Na rozstajach straszy!

Dlatego zwykło się go uważać za teren niczyi. W tym miejscu bez proszenia kogokolwiek o zgodę można było pochować ludzi zmarłych w drodze i często tak czyniono. Miejsca takie, znacznie oddalone od terenów gęsto zamieszkałych, dość często wybierali także samobójcy. Takich zmarłych nie chowano w poświęconej ziemi, czyli na przykościelnym cmentarzu. Jednak gdzieś trzeba było ich pogrzebać, a rozstajne drogi świetnie się do tego nadawały. To był jeden z powodów, dla których unikano rozstajów, zwłaszcza nocą. Wiele osób sądziło, że o północy można tam spotkać złe duchy, czarownice i dusze pokutujące. Tylko czasem w pobliżu takich skrzyżowań dróg budowano karczmy i zajazdy zwane „wygodami”. Niektóre z nich cieszyły się złą sławą. Znikali tam bogaci podróżni, kiedy indziej zajazdy takie napadali zbójcy, rabując i mordując Bogu ducha winnych ludzi.
Temat rozstajnych dróg przewijał się w wielu przytoczonych tu przeze mnie opowieściach. Zapewne pamiętacie wydarzenie jakie miało miejsce w Dniu Zadusznym. Na jednym z takich skrzyżowań diabeł usiłował przechodniowi sprzedać duszę grzesznika. W innym miejscu na rozstajnych drogach straszył samobójca. Jego widmo schodziło z drzewa, na którym się powiesił i błagało spóźnionych przechodniów o pomoc, ale nikt nie mógł mu tej pomocy udzielić, bo jego słowa zagłuszał wiatr i diabelski chichot.
A pamiętacie, co napisałam o miejscu zwanym „7 dróg”, znajdującym się w lesie koło Żor? Tam nawet za dnia grasował diabeł we własnej osobie, a w nocy zbierały się miejscowe czarownice. Jako dziecko byłam tam aż dwukrotnie i na samą myśl o nim jeszcze dzisiaj czuję na plecach gęsią skórkę! Tamta okolica sprawiała na mnie bardzo przygnębiające wrażenie, zwłaszcza, że łatwo można tam było zabłądzić. W drukowanej niedawno w „Nowinach” opowieści „Umowa ze Śmiercią” Francik Gałonska spotyka Śmierć nad stawem, ale niesie ją aż do rozstajnych dróg w lesie, gdzie Kostucha żegna się z nim, choć nie na długo, bo wróci po niego za lat kilkanaście.
Przypomnijcie sobie, jak w opowieści o diable, który zrobił wódkę, rzeczony diabeł prowadził powiązanych sznurem pijaków prosto do piekła. Miało to miejsce także na rozstajnych drogach, daleko za wsią. Ci, którzy uważnie czytali moje opowieści o żorskich „kopcach szwedzkich”, położonych daleko za miastem na granicy z wsią Palowice, zapewne przypominają sobie, że pochowano tam podobno młodego Szweda, który potem pojawiał się w tym miejscu każdej nocy i grzał się przy ognisku. W opowieściach ludowych miejsce to wiązało się z pochówkiem. Choć być może nie był to Szwed, lecz dwaj pułkownicy króla Jana III Sobieskiego, którzy zmarli w drodze powrotnej spod Wiednia i pochowani zostali poza miastem?
Było też kilka historii o wydźwięku humorystycznym, których bohaterowie wykorzystywali obiegowe opinie o rozstajnych drogach do swoich pokrętnych celów. W jednej z nich mąż tłumaczył żonie, że nie mógł wrócić do domu wcześniej, bo kiedy wracał z karczmy, to na rozstajach odbywał się handel duszami, a prowadziło go kilku elegancko ubranych diabłów. Z ich rozmowy wynikało, że jednej duszyczki im brakuje i muszą na to miejsce złapać kogoś innego, a rzeczony chłop, rzecz jasna, nie chciał być tą ofiarą i wolał przeczekać do rana w bezpiecznym miejscu!
I tak opowieści takie moglibyśmy mnożyć w nieskończoność! A może Wy moi drodzy znacie jeszcze jakieś inne historie tego typu? Piszcie o nich w komentarzach do elektronicznego wydania „Nowin”

Komentarze

Dodaj komentarz