Dawida Jakimczuka próbował reanimować zespół ze śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego / Policja Rybnik
Dawida Jakimczuka próbował reanimować zespół ze śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego / Policja Rybnik


Ireneusz Stajer

- Był wspaniałym, zrównoważonym mężczyzną. Grzeczny, zawsze chętny do pomocy kolegom. W szkole uczył się bardzo dobrze. Ukończył Technikum Górnicze w Rybniku. Miał trzy fakultety wyższych studiów: filologię angielską i rosyjską oraz logistykę, które zrobił w Katowicach. Grał w piłkę nożną w drużynie zakładowej, a pracował w żorskim Nifco. Motolotniarstwo było jego wielką pasją – mówi zrozpaczony ojciec.

Łukasz Szymura, prezes Rybnickiego Klubu Paralotniowego, do którego należał 31-latek, zaznacza, że Dawid miał duże umiejętności. Uprawiał motolotniarstwo od blisko czterech lat. - Feralnego dnia pogoda była bardzo korzystna do latania. Pojawiła się bowiem w powietrzu wolna od silnego wiatru przestrzeń. Rano Dawid wykonał kilka lotów, podobnie jak jego klubowy kolega, który udał się do domu. On poleciał jeszcze raz i to był jego ostatni lot w życiu... Aura na pewno nie była powodem wypadku – twierdzi szef klubu.

Powietrzne wiry...

31-latek z nieustalonych przyczyn, na wysokości około 30 metrów wpadł w korkociąg. Spadł na pole tuż za południowo – zachodnim sektorem lotniska, niedaleko zabudowań w Gotartowicach. Stało się to, gdy podchodził do lądowania. Świadkiem tragedii był brat motolotniarza, który towarzyszył mu na miejscu, choć sam nie para się tym sportem. - Może Dawid zszedł zbyt nisko, a za lotniskiem w pobliżu lasu pojawiają się powietrzne wiry. Jeden z nich mógł wywołać korkociąg... – zastanawia się pan Anatol.

Wszyscy podkreślają, że Dawid latał na nowej maszynie z napędem plecakowym, sprzęt był certyfikowany. Pilot miał wszystkie uprawnienia. - To był bardzo solidny, odpowiedzialny i rzetelny motolotniarz. Zawsze bardzo dokładnie przygotowywał się do lotów. Spokojny, cichy kolega. Nie miał żony ani dzieci – podkreśla Łukasz Szymura. Ojciec nie potrafi powiedzieć, co skłoniło syna do motolotniarstwa. Sam przecież był bokserem, jest trenerem pięściarstwa. - Każdy sport, a zwłaszcza latanie wiążą się z jakimś ryzykiem – przyznaje.

Raport komisji

Na lotnisko pracowała Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której jednym z członków jest osoba związana z Aeroklubem ROW. - W trakcie wypadku była na miejscu. Próbujemy odczytać, co mogło spowodować upadek motolotniarza. Za parę miesięcy ukażę się raport komisji, czynników mogło być jednak więcej – powiedział nam Marcin Nocoń, dyrektor Aeroklubu ROW.

Na dniach w Warszawie odbędzie się doroczna konferencja Aeroklubu Polskiego, w której uczestniczą przedstawiciele aeroklubów terenowych. Wówczas omawia się m.in. wypadki z poprzedniego sezonu oraz wydaje zalecenia na najbliższe miesiące. Podobne spotkania organizuje się w poszczególnych aeroklubach. Dawid nie pozna już ustaleń z Warszawy.

Sobotnia tragedia była pierwszym śmiertelnym wypadkiem w historii Rybnickiego Klubu Paralotniowego, która zaczęła się w grudniu 2013 roku. Klub rzesza ponad 30 osób z naszego regionu, Pszczyny, a nawet Zabrza. Przypomnijmy, że w październiku 2013 roku 58-letni motolotniarz Leszek Wierzbowski rozbił się podczas lądowania. Zmarł w szpitalu. Przyczyną tamtej tragedii była niekorzystna aura.

Do tematu wrócimy w środowych „Nowinach”.

Komentarze

Dodaj komentarz