Domniemane portrety Michaela Wilde i jego żony
Domniemane portrety Michaela Wilde i jego żony

W XIII-wiecznej, gotyckiej katedrze pod wezwaniem św. Marii Magdaleny znajdował się dzwon, z którym związana jest bardzo ciekawa opowieść. Jej niechlubnym bohaterem jest wrocławski ludwisarz (odlewnik dzwonów) Michael Wilde, który jest postacią historyczną. Ów rzemieślnik dostał zlecenie na wykonanie bardzo dużego dzwonu i chciał się z niego wywiązać jak najlepiej. Wiszący w południowej wieży katedry spiżowy dzwon był imponujący, ważył bowiem prawie 6 ton. Miał 180 cm wysokości, zaś jego dolny obwód mierzył ponad 6 metrów, dzwon ten wygrywał dźwięk H. Do jego rozkołysania potrzeba było według legendy aż siedmiu dzwonników. Został wykonany i zawieszony w roku 1386. Tyle mówią zapiski historyczne, zaś resztę dopowiada krążąca wśród ludu legenda.
Michael Wilde był najlepszym wrocławskim ludwisarzem. Wiadomo nawet gdzie znajdował się jego warsztat, co prawda nie ma po nim nawet najmniejszego śladu i w miejscu tym znajduje się obecnie zwarta zabudowa, ale pamięć o nim przetrwała. Ludwisarz Wilde, oprócz „złotych rąk”, miał także porywczy charakter. Świadczy o tym jego nazwisko czy też być może przezwisko, bo „wilde” po niemiecku znaczy dzikus. Trudny charakter nie przysparzał mistrzowi ani przyjaciół, ani współpracowników. Jednak udało mu się zatrzymać u siebie pewnego zdolnego czeladnika, z którym wiązał większe nadzieje na przyszłość. Tylko tego młodzieńca ludwisarz Wilde dopuścił do realizacji owego wielkiego zlecenia. Mistrz cały czas osobiście doglądał przygotowania wsadu do pieca, ale potem z jakiś powodów musiał swój warsztat na krótko opuścić. Jedni opowiadający twierdzili, że był zbyt niecierpliwy, drudzy – że nużyła go bezczynność, a jeszcze inni, że urodziło mu się dziecko i pobiegł je zobaczyć. Jak było naprawdę, teraz, po tylu wiekach, trudno dociec. Dość, że pod jego nieobecność czeladnik przez nieuwagę wypuścił roztopiony metal do formy! Ponieważ stało się to przed wyznaczonym czasem, wystraszony czeladnik pobiegł poinformować o tym mistrza, a ten wpadł w szał i nożem zadźgał chłopaka na miejscu, a potem jak w amoku pobiegł do warsztatu.
Co robił mistrz Michael przez trzy dni zanim dzwon wystygł, o tym legenda nie wspomina, być może ukrył gdzieś zwłoki czeladnika, skoro nikt się o tym nie dowiedział. Odlany pod jego nieobecność w warsztacie dzwon był udany i miał bardzo czysty dźwięk. Wtedy ludwisarz pożałował swej niewczesnej złości, ale niestety nie mógł wrócić życia swojemu czeladnikowi, więc dopadły go wyrzuty sumienia, tak silne, że zniszczyły jego radość z posiadania potomka. Zdecydował, że poniesie karę i przyznał się publicznie do swego haniebnego czynu. Zakończył żywot na szafocie, ale w ostatnim słowie poprosił o to, żeby przed śmiercią mógł usłyszeć jeszcze dźwięk swojego dzwonu. Jego prośbie stało się zadość. Od tego czasu największy dzwon w tej katedrze nazywano dzwonem grzesznika. Należałoby tylko dodać, że był to grzesznik, który solennie odpokutował za swoje grzechy.
Ps. Niestety, dzwon nie dochował się do naszych czasów. W roku 1945 zniszczył go wybuch amunicji składowanej w podziemiach wieży. W tym samym czasie poważnym zniszczeniom uległa również sama katedra św. Marii Magdaleny, niektóre z nich są widoczne do dziś. Po drugiej wojnie miejscowa ludność w większości wyjechała do Niemiec, a przybysze ze wschodu, którzy osiedlili się w tym mieście, nie mieli pojęcia o istnieniu wspaniałej legendy o dzwonie. Została ona odkryta na nowo dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, ale ów wątek legendowy krążył po całym Śląsku w tym także po Śląsku Górnym, gdzie usłyszałam jedną z jego wersji, nie miałam jednak pojęcia, że historia ta wiąże się z Wrocławiem. W wieku XIX niemiecki poeta Wilhelm Mueller poświęcił dzwonowi grzesznika kilkuzwrotkowy poemat, który obecnie można przeczytać w polskim przekładzie. Zachowało się też przedwojenne nagranie dźwięku tego tajemniczego dzwonu, muszę przyznać, że robi imponujące wrażenie.

8

Komentarze

  • dr Ludwik Stołtny Jeszcze raz 04 kwietnia 2019 16:28Pragnę serdecznie podziękować Panu Aleksandrowi Gościniakowi za chęć wypożyczenia książki, z której uczył się w szkole mój Ojciec. Chętnie skorzystam i oddam w wyznaczonym terminie. Zainteresowanych informuję, że "wujek" Google przyjmuje temat: "Mueller Wilhelm Gedichte" i tam można przeczytać cały 30 zwrotkowy wiersz na temat tego pięknego i zarazem strasznego dzwonu we Wrocławiu. Piękna i pouczająca legenda. Pozdrawiam.
  • Elżbieta Grymel Do pani Elisabeth 29 marca 2019 19:29Pani Elu, list z tłumaczeniem wiersza doszedł dzisiaj. Nie spodziewałam się, że odzew będzie aż taki znaczny. Jeszcze raz dziękuję serdecznie za to, że jest Pani nadal tak wielką miłośniczką naszego regionu, choć od wielu lat mieszka Pani poza krajem.Dzięki Pani pomocy udało mi się przekazać naszym Czytelnikom opowieści z okolic Rydułtów. Serdecznie Pozdrawiam i odezwę się prywatnie.
  • AXG Dzwon Grzesznika 22 marca 2019 17:54dr Ludwik Stołtny. Jestem w posiadaniu przedmiotowej książki: Das Lesebuch in der Volksschule, für die Unter-, Mittel,-und Oberstufe. Chętnie udostępnie Panu i innym zainteresowanym. Opowiadanie: "Der Glockenguß zu Breslau, W. Müller. Kontakt dla Pana: Alexander Gosciniak tel. 514382719. Pozdrawiam.
  • Elżbieta Grymel Do pani Elisabeth 18 marca 2019 18:26Dziękuję serdecznie za uzupełnienie tematu. Cieszy mnie, że zawsze można na Panią liczyć! Pozdrawiam serdecznie
  • Elisabeth sprostowanie 13 marca 2019 21:38znalazlam caly wiersz od Müllera-wiec stoi ,ze chcial cos wypic i zostowil czeladnika samego.Quelle-Freiburger Anthologie-Gedichte-der Glockenguss zur Breslau.-Will mich mit einem Trunke noch stärken zu dem Guss-a wiec chcial cos wypic-prawdopodobnie piwo albo wino-ale to moja wersja
  • Elisabeth das Meisterstück im Magdalenenthurme zu Breslau-mistrzowskie dzielo w wierzy magdalenskiej we wroclawiu 13 marca 2019 21:29z opowiadan-die Gartenlaube/altanka/E.Keil 1873-opowiadanie i wiersz o dzwonie grzesznika.Z tresci wiersza nie mozna sie dowiedziec dlaczego meister poszedl i zostawil czeladnika samego,wiersz pisany jest storoniemieckim jezykiem,podobnym do wierszy polskich romantykow.Napisal goWilhelm Müller -Der glockenguss zur Breslau-odlewanie dzwonu we Wroclawiu.Jezeli Pani napisze wyzej podany tytul to pokaza sie duzo stron na ten temat.Musze powiedziec,ze jako dziecko takze slyszalam ta opowiesc ze meister zabil synka i dzwon dzwonil glosem zabitego. Serdecznie dziekuje za opowiesci-bo to zawsze kawalek hajmatu-
  • Elżbieta Grymel do pana dr. Ludwika Stołtnego. 10 marca 2019 16:39Dziękuję za wyczerpujące uzupełnienie tematu o wrocławskim ludwisarzu. Ja sama słyszałam opowieść tę ze dwa- trzy razy od starszych ludzi, choć nie po niemiecku, ale po "naszymu", istotnie powód wyjścia mistrza Wilde z warsztatu za każdym razem był inny. Według innej wersji nazwa dzwonu powinna brzmieć "dzwon grzeszników", bo dzwoniono nim przy egzekucjach. Pozdrawiam serdecznie.
  • dr Ludwik Stołtny 06 marca 2019 14:21Tak jak w tytule, najprawdopodobniej nazywało się opowiadanie w pruskiej czytance "Das Lesebuch", w szkole podstawowej (die Grundschule) do której uczęszczał mój ojciec w latach 1912-1920 w Niewiadomiu. To opowiadanie słyszałem kilka razy z jego ust, (mój ojciec miał fenomenalną pamięć i całe fragmenty teksu mówił z pamięci) ale lata płyną i ja już wszystkiego dokładnie nie pamiętam. Wydaje mi się że w tym czasie , kiedy metal się topił i uzyskiwał właściwą temperaturę to majster Wide poszedł do szynku na piwo lub sznapsa. A może leży gdzieś na strychu zapomniany, stary Pruski "Lesebuch" to można by to wszystko dokładnie sprawdzić. Chętnie zrobiłbym sobie xero i oddał. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz