Nie graj w karty, bo w nich diabeł zawarty / Elżbieta Grymel
Nie graj w karty, bo w nich diabeł zawarty / Elżbieta Grymel

Pan Josef miał duży majątek ziemski, piękną, młodą żonę i gromadkę rezolutnych dzieci, jednym słowem posiadał wszystko, czego może pragnąć głowa rodziny, ale to mu nie wystarczało. Co jakiś czas odzywała się w nim żyłka hazardzisty. Wtedy to pod pretekstem załatwienia interesów wyruszał do Pragi lub Wiednia, gdzie mógł spełnić swoje skryte pragnienie, grając w kasynach.
W grach różnie mu się wiodło. Kiedy wygrywał i wracał do domu z pieniędzmi, bywał wesoły i miły dla domowników, ale kiedy mu się nie powiodło, wyżywał się na wszystkich, którzy mu się akurat nawinęli. Bywał opryskliwy i gniewał się z byle powodu. Nie mógł w nocy spać, bo dumał nad tym, jak pozbyć się długu. Żeby o tym wszystkim nie myśleć, często uciekał z domu, odwiedzał znajomych albo polował ze swoim sąsiadem Aleszem. Bywało, że nawet przez kilka dni nie było go w domu, więc wszystkie prace gospodarskie spadały na jego żonę Johankę. Kobieta nigdy nikomu się nie skarżyła, bo nie miała czasu na odwiedziny u sąsiadek, dlatego uważano ją w okolicy za osobę niesympatyczną i mrukliwą.
Pan Josef jednak coraz bardziej popadał w nałóg hazardu. Po jakimś czasie przestał się kryć i otwarcie grał z przygodnie poznanymi ludźmi o spore stawki. Pewnego razu przegrał spory łan pszenicy, kiedy ta jeszcze stała na polu. Musiał więc ją najpierw skosić, a potem już w snopkach zwieźć do stodoły znacznie bogatszego sąsiada. Nie pomagały prośby żony ani lament dorastających dzieci. W pana Josefa jakby diabeł wstąpił, bo grał i grał... Na pokrycie długów poszły najpierw biżuteria żony, a potem para wspaniałych wołów używanych wtedy do cięższych prac polowych.
Wieść rodzinna niesie, że potem Josef podobno sam orał swoje pole, a do pługa zaprzęgał żonę i starsze dzieci. Czy to możliwe, oceńcie drodzy Czytelnicy sami. W końcu zdesperowany Josef uznał, że jeszcze raz spróbuje swoich sił w grze, a potem, jeżeli przegra, to „palnie sobie w łeb”, jak na szlachcica przystało! Co stanie się z jego rodziną, o tym nie pomyślał nawet przez chwilę, ale los zgotował mu zgoła inną rolę. Tamtej nocy przegrał nie tylko majątek, ale siebie i żoną! Dług karciany to dług honorowy, tak więc pan Josef i pani Johanka „goli i wesoli” – jak mawiał mój dziadek – rozpoczęli służbę u sąsiada Alesza.
Dziesięć lat ciężkiej pracy wystarczyło, żeby Josef zrozumiał, że postąpił źle i zniszczył życie kilkorgu ludziom, dlatego jak tylko dorobił się stosownej sumy, spłacił swój dług, wykupił część swojego majątku i powrócił na „stare śmieci”. Żył podobno jeszcze długo i wszystkim go odwiedzającym powtarzał: „Nie graj w karty, bo w nich diabeł zawarty! Mnie ten przeklętnik doprowadził do rozpaczy i byłby mnie rozumu i głowy pozbawił!”. Chyba jednak o jednym pan Josef zapominał, że sam też w tym diabelskim procederze miał jakiś maleńki udział.
Czy krewni tamtego Josefa wyciągnęli z jego niemiłego doświadczenia jakieś ważne dla siebie wnioski, tego się nie dowiedziałam. Ale mój dziadek i prawie wszyscy jego synowie lubili grać w karty, choć nie hazardowo. Najbardziej wytrwałym graczem w skata był mój pradziadek Josef, który nosił takie samo imię jak jego nierozsądny krewniak. Idąc na wieczny spoczynek, pradziadek zabrał ze sobą dwóch swoich kamratów, z którymi często grywał. Wszyscy trzej starsi panowie zmarli tej samej nocy.

Komentarze

Dodaj komentarz