Fragment spektaklu / Piotr Bukartyk
Fragment spektaklu / Piotr Bukartyk



W piątek mogliśmy podejrzeć fragmenty próby, zrobić zdjęcia, porozmawiać z twórcami i aktorami.

- To najtrudniejsze zadanie, jakie mnie spotkało w mojej przygodzie teatralnej. To powieść z ogromną ilością postaci, dziejąca się równocześnie, wszystkie czasy się przeplatają. Zależy nam, by w naszej adaptacji oddać to, co u Szczepana jest najważniejsze, najciekawsze, czyli to wrażenie, że wszystko dzieje się równocześnie, na dodatek często w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że ci, którzy czytali książkę, uznają, że spektakl jest wartościowy i pokazuje ją z innej perspektywy; a ci, którzy nie czytali, chętnie po nią sięgną – mówił Robert Talarczyk.

- Myślę, że świat, który wykreował Szczepan Twardoch jest niezwykle barwny, dla nas jest to przyjemność móc się w nim odnaleźć albo spróbować się w nim odnaleźć. Cieszymy się, że Twardoch dotknął tej ciemniejszej strony Śląska i ten klimat nie jest tylko i wyłącznie piękny, kolorowy, usłany płatkami róż i innych, typowo śląskich kwiatów, ale jest też mroczny. To nas zaintrygowało. A najtrudniejsze było zetknięcie się z gwarą śląską i przyuczenie się jej... - przyznał Mateusz Znaniecki, grający Josefa Magnora.

Kiedy przypomnieliśmy mu, że Twardoch nie toleruje słowa „gwara” w odniesieniu do języka śląskiego, odpowiedział: - Kiedy będę rozmawiał ze Szczepanem Twardochem, ugryzę się w język.

- Wielką przyjemność sprawia nam szukanie wspólnych elementów pomiędzy naszymi bohaterami, z Josefem dzieli nas ponad sto lat. Czasy są inne, ludzie niby się zmieniają, ale znajdujemy coraz więcej wspólnych elementów – dodał Michał Rolnicki, grający Nikodema.

Choreografka Kaya Kołodziejczyk powiedziała, że ważnym elementem u Twardocha jest bogactwo postaci, powtarzanie się pewnych gestów, historii, ale też zachowań. - Za pomocą choreografii próbowaliśmy zrozumieć, w jakich miejscach w przestrzeni mogą powielać się pewne sytuacje: pożegnań, zbliżeń, miłości... - dodała.

Muzykę do spektaklu napisał rybniczanin Piotr Kotas. - Praca przy spektaklu była dla mnie jedną wielką lekcją pokory, która brzmiała: pracuj przez pół roku, stwórz 1,5 godziny muzyki, a dwa tygodnie przed spektaklem może zmienimy pomysł, może weź młotek i uderz kilka razy w pianino, może tędy droga... - opowiadał Piotr Kotas.

Muzyk sam będzie grał w czasie spektaklu na pianinie. - Będę na nim wygrywał dziwne, czasem przerażające i niespodziewane dźwięki – dodał Piotr Kotas.

Michał Wojaczek, dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej, zdradził, że na początku myślano o sztuce, poświęconej postaci Juliusza Rogera, lekarza, etnografa, którą miasto Rybnik mocno przypomina i promuje. - Pokochał Śląsk, był z pochodzenia Niemcem. Od trzech lat mamy w Rybniku Górnośląską Nagrodę Literacką Juliusz, której Roger jest patronem. Spotkaliśmy się z dyrektorem Talarczykiem, chcieliśmy powierzyć mu stworzenie spektaklu. Jednak postać Juliusza Rogera była mało kolorowa, mało wyrazista. Mało jest historii na jej temat i dyrektor Talarczyk powiedział, że może to być trudne. I na jednym ze spotkań padła propozycja: a może zrobić „Dracha” Twardocha, bo to przecież powieść znakomita, która dotyka też Rybnika, jest nam bardzo bliska. Okazało się, że Robert Talarczyk po przeczytaniu „Dracha” myślał o tym, by przenieść powieść na scenę. Powstała szybka płaszczyzna porozumienia – dodał Michał Wojaczek.

- O „Drachu” myśleliśmy od momentu, kiedy książka powstała. Pytałem Szczepana Twardocha, czy możemy liczyć na to, że udostępni prawa do adaptacji. On wtedy powiedział: „A kto bogatemu zabroni? Jak cię stać, to rób” - przyznał z uśmiechem Robert Talarczyk.

Bilety na dwa pierwsze spektakle w Rybniku są wyprzedane.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz