Piotr Masłowski / Archiwum
Piotr Masłowski / Archiwum

Powiedziały jaskółki, że niedobre są spółki. Mama, rodowita Ślązaczka, też mi tak mówiła. W moim sąsiedztwie i niedalekiej rodzinie często słyszałem, że chłop to musi mieć konkretny fach w ręku - w domyśle oznaczało to zazwyczaj bycie górnikiem - a cała reszta to nieroby. Takiego pojęcia jak rentier nie było. Potem nastały późne lata 80. ubiegłego wieku. Usłyszałem magiczny zwrot joint venture i Telewizja Polska zaczęła przekonywać z anteny, że to, co mówiono na antenie wcześniej, było błędne, a prawdziwa prawda właśnie zatriumfowała. Zresztą całkiem podobnie jest teraz. Co znaczy joint venture, że termin ten kryje w sobie wspólny interes, odkryłem dopiero z czasem, czyli lepszą znajomością języka angielskiego. Samo słowo joint kojarzy się pewnie ze skrętem. W angielskim ma ono wiele znaczeń związanych z tym co wspólne, z tym co łączy. Dlatego joint to może być nawet fuga (między kafelkami).

Kilkanaście lat minęło od kiedy przystąpiłem jako udziałowiec do takiego dużego przedsięwzięcia. Akcjonariat bardzo podzielony, o równej sile głosu. Firma zajmowała się początkowo głównie inwestycjami, czyli budowaniem. Taka była wola akcjonariatu. Zyski też były. Problem w tym, że jak to w spółce - jedni chcą wypłaty dywidendy, czyli chcą skonsumować zysk już i teraz. Liczy się to, co w portfelu dzisiaj, a nie za kilka lat.

Inni chcą inwestować. Budować dalej, budować więcej. Są wśród akcjonariuszy tacy, którzy chcą, aby inwestować na ich działkach. Chcą zarobić podwójnie. I sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Ktoś romansuje z konkurencją, kupuje usługi gdzie indziej. Pewna grupa zaś próbuje nadużywać zaufania i w kosztach spółki chciałaby ukryć swoje małe i duże wydatki. Z czasem okazało się także, że coraz częściej zwraca się uwagę na to, że trzeba zadbać o ludzi i ich relacje. A to oznacza, że trzeba wydać pieniądze na kulturę i sport. Takie wielkie przedsięwzięcie nie jest łatwe i ma niewiele wspólnego z jednoosobowym interesem nastawionym na krótkoterminowy zysk.
Ta spółka to Rybnik, akcjonariusze to jego mieszkańcy. Czy to się komuś podoba, czy też nie, ustawa mówi, że "mieszkańcy gminy tworzą z mocy prawa wspólnotę samorządową". Ten Rybnik to jest nasz joint, jest nasz wspólny. To jakie podejmujemy decyzje ma ogromny wpływ na jego, czyli nasze powodzenie. A także wpływa na jakość życia innych. Pamiętajmy o tym.

Piotr Masłowski, zastępca prezydenta miasta Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny

6

Komentarze

  • Mwojaczek Zamysłów 01 maja 2018 22:13?Zacznij od siebie? - ponieważ się nie sprawdziłem w tej roli to mnie tam nie ma i nie będzie. Myśle ze aktualna ekipa rady poradzi sobie doskonale beze mnie.
  • zacznij do siebie Zamysłów 30 kwietnia 2018 07:58Panie Wojaczek a Pana wybrali do Rady dzielnicy Zamysłów i gdzie Pan jest? Był Pan i Pana nie ma. Wszystko jest cacy w mieście?
  • mwojaczek Panie grubiorz 27 kwietnia 2018 17:06może warto się podpisywać nazwiskiem , chyba że się Pan wstydzi... ? lub odwagi brak? Wracając jednak do Pana wypowiedzi - sam Pan wybrał tych radnych, prezydentów etc. Jeśli nie był Pan na wyborach to także dokonał Pan wyboru ! Zbliżają się wybory samorządowe i skoro jest pan tak bardzo niezadowolony z sytuacji miasta może warto wystartować? proszę pokazać, że jest Pan lepszy od Masłowskich, Kuczerów i innych - do dzieła liczę na kreatywnosć. Swoją drogą czytałem Draha - polecam.
  • szkaciorz do grubiorza 27 kwietnia 2018 07:48Panie grubiorz- władze spółki pytają udziałowców o szczegółowe wydatki? widać pojęcie masz pan szerokie. Jak ci się nie podoba to głosuj na innych, rób coś. Najłatwiej mędrkować z piwskiem przed ekranem.
  • Gnu Czas leci... 27 kwietnia 2018 05:58Każdy ma odpowiedzialność, ale zapomniałeś Pan napisać o partyjności poszczególnych władz... przez tę partyjność narzucane są z góry pewne dyrektywy i tutaj kończy się samorządność mieszkańców, a jak mieszkańcy chcą coś zrobić to odsyła się ich z referatu do referatu, i czas leci....
  • Grubiorz głupoty piszesz panie Masłowski 26 kwietnia 2018 19:21w spółce każdy ma głos, a mieście niewielu. prezydent, radni decydują za 137 tysięcy rybniczan co dla nich dobre. nikt mnie nie pytał czy chce ścieżki rowerowe, podwyżki wody, przedstawienia Draha za 400 tysięcy. zastanów się dwa razy co piszesz. może mniej jointów?

Dodaj komentarz