Wróćmy jednak na targowisko. Miejsce ma charakter archaiczny, wywodzi się z innej epoki w handlu. Kilka lat temu w Rybniku gościła grupa Niemców zajmujących się rewitalizacją Berlina. Z hotelu poniosło ich prosto na stragany. Było lato. Zaraz po wejściu na plac handlarz ubrany tylko w slipy przeskoczył swój prowizoryczny stragan z ryczki i próbował sprzedać im baterie. Ja byłem zawstydzony, oni byli zachwyceni. W późniejszej rozmowie zwrócili uwagę na coś, o czym nie myślałem wcześniej. Starsze osoby źle czują się w centrach handlowych. Moja babcia Helena tylko raz weszła do takiego cudu naszej ery. Targ to co innego. To miejsce wymiany handlowej i społecznej. Miasto, które chce być centrum, musi oferować coś, czego nie mają inni. Różnym grupom.
Nie podejmuję się prognozować przyszłości targowiska. Mam jednak propozycję. Pomyślałem o czymś, co przyciąga w podobne miejsca mieszkańców największych polskich miast - targi śniadaniowe. To taka idea przypominająca trochę food-trucki, czyli półciężarówki z których sprzedaje się dania pochodzące z całego świata. Na targach śniadaniowych ludzie zajadają się tym co lokalne. Jajecznicą zrobioną z jajek od kurki chodzącej wolno po placu w Bełku, kiszonym ogórkiem z fetem i chlebem zrobionym w domu. A jeszcze jakby była kotłówka, podroby i wellfleisch to mielibyśmy unikat na skalę regionu. Oferta dla hipstera i hajera! Rozmarzyłem się troszeczkę, a przez te półmaratony muszę trzymać przecież wagę.
Piotr Masłowski, zastępca prezydenta miasta Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze