Gniazdo przy ulicy Cieszyńskiej w Ruptawie, gdzie topią się bocianie pisklęta / Mirosław Wąsinski, Ireneusz Stajer
Gniazdo przy ulicy Cieszyńskiej w Ruptawie, gdzie topią się bocianie pisklęta / Mirosław Wąsinski, Ireneusz Stajer

 

 

Ireneusz Stajer

Jak długo jeszcze Wojtuś z Ruptawy będzie patrzył na śmierć swych młodych. Mieszkańcy pobliskich domów mówią, że co roku małe boćki topią się w gnieździe. Przy każdym większym deszczu wypełnia się ono wodą.
Jak na złość pada, gdy w gnieździe przy ulicy Cieszyńskiej dopiero co wykluły się pisklęta. - Wystarczyłoby założyć sączki odprowadzające wodę. To nie są duże pieniądze. Nikt jednak nie chce podjąć się tego zadania... – denerwuje się mieszkaniec Ruptawy.

Wojtuś jest szczególnym bocianem. Od kilku lat nie odlatuje do ciepłych krajów. Zimuje w gnieździe rozłożonym na słupie energetycznym przy drodze wojewódzkiej numer 937 do Zebrzydowic i Cieszyna. - W zeszłym roku też został. Ktoś go dokarmiał pożywieniem dla kurcząt – zaznacza pani Hildegarda.

W styczniu wydawało się, że ruptawski bociek zamarzł. Tkwił nieruchomo w gnieździe i patrzył przed siebie. Dysponujący odpowiednio długą drabiną strażacy wspięli się do gniazda. Wojtuś nie zamarzł. Może tylko „medytował” o losie swych młodych, czy dramat nie powtórzy się na wiosnę... Rano odleciał na parę godzin, by poszukać czegoś do jedzenia.

Gniazdo na gruszy


- Na wiosnę odwiedza go partnerka. Pewnie przylatuje z południowych krajów. Niedługo w gnieździe pojawiają się młode. Upalne, suche lato i bezśnieżna zima robią swoje. Na dnie gniazda tworzy się nieprzepuszczalna skorupa. Jak spadnie ulewny deszcz, wypełnia się wodą po brzegi. W tym roku jeden młody wypadł z gniazda. Zginął pod słupem – zamyśla się ruptowianka. Wskutek deszczu z gniazda wyrasta trawa. - Oj przydałyby się takie sączki, o który6ch mówi sąsiad – stwierdza starsza pani.
Z bocianami ma do czynienia prawie przez całe życie. - Mieszkam tu od 1965 roku, kiedy wyszłam za mąż. Jednego razu zauważyliśmy na niebie parę bocianów. Małżonek, nic mi nie mówiąc, zbudował dla nich platformę na gruszy. Nie wierzyłam, że zamieszkają u nas. A one rzeczywiście zrobiły sobie na naszym drzewie gniazdo. Żyły w nim przez kilka lat – uśmiecha się pani Hildegarda.

Uszkodzone skrzydło

Potem ktoś umieścił platformę na pobliskim słupie energetycznym. - W 1994 roku zamieszkała tam bociania para. Na świat przyszły cztery młode. Jak się wychowały, to trzy odleciały. Jeden wypadł z gniazda. Znalazł go chłopak i przewiózł do weterynarza chyba w Gołkowicach. Tam dorósł. Ponoć uczono go latać – opowiada moja rozmówczyni. Tymczasem gniazdo przy Cieszyńskiej opustoszało. Nagle zamieszkał w nim bocian. - Czy Wojtuś to ten sam bocian, którego uratował chłopiec? - pyta ruptowianka. Nie wiadomo.

- Nie przebywa w nim cały czas. Odlatuje na dwa, trzy dni i wraca. Wtedy słyszę jego klekot – uśmiecha się pani Hildegarda. Reporter „Nowin” zastał na miejscu akurat puste gniazdo.

- Bocian z Ruptawy nie odlatuje na południe, bo ma uszkodzone skrzydło. Ono musiało być wcześniej złamane. Ludzie go dokarmiają. Fruwa sobie po najbliższej okolicy. Już nigdy nie odleci do ciepłych krajów – przyznaje Jacek Wąsiński, właściciel Leśnego Pogotowia w Mikołowie, które zapewnia schronienie chorym i niepełnosprawnym dzikim zwierzętom.

- Jeśli giną młode, trzeba działać. Od tego jest urząd miasta. Powinno się zgłosić takie zdarzenie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Miasto może zlecić specjalistycznej firmie wykonanie odpowiedniej platformy. Dysponując sprzętem wysokościowym, właściwie uszczelni i delikatnie przesączy gniazdo, by przepływała przez nie woda – radzi ekspert.

Muszą emigrować

Jak dodaje, bociany wyścielają swoje mieszkanka darnią. To ich naturalne zachowanie. W każdym takim gnieździe zbiera się woda. Chodzi o to, żeby ją skutecznie odsączać.

Co roku, w całym kraju pozostaje sporo bocianów. Nie ma to nic wspólnego z ocieplaniem się klimatu. - Bocian został tak przystosowany przez naturę, że musi sezonowo emigrować. Nie dlatego, że przeszkadza mu mróz. Jest przygotowany do niskich temperatur. Zimą nie złapie bowiem owadów i gryzoni, które stanowią jego główne pożywienie – podkreśla Jacek Wąsiński. Pojedyncze ptaki są dokarmiane przez ludzi albo zostają przy zbiornikach wodnych. Podczas łagodniejszej zimy żywią się rybami. Takie były dwie ostatnie.

Z prądami powietrznymi

W Polce żyje około 45 tysięcy bocianich par. Ogromna większość z nich spędza zimę w ciepłych krajach, gdzie ma pod dostatkiem pożywienia. - Emigracja bocianów do Afryki wiąże się z prądami powietrznymi, które z końcem sierpnia docierają do Polski. Są to duże i ciężkie ptaki. Nie dałyby rady cały czas machać skrzydłami. Korzystają więc z tych prądów, które zanoszą bociany na południe – tłumaczy właściciel Leśnego Pogotowia. Ptaki zbierają się w grupy. Osobno odlatują młode, osobno starsze. Z różnych powodów zostają pojedyncze. Są i takie, które nie zdążyły na zgrupowanie. Szacuje się, ze w całej Polsce jest ich kilkaset. Jednym z nich jest Wojtuś.

- Kontaktowaliśmy się w jego sprawie z Leśnym Pogotowiem w Mikołowie, które odradziło ingerencję w okresie lęgowym. Zdarza się bowiem, że dorosłe osobniki ptaków spłoszone obecnością człowieka odlatują i już nie wracają, natomiast w gniazdach pozostają młode. Miasto będzie chciało zlecić przegląd gniazda i spróbować je udrożnić, tak aby było zapewnione odprowadzenie wody – informuje Katarzyna Wołczańska, rzeczniczka urzędu miasta. Według Jacka Wąsińskiego, w tym roku nikt się z nim nie kontaktował z Jastrzębskiego magistratu.

Gdzie odlatują bociany

Jeszcze do XVIII wieku sądzono, że bociany przesypiają zimę w bagnach, między skałami lub w innych tego typu miejscach. Potem uważano, że lecą do Indii, na Jawę lub pustynie Jordanii, aż w końcu relacje podróżników pozwoliły wskazać Afrykę, jako zimowisko bocianów. Badania metodą obrączkowania pozwoliły ustalić zarówno rejony zimowania w Afryce jak i trasy wędrówek. Jeżeli pominie się sporadyczne próby przelotów bocianów nad Półwyspem Apenińskim, Sycylią i Maltą do Tunezji, to wiadomo, że są dwie trasy migracji, omijające morze Śródziemne od zachodu przez Gibraltar i od wschodu przez Bosfor. Bociany z Polski lecą tą drugą, wschodnią trasą.

Od Bosforu przecina Turcję, biegnie wąskim pasmem wzdłuż wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego, nad doliną Jordanu, dalej nad pustynnym Półwyspem Synajskim i przez Morze Czerwone do Afryki, w dolinę Nilu. To rzeka o długości ok. 6500 km, co pozwala dotrzeć ptakom w rejon wielkich jezior afrykańskich i ominąć od wschodu Saharę. Część z nich tu się rozprasza i zimuje na południe od granicy Sehelu, na sawannach w dorzeczu Konga, a część kontynuuje wędrówkę, dociera w dorzecza Zambezi i Limpopo lub nawet do Republiki Południowej Afryki. Maksymalna długość trasy może przekroczyć 10 tys. km.
Źródło: http://www.bocianopedia.pl/

Do tematu wrócimy w środowych „Nowinach.

Galeria

Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz