W piątek mogliśmy podejrzeć fragmenty próby, zrobić zdjęcia, porozmawiać z twórcami i aktorami.
- To najtrudniejsze zadanie, jakie mnie spotkało w mojej przygodzie teatralnej. To powieść z ogromną ilością postaci, dziejąca się równocześnie, wszystkie czasy się przeplatają. Zależy nam, by w naszej adaptacji oddać to, co u Szczepana jest najważniejsze, najciekawsze, czyli to wrażenie, że wszystko dzieje się równocześnie, na dodatek często w tym samym miejscu. Mam nadzieję, że ci, którzy czytali książkę, uznają, że spektakl jest wartościowy i pokazuje ją z innej perspektywy; a ci, którzy nie czytali, chętnie po nią sięgną – mówił Robert Talarczyk.
- Myślę, że świat, który wykreował Szczepan Twardoch jest niezwykle barwny, dla nas jest to przyjemność móc się w nim odnaleźć albo spróbować się w nim odnaleźć. Cieszymy się, że Twardoch dotknął tej ciemniejszej strony Śląska i ten klimat nie jest tylko i wyłącznie piękny, kolorowy, usłany płatkami róż i innych, typowo śląskich kwiatów, ale jest też mroczny. To nas zaintrygowało. A najtrudniejsze było zetknięcie się z gwarą śląską i przyuczenie się jej... - przyznał Mateusz Znaniecki, grający Josefa Magnora.
Kiedy przypomnieliśmy mu, że Twardoch nie toleruje słowa „gwara” w odniesieniu do języka śląskiego, odpowiedział: - Kiedy będę rozmawiał ze Szczepanem Twardochem, ugryzę się w język.
- Wielką przyjemność sprawia nam szukanie wspólnych elementów pomiędzy naszymi bohaterami, z Josefem dzieli nas ponad sto lat. Czasy są inne, ludzie niby się zmieniają, ale znajdujemy coraz więcej wspólnych elementów – dodał Michał Rolnicki, grający Nikodema.
Choreografka Kaya Kołodziejczyk powiedziała, że ważnym elementem u Twardocha jest bogactwo postaci, powtarzanie się pewnych gestów, historii, ale też zachowań. - Za pomocą choreografii próbowaliśmy zrozumieć, w jakich miejscach w przestrzeni mogą powielać się pewne sytuacje: pożegnań, zbliżeń, miłości... - dodała.
Muzykę do spektaklu napisał rybniczanin Piotr Kotas. - Praca przy spektaklu była dla mnie jedną wielką lekcją pokory, która brzmiała: pracuj przez pół roku, stwórz 1,5 godziny muzyki, a dwa tygodnie przed spektaklem może zmienimy pomysł, może weź młotek i uderz kilka razy w pianino, może tędy droga... - opowiadał Piotr Kotas.
Muzyk sam będzie grał w czasie spektaklu na pianinie. - Będę na nim wygrywał dziwne, czasem przerażające i niespodziewane dźwięki – dodał Piotr Kotas.
Michał Wojaczek, dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej, zdradził, że na początku myślano o sztuce, poświęconej postaci Juliusza Rogera, lekarza, etnografa, którą miasto Rybnik mocno przypomina i promuje. - Pokochał Śląsk, był z pochodzenia Niemcem. Od trzech lat mamy w Rybniku Górnośląską Nagrodę Literacką Juliusz, której Roger jest patronem. Spotkaliśmy się z dyrektorem Talarczykiem, chcieliśmy powierzyć mu stworzenie spektaklu. Jednak postać Juliusza Rogera była mało kolorowa, mało wyrazista. Mało jest historii na jej temat i dyrektor Talarczyk powiedział, że może to być trudne. I na jednym ze spotkań padła propozycja: a może zrobić „Dracha” Twardocha, bo to przecież powieść znakomita, która dotyka też Rybnika, jest nam bardzo bliska. Okazało się, że Robert Talarczyk po przeczytaniu „Dracha” myślał o tym, by przenieść powieść na scenę. Powstała szybka płaszczyzna porozumienia – dodał Michał Wojaczek.
- O „Drachu” myśleliśmy od momentu, kiedy książka powstała. Pytałem Szczepana Twardocha, czy możemy liczyć na to, że udostępni prawa do adaptacji. On wtedy powiedział: „A kto bogatemu zabroni? Jak cię stać, to rób” - przyznał z uśmiechem Robert Talarczyk.
Bilety na dwa pierwsze spektakle w Rybniku są wyprzedane.
Komentarze