Folk metalowe

Rozmawiamy z Marcinem Velesarem Wieczorkiem, wokalistą, gitarzystą, kompozytorem i autorem tekstów wywodzącym się z Rydułtów. Miłośnikom metalu Velesar jest doskonale znany z zespołu Goddess of Sin oraz klasycznego już folk metalowego Radogosta, a teraz, na początku lipca, artysta wydał swój solowy album, Dziwadła.

Pochodzisz z okolic Rybnika. To tu zaczynałeś swoją przygodę z muzyką. Jak dokładnie wyglądała?
- Właściwie to pochodzę z Rydułtów, chociaż z Rybnikiem również jestem związany, bo chodziłem tam do technikum. Oczywiście było to w zamierzchłych czasach… (śmiech). Tak naprawdę z muzyką i sceną jestem związany od 8 roku życia, czyli tak mniej więcej od roku 1990. Natomiast pierwszy zespół metalowy, w którym grałem i który współtworzyłem, powstał w 2001 roku w Radlinie. Mowa tu o formacji Goddess of Sin, która istniała do roku 2007. Później, w czasach studenckich, kiedy przeprowadziłem się do Cieszyna, uczestniczyłem w kilku muzycznych i okołomuzycznych projektach, a w 2010 roku dołączyłem jako wokalista do folk metalowego zespołu Radogost, który zresztą był jednym z prekursorów tej muzyki w naszym kraju. Nasze drogi rozeszły się w roku 2014, a owocem tej współpracy jest album „Dark Side of the Forest”, wydany w 2012 roku i mnóstwo koncertów w kraju i za granicą.

Czym dla ciebie jest folk metal?
- Z jednej strony pewnym sposobem na życie i oderwanie się od tak zwanego życia codziennego, a z drugiej muzyką, w której się odnalazłem i która najbardziej mi odpowiada scenicznie. Odmian muzyki metalowej jest wiele, ale jednak folk metal jest dość specyficzny. Przede wszystkim, poza standardowym instrumentarium, czyli perkusją i gitarami, dochodzą też inne instrumenty, często ludowe. W naszym wypadku są to skrzypce, flet i szamański bęben. Poza tym inna jest też tematyka i często w muzyce folk metalowej można odnaleźć inspiracje oraz brzmienia stricte związane z krajem czy regionem, z którego dany zespół pochodzi. Często też utwory są śpiewane w języku ojczystym lub gwarze, mimo powszechności języka angielskiego w muzyce. Najprostsze przykłady to rosyjskie zespoły Arkona i Grai, czy fińskie Korpiklaani. Chociaż mają w repertuarze również utwory po angielsku, to jednak większość jest śpiewana w języku ojczystym.


Od dawna miałeś w planach solowy projekt? Miał być tym, czego dotąd brakowało ci w innych kapelach, polem do realizacji własnych pomysłów?
- To jest dosyć trudne pytanie. O płycie solowej myślałem już gdzieś w okolicach 2003 roku i już wtedy powstawały pierwsze utwory. Tyle że nie miałem wtedy ani możliwości, ani czasu na takie eksperymenty. Dopiero po rozstaniu z Radogostem te plany wróciły. Wtedy, w 2014 roku, założyłem zespół River of Time, z którym w 2017 roku wydałem album „Revival”. Z jednej strony potrzebowałem wtedy trochę przerwy od folk metalu, a z drugiej – od lat miałem gotowy materiał typowo metalowy, bez folkowej otoczki, i trzeba było w końcu go nagrać i wydać, zwłaszcza że część utworów powstała kilkanaście lat wcześniej. I faktycznie – na początku miał to być projekt solowy, ale tak się złożyło, że znalazłem kilku profesjonalnych muzyków, z którymi bardzo dobrze się współpracuje i w efekcie powstał pełnoprawny zespół. Natomiast w międzyczasie wiele osób, zwłaszcza fanów folk metalu, z którymi nadal miałem kontakt, pytało i próbowało namówić mnie do powrotu na scenę folk metalową. Zdecydowałem się na to ostatecznie w 2018 roku i od tej chwili ruszyły prace nad Velesarem.

Na premierze „Dziwadeł” podczas Słowiańskiej Nocy Folk Metalowej w Brennej wspomniałeś, że póki co jesteś bardzo zadowolony z tego, co wyszło z płyty. Nadal masz wrażenie, że to udany projekt?
- Powiem tak – bardzo trudno mnie zadowolić, zwłaszcza jeśli chodzi o moje własne pomysły czy projekty. Generalnie dobrze się stało, że te wszystkie płyty zostały nagrane i wydane, ponieważ pewnie ciągle coś bym tam poprawiał (śmiech). Ale muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony z albumu „Dziwadła” i w ogóle z tego projektu. Generalnie to, co dzieje się wokół Velesara, stale mnie zaskakuje. Kiedy zdecydowałem się na powrót do folk metalu, nie miałem pojęcia, że aż tyle osób nadal mnie pamięta. A to może tylko cieszyć i jest potwierdzeniem, że był to dobry krok. Tak naprawdę mocno zaryzykowałem, bo mogłem założyć kolejny zespół, wymyślić jakąś nazwę i po prostu schować się tam między innymi nazwiskami w książeczce płyty. Gdyby nic z tego nie wyszło, to trudno – zawsze można odstawić pomysł na półkę i zająć się innym. Ale projekt solowy to już inna sprawa. Oczywiście, że wokół jest zespół. Przecież nie da się czegoś takiego zrobić samemu. Ale jeśli coś jest prezentowane jako projekt solowy, to automatycznie solista staje się niejako tarczą strzelniczą. Jeśli sprawa nie wyjdzie, to można mieć pretensje tylko do siebie i faktycznie zastanowić się wtedy, czy nie odpuścić na dobre. W tym wypadku nazwą projektu jest mój pseudonim artystyczny, którego używam od wielu lat, dobrze znany wśród fanów folk metalu zarówno w kraju, jak i za granicą. Na szczęście zainteresowanie, opinie i reakcje ludzi na koncertach znacznie przerosły moje oczekiwania i tak, jak mówiłem wcześniej, ciągle mnie zaskakują, oczywiście pozytywnie. W ogóle bardzo ciekawe jest to, że duże zainteresowanie jest też za granicą, głównie w Europie i na wschodzie. A płyta jest przecież w całości po polsku...

Skąd wzięły się inspiracje na płytę Dziwadła?
- Jak mówiłem wcześniej, folk metal zwykle korzysta z dziedzictwa kulturowego terenu, z którego dany zespół pochodzi. Polskie formacje folk metalowe zazwyczaj poruszają się w tematyce słowiańskiej i nie inaczej jest w przypadku Velesara. Przy czym nie da się w kilku zdaniach streścić wszystkich inspiracji. Na pewno są to książki, baśnie, legendy, słowiańskie wierzenia i obrzędy, ale przede wszystkim nasza historia, ta wczesna, często zapomniana, o której w szkole się nie mówi. Dla polskiego systemu edukacji Polska zaczęła się wraz z Mieszkiem I i chrztem. A co było wcześniej? Okazuje się, że mamy bogatą, starosłowiańską historię, tylko że mało kto o tym wie. Niestety, Polacy nie potrafią o to dbać. Polskie dziecko potrafi wymienić niemal cały panteon grecki czy rzymski, a czy wie, że odpowiednikiem Zeusa na naszych ziemiach był Perun? Wiemy, że Celtowie mieli druidów, a Galowie walczyli z Rzymianami – choćby dzięki komiksom o Asteriksie i Obeliksie. A czy wiemy, że odpowiednikiem druida wśród Słowian był żerca? Co więcej – wiele osób doskonale orientuje się w mitologii nordyckiej i historii wikingów, choćby dlatego, że przeniknęli do popkultury dzięki filmom, serialom i książkom. Niestety, inne kraje potrafiły zadbać o to, by ich wczesna historia nie zaginęła, nawet tworząc z tego produkt turystyczny. My, Polacy, nie bardzo. Traktujemy nasze dzieje bardzo wybiórczo. Skupiamy się głównie na II wojnie światowej, Piłsudskim, zaborach i powstaniach. A jakoś zapomnieliśmy o tym, skąd się wywodzimy i co było na początku. Dla mnie jest to niezrozumiałe. Jeśli znamy historię i kulturę innych krajów, a nie znamy własnej, to coś tu jest nie tak. A przecież jest wiele miejsc, gdzie wystarczy pojechać, by czegoś się dowiedzieć. I nie mówię tutaj tylko o Biskupinie. Istnieją w Polsce osady słowiańskie, zarówno prywatne jak Białogród w Strumieniu, ale też pod opieką gmin czy stowarzyszeń. Mamy też coraz więcej grup rekonstrukcyjnych, imprez historycznych, koncertów. Wystarczy z tego korzystać.

 

 


Kto jeszcze wystąpił na płycie, i kto znalazł się w składzie Velesara? Wiem, że Kasia Babilas też jest z okolic Rybnika...
- Nie tylko Kasia, ale też nasz perkusista Łukasz Obiegły, który pochodzi z Wodzisławia Śl. i Dawid Holona – gitarzysta, który mieszka w Niedobczycach. Tak swoją drogą, obaj grali ze mną wcześniej w River of Time i chętnie dołączyli później do Velesara, co sobie zresztą bardzo cenię. Tak się składa, że akurat zmieniły się w zespole dwie osoby i teraz już cały skład jest ze Śląska. Natomiast kwestia osób, które wystąpiły na płycie, jest bardziej skomplikowana, zwłaszcza że pojawili się też goście. Poza Kasią, Dawidem i Łukaszem, na płycie wystąpili Iga Suchara – nasza skrzypaczka, Marcin Froncek Frąckowiak – gitarzysta zespołu Percival Schuttenbach, a wcześniej między innymi River of Time i formacji Stos, basista Adam Kłosek z Helrotha i Percivala Schuttenbacha, a także wspomniani goście, czyli flecistka Zuzanna Bornikowska, skrzypaczka Jagoda Połednik i wokaliści: Malwina Szałęga, Łukasz Mussi Muschiol z Radogosta oraz Agnieszka Suchy – wcześniej wokalistka zespołu Othalan, a obecnie kontynuująca karierę solową jako Dziewanna.

Praca nad powstaniem albumu była raczej doświadczeniem indywidualnym, czy zbiorowym? Jesteś sam odpowiedzialny za wszystkie teksty i kompozycje?
- To też nie jest łatwe pytanie. Rzeczywiście jestem autorem muzyki i wszystkich tekstów, a także aranżacji poszczególnych utworów. Natomiast praca w studio nagraniowym to zawsze praca zbiorowa, mimo że każdy nagrywa indywidualnie. Samo brzmienie albumu to zasługa Krzysztofa Leona Lenarda z rybnickiego studia No Fear Records oraz naszego byłego gitarzysty Froncka, który praktycznie był za nie odpowiedzialny. Wyszło świetnie i jestem bardzo zadowolony z efektu. Dla mnie ten album okazał się dużym sukcesem i każdy z nas włożył w to wiele wysiłku i ciężko na to pracował. Zresztą nie tylko podczas samego nagrywania, ale także na koncertach i we wszystkich sprawach, które stanowią otoczkę projektu.

Bardzo podoba mi się okładka płyty. Kto stoi za jej projektem i wykonaniem?
- Początkowo okładka miała być inna. Nawet nawiązałem wstępną współpracę ze świetnym ukraińskim artystą, który miał ją wykonać. Ale później trafiłem na grafiki Krzysztofa Kowalika, artysty, który obecnie mieszka w Warszawie i to właśnie on jest autorem okładki. Myślę, że wykonał kawał dobrej roboty, bo okładka doskonale pasuje do płyty, a poza tym jest oryginalna i po prostu rzuca się w oczy.


 “Dziwadła” krążą już w obiegu i niewątpliwie zostały ciepło przyjęte przez słuchaczy. Co dalej? Są pomysły na kolejne płyty?
- Niedawno podobne pytanie padło w innym wywiadzie, przy czym redaktor zapytał, czy bardziej można spodziewać się kolejnej płyty River of Time, czy Velesara. Odpowiem podobnie. Nie jest tajemnicą, że obecnie River of Time odstawiliśmy na boczny tor i wszystkie siły skupiliśmy na Velesarze. Album „Dziwadła” rzeczywiście został odebrany bardzo ciepło, tak jak i teledysk do utworu „Ostatnia Kupalnocka”, który niedawno pojawił się na naszym kanale YouTube, na każdym koncercie publiczność reaguje bardzo żywiołowo i z dużym entuzjazmem, a poza tym dochodzi do mnie coraz więcej zapytań o kolejne koncerty w całym kraju i za granicą, a także wiele świetnych opinii fanów. Za co im dziękuję, bo to przecież dla nich właśnie gramy i tylko z nimi ma to wszystko sens. Również zainteresowanie w Internecie dawno przebiło to, co zakładałem na początku. Co prawda, ja jestem trochę starej daty i śmieszą mnie te wszystkie dzisiejsze bitwy o „lajki” i wielkie „tragedie” młodocianych celebrytów, bo ktoś tam czegoś nie polubił… Ale też trzeba przyznać, że mimo wszystko jest to pewien wyznacznik, zwłaszcza na Facebooku. Dlatego trudno się nie cieszyć, kiedy w ciągu zaledwie kilku miesięcy z 200 lajków na profilu facebookowym robi się nagle prawie 3000. To znaczy, że ktoś jednak chce słuchać mojej płyty, podoba mu się i chce więcej. Dlatego odpuszczać teraz i wracać do tego, co było, mija się z celem. Oczywiście zobaczymy, co będzie dalej, ale jeśli podobny trend się utrzyma, to raczej szybciej można spodziewać się kolejnej płyty Velesara niż River of Time. Przy czym na pewno nie możemy teraz mówić o żadnych terminach, zwłaszcza że jesteśmy świeżo po premierze pierwszego albumu. Proponuję obserwować nasz profil na Facebooku (śmiech).

Gdzie będzie można zobaczyć Velesara w najbliższym czasie?
- Teraz mamy krótką przerwę, bo, jak wspominałem, dochodzą do nas dwie nowe osoby i po prostu musimy się zgrać. Natomiast we wrześniu planujemy koncert w Giżycku, a reszta roku jest jeszcze sprawą otwartą. Przy czym powoli planujemy już przyszły rok, zwłaszcza trasę koncertową. Kilka przyszłorocznych koncertów mamy już zapisane w kalendarzu, ale pozwolę sobie jeszcze nie informować oficjalnie gdzie i kiedy. Wszystko pojawi się w odpowiednim czasie...

 

Rozmawiała: Martyna Ludwig

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz