Duch przyprowadzony ze cmentarza

Było to w dzień Wszystkich Świętych. Anna z mężem Pawłem i pięcioletnim synem Piotrusiem zamierzali tym razem odwiedzić groby swoich krewnych położone w sąsiednich miejscowościach. Po obiedzie wyjechali do N. potem zahaczyli o cmentarz we wsi S., gdzie spotkali znajomych i trochę się zagadali. Zaczęło się już ściemniać, kiedy przybyli do miejscowości P. Tam był bardzo duży cmentarz i liczni pochowani tam krewni Pawła i Anny leżeli w różnych kwaterach, dlatego małżeństwo postanowiło się rozdzielić. Paweł skierował się od furty na prawo, a Anna z Piotrusiem udałi się w kierunku przeciwnym. Po kilku minutach kobieta odnalazła grób ciotki i jej męża. Zapaliła dwie świece i zamierzała się pomodlić, kiedy syn pociągnął ją za rękaw płaszcza.
-Mamo, ten pan tak stoi i na nas patrzy…
Anna rozglądnęła się wokoło, ale nikogo nie zauważyła, więc zbeształa chłopca, że jej przeszkadza, ale mały dalej upierał się przy swoim. Wtedy nawet jej zrobiło się jakoś nieswojo, więc prędko odmówiła modlitwę, ujęła syna za rękę i podążyła ku furcie.
Następnego ranka sprawa powróciła! Piotruś wpadł do kuchni z wrzaskiem, że ktoś jest w jego pokoju. Mama pobiegła tam szybko, ale na progu przez chwilę się zatrzymała, bo wydawało się jej, że słyszy jakiś znajomy szelest. Kobieta przeżegnała się i zdecydowanym ruchem otwarła drzwi! Przez chwilę nic nie widziała, ale kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, w kącie obok szafy ujrzała jakiś cień, który przypominał postać mężczyzny. Miał on na sobie płaszcz wyglądający jak bardzo wtedy modny ortalion a na głowie kapelusz z niewielkim rondem. Anna odruchowo sięgnęła do wyłącznika światła, bo zasłony nadal zasłaniały okno i w pokoju było dość ciemno, choć na zewnątrz świeciło słońce. W świetle lampy cień w rogu pokoju zrobił się bledszy, ale tkwił tam nadał! Kobieta na chwilę zamarła z przerażenia, a potem gotowa była krzyczeć, ale w ostatniej chwili głos uwiązł jej w gardle, bo uświadomiła sobie, że przestraszy syna. Powoli wróciła do kuchni i drżącym głosem powiedziała chłopcu, że muszą na chwilę iść do sąsiadki. Pani Adela mieszkała w tej samej, starej kamienicy tylko piętro niżej. Piotruś chętnie do niej zachodził, bo miała ona dwa kanarki, które mu się bardzo podobały. Kiedy mały zajmował się ptaszkami, jego matka zwierzyła się starszej sąsiadce. Pani Adela słyszała już o podobnym przypadku i od razu zapytała, czy czegoś nie zabrali z cmentarza? Kiedy Anna odpowiedziała przecząco, kobiety, bardziej dla formalności, zapytały jeszcze Piotrusia.
-Wiesz mamo – wyszeptał chłopczyk. – Ja przyniosłem taki piękny, czerwony wazonik, który stał na tym drugim grobie, gdzie był ten pan…Chciałem go umyć i dać ci na urodziny…
Obie kobiety weszły do mieszkania młodego małżeństwa, stanęły na środku przedpokoju i zastanawiały się co zrobić dalej, bo żadnej z nich nie spieszyło się do spotkania z duchem. Wtedy Piotruś wyjął spod zlewu lekko okopcony, szklany znicz i im go podał. A potem z mamą i sąsiadką pojechał na cmentarz, który odwiedził poprzedniego dnia. Odłożył znicz na miejsce, z którego go wziął, a potem jeszcze odmówił z kobietami dłuższą modlitwę za zmarłych. Za radą sąsiadki mama Piotrusia pokropiła całe mieszkanie wodą święconą a kiedy przyszedł ksiądz z kolędą, poprosiła, go o tę czynność raz jeszcze.
I właściwie to już koniec tej historii, bo duch więcej się w mieszkaniu młodego małżeństwa nie pojawił, ale wiosną, tuż przed Wielkanocą Anna pojechała uporządkować grób ciotki. Przy sąsiednim grobie kręciła się jakaś bardzo leciwa staruszka i młoda kobieta pospieszyła jej z pomocą. Wtedy dowiedziała się, że jesienią poprzedniego roku pochowano tam syna staruszki, który zginął podobno przechodząc przez jezdnię, ale starsza pani miała, co do tego wątpliwości.
-Bo widzi pani – powiedziała tłumiąc łzy - ortalion syna nawet nie był podarty, a na głowie syn miał swój ulubiony kapelusz, a jakby go ktoś potrącił…Toby tak nie było…
Co było przyczyną pojawienia się zjawy na cmentarzu i dlaczego nawiedziła ona mieszkanie rodziny Piotrusia? O tym możemy tylko spekulować: Czy to dziecko sprowadziło ducha zmarłego do domu, zabierając należącą do niego rzec, a może to sam zmarły szukał pomocy, na przykład modlitwy w jego intencji? A kiedy ją otrzymał, zniknął na zawsze czy też tylko na jakiś czas?

Komentarze

Dodaj komentarz