Ratownicy żmudnie przeszukiwali gruzowisko kilkanaście godzin / Straż pożarna
Ratownicy żmudnie przeszukiwali gruzowisko kilkanaście godzin / Straż pożarna

Potworna katastrofa budowlana w Szczyrku wstrząsnęła całą Polską. Wszyscy mieliliśmy nadzieję, że w zawalonym domu ratownicy odnajdą żywych ludzi. Niestety, sprawdził się najgorszy scenariusz. Pod gruzami strażacy ze Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo – Ratowniczej (SGPR) w Jastrzębiu-Zdroju odnaleźli osiem ciał, w tym czworo dzieci.

Do końca była nadzieja

- Wierzyliśmy do końca, że idziemy po żywych, dlatego pracowaliśmy z tak dużym zaangażowaniem. Nadzieja zawsze umiera ostatnia – podkreśla kapitan Paweł Krótki, dowódca SGPR i zastępca szefa Jednostki Ratowniczo – Gaśniczej PSP w Jastrzębiu-Zdroju.

20 strażaków udało się na miejsce katastrofy czterema wozami - zestawami do działań przy katastrofach budowlanych oraz dodatkową przyczepą ze sprzętem. Dwa samochody przystosowane są do transportu ratowników z psami poszukującymi ludzi.

- Zastaliśmy płonące gruzowisko. Z tego powodu nie mogliśmy skorzystać z pomocy naszych czworonogów: Maksa i Rob Roya. Zaczęło się mozolne, ręcznie odgruzowywanie terenu. Ciężki sprzęt transportował fragmenty zwalonych ścian dalej, byśmy się sami nie zasypali – mówi dowódca.

Kilkanaście godzin poszukiwań

Jastrzębscy strażacy używali sprzętu stabilizacyjnego i poszukiwawczego. Ten pierwszy pozwala ocenić stabilność konstrukcji budowlanej. - To nie typowy sprzęt, jaki można zobaczyć w jednostkach straży pożarnej. Korzystamy z wysoce specjalistycznych urządzeń, które znajdują się w kilku komendach na terenie kraju. W Szczyrku mieliśmy m.in. geofon pozwalający nasłuchiwać osoby poszkodowane. Chodzi tu o wydawane przez ludzi dźwięki i wykonywanie poleceń ratowników czy uderzanie w elementy konstrukcji, co pozwala zlokalizować żywych – zaznacza Paweł Krótki. Używali kamery wziernikowej, która pozwala zajrzeć w najwęższe szczeliny. Za pomocą tachimetru elektronicznego kontrolowali stabilność budynku.

Jak dodaje, każda akcja ratownicza niesie dla ratowników jakieś zagrożenia. Nie inaczej było i teraz. Przez kilkanaście godzin zawalony dom stale przeszukiwało 12 jastrzębskich strażaków. - Część osób zmieniono w trakcie działań na świeżych, wypoczętych ratowników. Sam wróciłem z akcji wczoraj wieczorem. Po krótkim odpoczynku udałem się na służbę – opowiada.

Grup poszukiwawczych na tak wysokim poziomie jak ta z Jastrzębia, jest w Polce siedem, a w województwie śląskim tylko jedna. Są one stale przygotowane do akcji na terenie całego kraju. W Radzionkowie jest grupa pomocnicza, która nie była w Szczyrku.

Wzywani do największych katastrof

SGPR w Jastrzębiu liczy 53 świetnie wyszkolonych ratowników. Są wzywani do największych i najtrudniejszych katastrof w kraju. W czerwcu tego roku np. odgruzowywali kamienicę w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie doszło do wybuchu gazu.

Do tragedii w Szczyrku doszło podczas robót nad siecią gazową. Jak poinformował „Fakt”, firmie zlecono przewiert sterowany pod ziemią, na głębokości 1,7 metra, który nie wymagał wykopu. Polska Spółka Gazownictwa podaje, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy w środę wieczorem było uszkodzenie gazociągu średniego ciśnienia podczas robót wykonywanych przez firmę.

Prokuratura Okręgowa w Bielsku – Białej wszczęła śledztwo. - Będzie ono prowadzone pod kątem sprowadzenia zagrożenia na życie i zdrowie wielu osób - mówiła prokurator Agnieszka Michulec.

1

Komentarze

  • Beata tragedia 08 grudnia 2019 16:11co to za tragedia, nawet nie umiem sobie wyobrazić bólu tej Pani która straciła całą rodzinę

Dodaj komentarz