Rodzice czuwają przy łóżku chłopca, z którym nie ma kontaktu / Adrian Karpeta
Rodzice czuwają przy łóżku chłopca, z którym nie ma kontaktu / Adrian Karpeta

13-letni Paweł Rek od miesiąca leży w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. Nie ma z nim kontaktu. Rodzice twierdzą, że zespół pogotowia ratunkowego zignorował jego stan! Sprawa jest w prokuraturze.

Dramat rozegrał się 12 czerwca. 13-letni Paweł razem z klasą pojechał z Boguszowic do centrum Rybnika do kina, w ramach spóźnionego Dnia Dziecka. Po kinie poszli do Mc Donald`sa. Już tam chłopiec źle się czuł, bolała go głowa, nie zamówił jedzenia.

- W drodze powrotnej w autobusie zaczął wymiotować. Na osiedlu w Boguszowicach syn, razem z kolegą, wysiadł z autobusu. Przystanek szybciej niż szkoła, żeby miał bliżej domu. Paweł wymiotował już krwią, był bardzo słaby, majaczył. Jego kolega doniósł doprowadził go jakoś do ławki i zadzwonił po drugiego kolegę, żeby poinformował wychowawczynię, że coś niedobrego się dzieje – relacjonuje pan Marcin, tata chłopca.

Zignorowali zgłoszenie nastolatków!

Chłopcy wzywali pomocy, ale nikt się nie zainteresował! Mało tego, dzwonili na numer alarmowy, żeby wezwać karetkę. Pogotowie nie przyjechało. Pogotowie miało uznać, że chłopcy robią sobie żarty! - mimo że kolega Pawła przedstawiał się z imienia i nazwiska, mówił, jakie są objawy – mówi tato chłopca. - Jak to możliwe?! Uczą dzieci numerów alarmowych, a potem ignorują takie zgłoszenie! - pyta.

Sytuację widziała sprzątaczka pobliskiego komisariatu policji. Powiadomiła dyżurnego, który skierował na miejsce dzielnicowego. Policjant wezwał karetkę, w międzyczasie skontaktował się z matką Pawła.

I tu rozpoczął się kolejny etap dramatu. Matka chłopca poinformowała zespół pogotowia ratunkowego, że jej syn ma wszczepioną zastawkę w głowie, bo po urodzeniu miał zapalenie opon mózgowych, pojawiło się wodogłowie. Zastawka odprowadzała drenem płyn. Wymioty i ból głowy świadczyły o tym, że mogło dojść do jej uszkodzenia, że potrzebna jest natychmiastowa operacja! - Lekarz stwierdził, że żona za bardzo panikuje, podali synowi jedynie zastrzyk z lekiem przeciwwymiotnym i posłali ich do domu! - mówi pan Marcin.

Dla świętego spokoju

Jakoś dotarli do domu. Po godzinie Paweł stracił przytomność, matka nie potrafiła go dobudzić. Wezwała karetkę. Przyjechał ten sam zespół pogotowia. W międzyczasie z pracy wrócił ojciec Pawła. - Próbowałem przez 20-30 minut go cucić, ale nie udało się. Lekarz uszczypnął Pawła, syn zareagował. Miał nieprzytomne oczy, majaczył. Lekarz stwierdził, że dla świętego spokoju wezmą Pawła na obserwację. Kazali nam go ubrać, żona prowadziła go pod pachę z czwartego piętra na dół – mówi tato nastolatka.

Pan Marcin jechał samochodem za karetką. Jak twierdzi, pogotowie nie spieszyło się. Nie włączyli sygnałów, stali w korkach, na światłach. Tymczasem w rybnickim szpitalu okazało się, że sytuacja jest dramatyczna. W głowie chłopca działo się spustoszenie. - Na szpitalnym oddziale ratunkowym zrobili mu badania, m.in. tomograf. Nasze najgorsze przypuszczenia potwierdziły się, doszło do uszkodzenia zastawki. Na szybko wzywano helikopter – relacjonuje ojciec chłopca.

Długa droga

Paweł trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Natychmiast przeszedł operację, w czasie której wymieniono mu uszkodzoną zastawkę. Było to dopiero około godziny 19.

Od tego czasu z Pawłem nie ma kontaktu! Leży na oddziale neurologii. Delikatnie porusza rękami, nogami, otwiera oczy, ale nie wiadomo czy kogokolwiek poznaje. Nie mówi, nie potrafi przełykać. - Lekarze mówią, że potrzeba wiele czasu i intensywnej rehabilitacji, to może mu pomóc w odzyskaniu chociaż części sprawności... W sierpniu ma zostać przeniesiony na oddział rehabilitacji – mówi tato Pawła.

- Pacjent jest leczony na Oddziale Pediatrii i Neurologii Wieku Rozwojowego GCZD. Jego stan jest ciężki od początku hospitalizacji w naszym szpitalu. Jest pod stałą opieką naszych neurologów i innych specjalistów – powiedział nam tylko Wojciech Gumułka, rzecznik prasowy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

Ojciec chłopca powiadomił rybnicką prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Został przesłuchany jako świadek. - Zleciłam policji wszczęcie dochodzenia w tej sprawie, zwróciłam się o udostępnienie dokumentacji do szpitali w Rybniku i Katowicach oraz nagrań wezwań na numer alarmowy. Sprawdzamy, czy nie doszło do błędu w sztuce lekarskiej – mówi nam prokurator Malwina Pawela-Szendzielorz z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.

Wychowawczyni upomniana

W całej sytuacji zastanawia postępowanie nauczycieli, którzy byli z klasą w kinie w Rybniku. - Wystarczyło nas poinformować. Zawsze mówiłam w szkole, że jak tylko pojawi się ból głowy u Pawła, trzeba wzywać karetkę... - mówi mama chłopca.

Gabriela Chraboł, dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 8 w Rybniku, twierdzi natomiast, że ani wychowawczyni, ani drugi nauczyciel sprawujący opiekę nad dziećmi nie zdawali sobie sprawy ze stanu chłopca.

- Nie wiedzieli, że Paweł ma zastawkę. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że wymioty czy ból głowy mogą być sygnałem tego, że zastawka wypadła... – mówi Gabriela Chraboł.

W szkole twierdzą, że wychowawczyni widziała, że Paweł jest nieswój. Zapytała go, czy go coś boli. Odpowiedział, że głowa, ale, że wytrzyma, da radę. - W autobusie chłopiec raz zwymiotował, ale nauczyciel odebrał to jako chorobą lokomocyjną, nie znając stanu zdrowia... - tłumaczy dyrektorka szkoły.

Wychowawczyni Pawła otrzymała karę porządkową w postaci upomnienia za to, że pozwoliła chłopcu wracać do domu w towarzystwie kolegi. Nie powinna go zostawiać... To doświadczona nauczycielka, z długim stażem. Sama też przeżywa dramat.

- Jest nam bardzo przykro, współczujemy rodzicom. Wszyscy chcielibyśmy żeby Paweł wrócił do zdrowia i do szkoły. Mam nadzieję, że tak będzie – dodaje dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 8 w Rybniku.

Miał marzenia

Paweł skończył szóstą klasę, świetnie się uczył, jeździł na konkursy matematyczne. Jak tata, chciał grać w piłkę, chodzili razem na mecze piłkarskie i żużlowe. Chłopak jeździł na rowerze, chodził na basen. - To dla nas nie do przyjęcia, że tak go potraktowano, że jest teraz w takim stanie, a nie innym. Nikt nie przyszedł do nas, nie przeprosił, co więcej, nikt nie chce o tym, co się stało rozmawiać – mówi tato 13-latka.

Mama chłopca jest przy synu non stop, 24 godziny na dobę. Czyta mu Tolkiena ze szpitalnej biblioteki. Tata przyjeżdża zaraz po pracy. Przekazuje Pawłowi wiadomości sportowe. Przez cały czas mówią do Pawła, próbują pobudzić jego mózg do pracy. - Wierzymy, że on nam kiedyś powie, że to wszystko słyszał... - mówi cicho pani Lucyna, mama chłopca.

Paweł jest jedynym dzieckiem państwa Reków. Kilka dni przed tragedią, 4 czerwca, skończył 13. rok życia.

Stanowisko Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego

Dyspozytor Zintegrowanej Dyspozytorni Medycznej przyjął zgłoszenie 12 czerwca 2018 r. na numer 999 i zadysponował Zespół Ratownictwa Medycznego (ZRM) na miejsce zdarzenia, zgłoszenia dokonał nieletni. Drugie wezwanie zostało przyjęte na numer 112 i również został zadysponowany ZRM. Na decyzję lekarza (kierownika ZRM) ma wpływ stan kliniczny pacjenta, wywiad, dokumentacja medyczna i okoliczności zdarzenia w momencie przeprowadzenia badania.
Pragniemy podkreślić, że 3 lipca 2018 r. rodzina chłopca poprosiła o udostępnienie dokumentacji medycznej dotyczącej interwencji ZRM. Dokumentację taką otrzymała i w tym czasie, ani później, nie wystąpiła do nas ze skargą.
(…) wszczęte zostało postępowanie wewnętrzne w sprawie. Lekarz został zobowiązany do złożenia szczegółowych wyjaśnień. Do czasu ich uzyskania WPR w Katowicach nie będzie komentował zaistniałego zdarzenia. O wynikach postępowania poinformujemy Rzecznika Praw Pacjenta oraz zamieścimy komunikat na stronie internetowej WPR w Katowicach.

2

Komentarze

  • bob Jak to możliwe? 31 lipca 2018 10:04Nie rozumiem jednej rzeczy. Już w przedszkolu dzieci uczone są numerów alarmowych, tłuczymy im do głów: 997, 112 i inne. Puszczamy dzieciom bajki o takiej tematyce, w szkołach są pogadanki z policjantami, strażnikami miejskimi. I co? Nastolatek dzwoni na numer alarmowy i pogotowie ignoruje takie zgłoszenie?! Gwarantuję, że na drugi raz ten młody człowiek pod 112 czy 997 już nigdy nie zadzwoni!
  • tweet gratuluję 26 lipca 2018 12:53Gratuluję niedouczonemu lekarzowi, gratuluję też nauczycielce. Oczywiście trzeba poczekać na wyniki prokuratorskiego śledztwa, ale wina tej dwójki wydaje się bezsporna.

Dodaj komentarz