„Brygidka” legenda praska

W jednym z kościołów na terenie Pragi Czeskiej znajduje się osobliwa rzeźba. Jest to półleżąca postać kobieca. Połowa jej twarzy i ciała jest w stanie rozkładu, zaś druga – przedstawia piękną młodą dziewczynę o długich włosach. Taki półszkielet – półczłowiek bywał często tematem alegorycznych, barokowych rzeźb, przedstawiających nicość tego świata. Jednak z tą konkretną rzeźbą wiąże się pewna ciekawa, ale i zarazem smutna legenda.
Jej bohaterką jest Brygidka – córka zarządcy zamkowych ogrodów. Rodzice traktowali ją o wiele lepiej niż pozostałe dzieci, dlatego po kątach szeptano, że dziewczynka nie jest ich rodzoną córką, ale została oddana im na wychowanie przez kogoś znacznego. Ale tu ci pokątni „szeptacze” nie byli zgodni co do tego, kim mogli być jej prawdziwi rodzice. Kiedy młódka skończyła lat trzynaście, wielu ubiegało się o jej rękę, mimo, że ojciec (prawdziwy czy też przybrany?) nie mógł dać jej wielkiego posagu. Brygidka przebierała w ofertach zamążpójścia, bo żaden z kandydatów nie znalazł uznania w jej oczach. Jej serce podbił dopiero włoski „przybłęda” – jak go określano – zdolny, młody rzeźbiarz o imieniu Lorenzo, którego ktoś z możnych sprowadził do Pragi. Młodzi spotykali się w tajemnicy w urokliwym zakątku cesarskich ogrodów w wąwozie nad Sarnim Potokiem. Na tej idealnej zdałoby się miłości pojawiła się jednak rysa. Młody Italczyk był zazdrosny i porywczy i bez przerwy robił dziewczynie nieuzasadnione wyrzuty. W końcu Brygidka dość miała jego zazdrości i postanowiła z nim się rozstać. Co tak naprawdę wydarzyło się nad Sarnim Potokiem, wiedział tylko Lorenzo, ale on do końca życia nie puścił pary z ust.
Dziewczyna zniknęła, przepadła jak kamień w wodę! A sławny Lorenzo rzucił się w wir pracy. Całą zimę nie spał, nie jadł, tylko upojony marnym, jego zdaniem , czeskim winem, rzeźbił, rzeźbił i rzeźbił! Gdy poszło mu coś nie tak, tłukł swoją rzeźbę i zaczynał od nowa. Tymczasem nadal poszukiwano zaginionej Brygidki. Dopiero późną wiosną znalazł ją pewien myśliwy. Jego pies zawiódł go do jaru nad Sarnim Potokiem. Ciało dziewczyny wyglądało tak, jak wspomniana wyżej rzeźba, oblazły je żaby i ślimaki. Podejrzenie o zabójstwo dziewczyny padło na włoskiego rzeźbiarza. Kiedy przyszli po niego, on odetchnął z ulga, wiedział, że ją znaleziono i przyznał się do wszystkiego! Jednak powodu, dla którego to uczynił, nie wyznał. Praski sąd skazał go na karę śmierci i jego ostatnim życzeniem było, żeby pozwolono mu wyrzeźbić dziewczynę w stanie, w jakim ją znaleziono. Jego prośbie stało się zadość, a figura owa spoczęła w jednym z praskich kościołów.
Ale to jeszcze nie koniec tej historii.
Czy dziewczyna o imieniu Brygidka istniała naprawdę, tego nie wiemy, natomiast XVII -wieczne kroniki miejskie wspominają o rzeźbiarzu Lorenzo. Miał on zostać ułaskawiony przez cesarza, który zachwycił się jego rzeźbami. Część kary Lorenzo z pewnością jednak odbył, a po wypuszczeniu na wolność wyjechał do swojej słonecznej ojczyzny.

Komentarze

Dodaj komentarz