Zjawa na strychu

W tamtych czasach nikt się bezdomnymi nie przejmował. W prezydium powiedzieli jej, że wolnych mieszkań nie mają i ma zapisać się do kolejki. Być może za kilka lat coś się znajdzie, ale ona tak długo czekać nie mogła. Na lato przygarnęli ją krewni z sąsiedniej wsi. Pomagała im w pracach polowych i za to ona i jej wnuczka, którą sama wychowywała, dostawały jedzenie, ale kiedy nadeszła jesień i pracy w polu było mniej, musiała poszukać nowego lokum. Miejscowy, emerytowany nauczyciel szukał wtedy pomocy do gospodarstwa, bo jego żona podupadła mocno na zdrowiu, więc ciotka Gustka została przyjęta. Dostała dwa pokoje w giblu (szczycie) jego domu. Większy nadawał się na kuchnię, a w mniejszym sypiała z siedmioletnią wnuczką. Dobrze ciotce tam się żyło, choć miała bardzo dużo pracy, bo sama musiała wykonywać wszystkie prace domowe i gospodarskie. Na pomoc pana nauczyciela nie można było liczyć, gdyż ciągle przebywał poza domem.
Ciotka Gustka świetnie dogadywała się z gospodynią i bardzo mocno przeżyła niespodziewaną śmierć starszej pani. Teraz musiała zająć się także wymagającym starszym panem. To on, nie czekając na koniec żałoby po żonie, wezwał dwóch znajomych, którzy wynieśli na strych całe wyposażenie jej pokoju. I zaczął remontować pokój dla wnuków, które miały zjechać do niego na lato. Ciotce doszło więc jeszcze sprzątanie po pracach budowlanych i malarskich, dlatego przez kilka dni nie odwiedzała strychu, ale w końcu nazbierało się tyle brudnej bielizny, że musiała koniecznie zrobić pranie. Choć wstała bardzo wcześnie, na strych mogła się wybrać dopiero koło południa. Kiedy skończyły bić kościelne dzwony, ciotka Gustka usłyszała szmer dochodzący z tej części strychu, gdzie stały meble gospodyni. Jedyne, co jej przyszło do głowy, to że ktoś tam się zakradł. Dreszcz przeleciał jej po plecach, bo była przecież sama w domu! Lecz kiedy zajrzała za mur oddzielający ją od tego miejsca, skamieniała ze zgrozy: na swojej ulubionej sofie siedziała jej gospodyni! Ciotka była pewna, że to ona, choć kobieta zwrócona była do niej tyłem, ale przecież bardzo dobrze ją znała i pamiętała jak wyglądała za życia! Wycofała się więc rakiem i nawet nie zamknęła za sobą drzwi, bo nie wiedziała, co w tej sytuacji należałoby zrobić. Zastanawiała się, czy powiedzieć o tym gospodarzowi, ale w końcu doszła do wniosku, że to nic nie da, bo starszy pan był strasznym sceptykiem. Jeszcze gotów pomyśleć, że Gustka zwariowała i wymówić jej pracę, której ona tak bardzo potrzebowała, dlatego postanowiła całą sprawę najpierw poobserwować.
Gospodyni pojawiała się na strychu regularnie w każde południe i znikała, kiedy zegar stojący na dole w holu wybijał godzinę pierwszą. Niedługo potem do nauczyciela zjechały wnuki: ośmioletnia dziewczynka i dwaj chłopcy w wieku 10 i 11 lat oraz ich mama. Dziewczynka często bawiła się z wnuczką ciotki, a chłopcy ciągle buszowali po strychu. Pewnego dnia odwrócili sofę swojej babci siedziskiem w stronę wejścia, a potem nawrzucali na nią jakichś starych gazet. Kiedy następnego dnia w południe ciotka zajrzała na strych, zauważyła, że zjawa gospodyni siedzi nadal tyłem do wejścia, ale tym razem nie na sofie, lecz tuż za jej oparciem! Jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że mebel został odwrócony! I wtedy ciotkę olśniło: pójdzie do córki gospodarza i z nią pogada, być może ona przekona ojca, żeby ulubiony mebel jej matki trafił z powrotem do któregoś z pokojów lub nawet do salonu. Po dość długiej dyskusji w mieszkaniu na dole stanęło na tym, że ciotka Gustka odświeży sofę, a potem mebel zostanie zniesiony na dół i umieszczony w pokoju, gdzie stał fortepian. Ciotka wzięła się ochoczo do roboty i ani się spostrzegła, kiedy kościelny dzwon wybił dwunastą, wtedy poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia. Obok niej stała uśmiechnięta gospodyni, albo tak się Gustce przez moment zdawało. Już nigdy potem jej nie zobaczyła, choć mieszkała tam jeszcze kilkanaście lat

Ps. Kiedyś uważano, że nie należy się pozbywać rzeczy osoby zmarłej przed upływem przepisanej żałoby czyli jednego roku i sześciu tygodni od jej śmierci. A już pod żadnym pozorem nie wolno było oddawać jej rzeczy przed upływem sześciu tygodni od jej zejścia, bo w tym czasie dusza mogła jeszcze według wierzeń ludowych przebywać na ziemi i taki stan rzeczy mógłby ją rozgniewać.

Komentarze

Dodaj komentarz