Archiwum / Marek Krząkała
Archiwum / Marek Krząkała

W ciągu ostatnich kilku tygodni media zasypały nas informacjami o tym, jak obecna władza rozumie pokorę, pracę na rzecz społeczeństwa i umiar w wynagradzaniu swoich. Ministrowie w rządzie PiS zgarnęli za 2017 rok ponad 1,4 miliona złotych nagród (gwoli ścisłości PO nie przyznawała politykom nagród), pani senator Anders przelatała w biznes klasie (bo nie przepada za ekonomiczną) między Polską a USA 611 tysięcy złotych, Wojciech Jasiński były poseł PiS i prezes państwowego Orlenu zarobił 3 mln złotych, a Jarosław Gowin z budżetu państwa przekazał 236 tysięcy złotych na stowarzyszenie, które istniało 18 dni i kierowane było przez jego partyjnych kolegów. Według Forum Obywatelskiego Rozwoju w ciągu zaledwie 2,5 roku kadrowa miotła PiS zwolniła co najmniej 11.368 osób, w tym ok. 6.773 ze stanowisk kierowniczych. To tak jakby wymienić wszystkich mieszkańców Świerklan i Jankowic na zupełnie nowych. Skala tego procederu jest największa w historii wolnej Polski i żaden poprzedni rząd nawet nie zbliżył się do takich osiągnięć. Pomijam tryb bezkonkursowy i brak odpowiednich kwalifikacji do sprawowania nowych funkcji.

Po tym jak te druzgocące dla władzy fakty przedostały się do opinii publicznej i notowania PiS gwałtownie spadły - o wielu sprawach telewizja rządowa oczywiście milczy, bo nie na darmo kieruje nią Jarosław Kurski - wściekły prezes Kaczyński zapowiedział obcięcie parlamentarzystom, a przy okazji także prezydentom miast, burmistrzom i wójtom pensji o 20%. Nabroili jego ludzie, ale prezes ukarać ze złości chce wszystkich, wystawiając przy okazji na pośmiewisko byłą premier Beatę Szydło, która dzień wcześniej nieudolnie próbowała przekonać opinię publiczną, że te pieniądze z nagród im się po prostu należały.

Tymczasem na posiedzeniu Sejmu w ubiegłym tygodniu większość rządząca pozbawiła natychmiast dwóch posłów opozycji immunitetów, marszałek nałożył karę na posłankę wnioskującą o przerwę w obradach oraz aresztowano posła Gawłowskiego, który wcześniej sam zrzekł się immunitetu i stawiał się na każde wezwanie w prokuraturze. W podobnych przypadkach dotyczących senatora PiS Stanisława Koguta, czy wiceministra Patryka Jakiego rządzący nie zgadzali się na uchylenie immunitetu. Kontrolę nad prokuraturą dzisiaj sprawuje minister Ziobro, który ma jednocześnie możliwość dowolnej wymiany prezesów sądów, a nieomylny Jarosław Kaczyński zamiast przede wszystkim ukarać swoje środowisko polityczne, swoich "misiewiczów" za podwójne standardy lub jak sam mówi za popełnione błędy, zemścił się jak wyżej na opozycji.

Prezes Kaczyński w jednym z wywiadów dla mediów prorządowych powiedział: "Prawda nie obroni się sama. Jesteśmy w trakcie tworzenia machiny, która będzie jej broniła". Zapewne chodziło mu o machinę polityczną i medialno-propagandową, która ponownie została uruchomiona ze zdwojoną siłą - jak w czasach PRL. Ja uważam dokładnie odwrotnie niż prezes: prawda o tej władzy i jej obłudzie prędzej czy później wyjdzie na jaw.

Marek Krząkała, poseł Platformy Obywatelskiej z Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny

Komentarze

Dodaj komentarz