA rozpoczęła kontrole przejść dla pieszych w najbardziej niebezpiecznych miejscach na drogach krajowych (mamy jeszcze wojewódzkie, powiatowe i gminne). Tylko 36 proc. obiektów spełniło wymogi bezpieczeństwa, a w stosunku do reszty zastrzeżenia dotyczyły przede wszystkim nieprawidłowego oznakowania, złego oświetlenia i braku udogodnień dla niewidomych. Poza tym, ogromnym problemem jest u nas nadmierna prędkość, błędy kierowców popełniane przy wyprzedzaniu i omijaniu przed przejściem oraz przekonanie pieszych, że na pasach ich życie i zdrowie chroni prawo pierwszeństwa.
Istotne więc, aby w planowanej zmianie przepisów pieszy był zobowiązany do zachowania szczególnej ostrożności przy wejściu na przejście, a kierowca do ustąpienia mu pierwszeństwa. Zasadne wydają się również postulaty podniesienia maksymalnej stawki mandatu oraz przywrócenie samorządom możliwości zarządzania stacjonarnymi fotoradarami i odcinkowymi pomiarami prędkości, pod warunkiem, że wpływy z tego tytułu przeznaczone zostaną na poprawę infrastruktury drogowej.
Krzysztof Jaroch, menedżer kultury, politolog, przewodniczący zarządu dzielnicy Zebrzydowice w Rybniku, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze