Łukasz Kohut / Archiwum
Łukasz Kohut / Archiwum

Hygge to duńsko-norweskie słowo nie do końca przetłumaczalne na inne języki oznaczające mniej więcej komfort, wygodę, przytulność, używane jako określenie osiągnięcia wewnętrznej równowagi, bezpieczeństwa i szczęścia, zwłaszcza przez społeczeństwa skandynawskie. Koncept narodził się w Danii w XIX wieku. I jak widać w rankingach trwa po dziś dzień.

 

Hygge nie jest kojarzone z wartościami materialnymi i konsumpcjonizmem, stoi w opozycji do niego; dotyczy bardziej stanów i nastrojów niż rzeczy i składa się z drobnych rzeczy, których nie powinno się sobie odmawiać. Z hygge kojarzone są np. zgromadzenia rodzinne na święta Bożego Narodzenia, popularne w Skandynawii drożdżówki z cynamonem, świece czy ciepłe skarpetki z kaszmiru. Krytycy uważają hygge za hołubienie przeciętności, poprzestawanie na małym, a nawet rodzaj eskapizmu, ale daj Boże każdemu obywatelowi tej planety taką skandynawską przeciętność.

 

Mówi się, że na naszej szerokości geograficznej hygge nie jest możliwe do osiągnięcia, a najbliższa nam jest filozofia "jakoś to będzie" przeplatana miejscami z "ułańską fantazją". Kompletnie się z tym nie zgadzam, ba, uważam, ze "jakoś to będzie" prowadzi tylko i wyłącznie do bylejakości. Osiągnięcie hygge jest możliwe na Śląsku. Widać to zwłaszcza w tym czasie po bodaj najpiękniejszym kwietniu w historii, przynajmniej w aspekcie pogodowym. Mała rzecz – pogoda i słoneczne dni – a ile radości i uśmiechu. Inna sprawa, że kontrast pomiędzy majowym zapachem kwitnącego na wiosnę flidru, a styczniowym smogowym powietrzem na Śląsku jest nie do opisania przez żadną filozofię. I może właśnie dlatego ta wiosna smakuje tak dobrze.

 

Łukasz Kohut, politolog, fotograf, przedsiębiorca i działacz społeczny. Felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny

 

 

1

Komentarze

  • matkaPolka szczęścliwi skandynawowie? 17 maja 2018 11:50Jeśli ta szczęśliwość jest liczona odsetkiem samobójstw, to rzeczywiście, przodują... tylko muzułmanie im ostatnio zaniżają.

Dodaj komentarz