Czy oskarżeni o pobicie i zabójstwo Jacka Hrycia wyjdą na wolność?

Przypomnijmy, że Jacek Hryć zginął nad ranem 4 czerwca 2017 po imprezie w klubie Impresja w Jastrzębiu. Mężczyzna został skopany na ulicy nieopodal klubu – jeden oskarżony, Dawid K., ma zarzut zabójstwa – a czterech pozostałych odpowiada za pobicie ze skutkiem śmiertelnym: to Przemysław K., jego kuzyn Artur L, Łukasz K. i Paweł Sz. W czasie środowej rozprawy przed sądem zeznawał tylko jeden i ostatni świadek – to biegły z zakresu ratownictwa medycznego. Został on powołany bowiem w czasie wcześniejszych rozpraw obrońcy oskarżonych udowadniali, że Jacek Hryć w chwili przyjazdu karetki żył, a w pierwszych chwilach po zdarzeniu oskarżeni pomagali nawet pobitemu mężczyźnie – kładąc go m.in. w pozycji bocznej ustalonej.

Zeznający w charakterze biegłego ratownik medyczny zatrudniony w Pogotowiu Ratunkowym w Oświęcimiu oraz na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w szpitalu w Bielsku-Białej, przez ponad 2,5-godziny tłumaczył niuanse postępowania ratowników i lekarza pogotowia. Dopatrzył się kilku nieścisłości. Co najważniejsze – zdziwiony był faktem, iż lekarz który przyjechał karetką pogotowia na miejsce zdarzenia, w ogóle nie podjął akcji resuscytacyjnej, a jedynie stwierdził zgon pobitego. - Zaznaczam jednak, że inne procedury obowiązują ratownika medycznego, który pojawia się na miejscu zdarzenia, a inne lekarza. Ratownik zgodnie z wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji w zakresie udzielania pomocy musi się trzymać procedur. Lekarz natomiast obecny na miejscu zdarzenia może od tych procedur odstąpić i kierować się rozsądkiem, doświadczeniem zawodowym oraz życiowym, biorąc przy tym odpowiedzialność za swoje decyzje – mówił biegły Piotr Dzwigoński.

Obrońcy oskarżonych idąc tropem wcześniejszych rozpraw, kiedy to ich klienci zeznawali, że do przyjazdu karetki (która miała przyjechać późno, bez sygnałów) Jacek Hryć oddychał, chcieli udowodnić, że gdyby lekarz podjął resuscytację, to pobity miał szansę przeżyć. W karcie wyjazdowej załogi pogotowia ratunkowego lekarz dokonał następującego wpisu: w kałuży krwi i skrzepów na lewym boku leżał młody mężczyzna. Po odwróceniu na plecy widać szerokie źrenice. To właśni nimi miał się sugerować lekarz pogotowia ratunkowego nie podejmując akcji ratowniczej i stwierdzając zgon. - Nie znając przyczyny zgonu, wywnioskowałem, że do zgonu mogło dojść na skutek zachłyśnięcia się krwią przez pobitego (taka była rzeczywista przyczyna zgonu – red.) Z mojego doświadczenia wynika, że w takich przypadkach po usunięciu niedrożności pacjenci przeżywali. Lekarz mógł się zasugerować szerokimi źrenicami ale moim zdaniem można było przywrócić akcje życiowe podejmując resuscytację, oczywiście pod warunkiem że od momentu zatrzymania krążenia nie minęło zbyt dużo czasu – mówił biegły. Ile wynosi ten czas? - Z resuscytacji można zrezygnować jeśli pacjent nie ma oddechu i nie daje oznak życia od minimum 15 minut, lub gdy doszło do np. oddzielenia głowy od reszty ciała – podkreślał biegły wymieniając inne okoliczności. Dodał także, że on będąc na miejscu zdarzenia podjąłby reanimację. - Przyjmuje się,że powinna ona trwać 20 minut i jeśli nie uzyska się efektu w postaci spontanicznego przywrócenia krążenia można od niej odstąpić – mówił.

W obliczu tych zeznań biegłego, oraz biorąc pod uwagę fakt, iż postępowanie dowodowe zostało zakończone, obrońcy oskarżonych jednomyślnie złożyli wniosek o zwolnienie swoich klientów z aresztu. - Zasadne wydaje się zastosowanie dozoru policyjnego, poręczenia majątkowego oraz zakazu opuszczania kraju. Mój klient od 2 lat przebywa w areszcie, a ponieważ przewód sądowy zaraz zostanie zamknięty nie istnieje już ryzyko matactwa – argumentował obrońca głównego oskarżonego Dawida K. Temu wnioskowi sprzeciwiał się prokurator Wojciech Zieliński. - Pamiętajmy, że te przestępstwa są zagrożone surową karą – podkreślał. Decyzja o ewentualnym uchyleniu aresztu zapadnie w piątek.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz