Jan Lubos / Dominik Gajda
Jan Lubos / Dominik Gajda

Interesująco przedstawia się handel solą. Podkrakowskie Bochnia i Wieliczka zostały założone przez Ślązaków, oni też wybudowali istniejące tam do dzisiaj kopalnie soli.

Początkowo też Śląsk był jednym z głównych odbiorców krakowskiej soli i wydawałoby się, chociażby ze względu na bliskie sąsiedztwo, powinien nim być i później. W XVI-XVII wieku roczne zapotrzebowanie Śląska na sól przekraczało 3000 ton. Okazuje się, że prawie całą tą ilość sprowadzano z ruskich warzelni, głównie z Drohobycza (miasto na południe od Lwowa)!
Jeszcze dziwniejszą informację znajdujemy w siedemnastowiecznych dokumentach archiwalnych Zamościa: całość handlu solą ze Śląskiem zmonopolizowali kupcy zamojscy, dzięki specjalnym przywilejom, pozwalającym omijać lokalne prawa składu na niektórych polskich trasach handlowych. Absurdalność takiego rozwiązania (proszę sobie wyobrazić dwa tysiące zaprzęgów konnych nadkładających około 200 km drogi!) pokazuje skalę problemu i dodatkowych kosztów.

Fałszowanie śląskich monet


Osobną kwestią, regularnie podnoszoną przez śląskich władców, było powszechne fałszowanie w Polsce śląskich monet. Nie było wówczas jednolitego systemu monetarnego, wszędzie środkiem płatniczym były wybijane w całej Europie monety, o ich wartości decydowała waga i jakość metalu, użytego do ich wybicia, najczęściej srebro i złoto. Najdrobniejszą śląską monetą był halerz, których osiem składało się na śląski, a dwanaście na praski grosz. Wyższe nominały to grzywna, licząca sobie 48 groszy praskich, złoty – 38 groszy praskich i talar – 36 groszy praskich. Grzywna i złoty używane były do XVI wieku, w następnym stuleciu w użyciu pozostał już tylko talar. Fałszowanie polegało na wybijaniu podrobionym stemplem groszy o zaniżonej wadze lub mniejszej zawartości srebra.
Fałszerze zarabiali na zaniżonej wadze kruszcu, a fałszywa moneta dezorganizowała lokalny handel. Ślązacy też nie byli święci, kilkakrotnie udowodniono mennicy w Świdnicy wybijanie fałszywych polskich monet obiegowych. W niektórych okresach ilość fałszywego pieniądza w obiegu była tak wielka, że Sejmik księstw opolskiego i raciborskiego zakazywał ich obiegu. Np. Sejmik 28 stycznia 1575 r w uchwale 4 zakazał obrotu wszelkimi monetami bitymi stemplem cieszyńskim oraz szwajcarskimi grajcarami ("Mincže Tesžÿnska tolkeż szwejcarskie Kr: zapowincžene").


Upadek Opola


Nieco późniejsze zeznania przesłuchiwanego we Wrocławiu szlachcica polskiego Rykalskiego wyjaśniły, że fałszywe monety cieszyńskie masowo wybijał Mikołaj Komorowski, pan na Żywcu i starosta oświęcimski, który razem z bratem Aleksandrem zatrudniali w tym celu kilku mincerzy, a fałszywą monetą opłacali wojsko i puszczali ją w obieg w krajach sąsiednich.
Czterowiekowa rywalizacja ekonomiczna, najczęściej w formie bezwzględnej wojny handlowej śląskiego Dawida z polskim Goliatem, nie mogła dać dobrych efektów. Śląsk, jako całość, pozostał otwarty na Europę zachodnią, wciąż był kanałem tranzytowym dla handlu na osi Europa południowo-wschodnia – kraje niemieckie, Wrocław pozostał niezagrożoną, największą potęgą handlową Europy środkowej.
Najbardziej ucierpiał Górny Śląsk, który stał się granicznym peryferium Europy. Górnośląskie miasta na szlakach handlowych do Polski podupadły. Doskonałym przykładem są Woźniki, miasto z komorą celną na granicy z Polską: szybki rozwój do końca XV wieku, potem zastój i stopniowy, coraz szybszy regres. Podobnie wyglądało Opole. Niektórzy badacze piszą wręcz o upadku miasta. Dość powiedzieć, że pod koniec XVII wieku Opole liczyło mniej mieszkańców niż za czasów Hanusza Dobrego.
Z kolei Polska, od czasów Władysława Jagiełły bardziej wschodnia niż europejska, powoli odsuwała się od Europy zachodniej. A. Mosbach, polski badacz historii stosunków śląsko-polskich pisał w połowie XIX w, cytuję: "... Szląsk poniekąd był łącznikiem Polski z zachodem Europy, gdyż w tenczas prawie wszelka komunikacja lądowa między Niemcami, Włochami, Francyą, Niderlandami i t. d. odbywała się nieomal przez sam Szląsk".


Opóźnienie społeczne


Handel to nie tylko wymiana towarów, to także szybki przepływ informacji, nowych materiałów i technologii. Blokowanie najkrótszych tras handlowych z Europy spowodowało nie tylko konieczność korzystania przez Polskę z okrężnych, zatem kosztowniejszych dróg przez Gdańsk i Prusy, ale także narastające opóźnienie społeczne i technologiczne, które z całą mocą po raz pierwszy ujawniło się w czasie tzw. potopu szwedzkiego. Jednocześnie Prusy, korzystające z prawie monopolistycznej pozycji głównego kanału eksportowego z Polski, szybko się bogaciły. Prowadząc zawziętą wojnę handlową ze Śląskiem Polska właściwie do końca nie dostrzegła, że sama na siebie kręci bat: pruską potęgę.
Równie ważne, z wielu powodów może nawet istotniejsze rozwarstwienie nastąpiło w śląskich (europejskich) i polskich stosunkach społecznych. Rozwój ustroju i społeczności doprowadził na Śląsku w XVI wieku do wykształcenia społeczeństwa stanowego. Warstwa szlachecka dzieliła się na trzy stany: szlachtę, rycerstwo i panów. Nie było zatem równości szlacheckiej. Istniała duża grupa wolnych chłopów, warstwy pośredniej pomiędzy poddanymi a szlachtą, podlegających, identycznie jak szlachta, bezpośrednio władzy księstwa i uważających się za równych szlachcie, od których formalnie różnił ich tylko brak wykupionego certyfikatu szlacheckiego (nie: nobilitacja, która była wymagana od np. mieszczan).
Charakterystyczną, wyłącznie śląską specyfiką było określenie włodyka (wladyka), mające całkowicie odmienne znaczenie niż np. w Czechach, występujące w dokumentach aż do XVI w., łączące w jedną warstwę śląską drobną szlachtę i wolnych chłopów. Są przesłanki, aby sądzić, że górnośląscy wolni chłopi (także sołtysi, młynarze, kuźnicy, flisacy odrzańscy) często z premedytacją nie chcieli certyfikatu szlachectwa. Inaczej niż w Polsce, wiązał się z tym przede wszystkim dodatkowy obowiązek: udział w posiedzeniach Sejmiku księstw. Prawie na każdym posiedzeniu Sejmiku górnośląskiego uchwalano kary finansowe dla osób (szlachty), które nie stawiły się na obrady. Po raz pierwszy w znanej literaturze dokumentuje to uchwała nr 6 Sejmiku w 1569 r.: "Pokuta na te kteržy na Sniemy se nezjiždeÿ". Kary te czasami były bardzo dotkliwe, np. na posiedzeniu 7 sierpnia 1571 r., w punkcie 15. uchwały sejmikowej zdecydowano, że kara dla nieobecnych nie usprawiedliwionych wyniesie 10 grzywien (Kdobÿ k Sniemu si ne legalitate ne stanul 10 grzywien pokutÿ powinneinnj) – kwota bardzo wysoka, tyle na przykład wynosił miesięczny koszt utrzymania jednego dragona – i uchwalane były często, prawie na każdym posiedzeniu sejmiku, aż do 1678 r. (uchwała nr 14.: "Každÿ na Sniem obecznÿ pod pokutu wystawenu ma stanuti").

Chłopi partnerami


Nawet chłopi - poddani szlachty często byli traktowani jako partnerzy swoich panów, o czym świadczą zawierane pomiędzy nimi umowy, czy wytaczane przez chłopów swoim panom procesy. Obciążenia pańszczyźniane limitowane prawem nie pozwalały na samowolę właścicieli w tym zakresie. Skodyfikowane przepisy (od czasów górnośląskiego Zrzizeni Zemskÿego) nie pozwalały na samowolę sędziów i przełożonych. Wszystkie problemy osób świeckich z duchowieństwem rozpatrywały sądy świeckie, a nawet, w sprawach między duchownymi, mógł ingerować świecki patron kościoła i wówczas spór rozpatrywał sąd świecki. Duchowieństwo płaciło taki sam podatek, jak szlachta i wolni chłopi. Mieszczanie, a szczególnie patrycjat miejski, traktowani byli jak partner warstwy szlacheckiej. Silna władza królewska (cesarska) limitowana była autonomicznymi uprawnieniami Śląska, z kolei śląska władza centralna musiała przestrzegać autonomicznych uprawnień poszczególnych księstw. Z drugiej strony każde postanowienie lokalnego Sejmiku (np. górnośląskiego) i Sejmu Śląskiego musiało być zatwierdzone przez króla Korony św. Wacława lub cesarza Rzeszy, co wymusiło bezwarunkowe stosowanie się przez obie strony władzy do praw spisanych oraz wymuszało szacunek do nich zarówno władzy, jak i obywateli.


Nic o nas bez nas

W Polsce rozwój społeczny poszedł zupełnie inną drogą. Polski system stanowy, zapoczątkowany uchwaleniem w 1505 r. konstytucji "nihil novi" (nic o nas bez nas) opierał się na równości szlacheckiej (za wyjątkiem wywodzących się z Litwy i krajów ruskich rodów książęcych wszyscy, przynajmniej teoretycznie, byli równi) z bardzo słabą władzą królewską. Najważniejszą, ważniejszą od króla, władzą był Sejm, który uchwalał wszelkie prawa i zatwierdzał (lub nie) królewskie decyzje. Duchowieństwo stanowiło swoistą super-klasę społeczną rządzącą się własnymi prawami, a chłopi i mieszczanie nie mieli żadnych praw. Obciążenia pańszczyźniane rosły w miarę upływu czasu, ich wysokość zależała jedynie od woli pana - właściciela. Urzędy administracyjne w Polsce nadawane były na ogół w nagrodę za udział w wyprawach wojennych. Były dożywotnie, a czasami nawet dziedziczone. Wielu urzędników jedynie pobierało dochody ze swego urzędu, a czynności prawne w ich imieniu wykonywali mianowani przez nich zastępcy (powszechne funkcje podstarościch, podsędków itp.). Prowadziło to do niewydolności administracyjnej, korupcji, powszechnego sobiepaństwa bogatszych szlachciców. Wprawdzie prawo polskie zostało skodyfikowane stosunkowo wcześnie (kodeks Łaskiego, 1505 r.), jednak powszechnie stosowano prawo zwyczajowe, które zmieniano licznymi nowymi ustawami tak, że statut Łaskiego szybko przestał obowiązywać i Polska prawie do końca XVIII w. nie miała jednolitego zbioru praw. Podróżujący po Polsce w XVIII w. Inflantczyk F. Schultz tak napisał o prawach polskich: "...Ogólnego zbioru praw nie ma, a konstytucje i rozporządzenia często są ze sobą sprzeczne. A jest ich tak wiele, że przy najpilniejszym badaniu przejrzeć ich niepodobna wszystkich i pojąć ich znaczenia. Co za doskonała dla sędziów i asesorów wymówka, gdy nienawykli do pracy poważnej, niewiele się o te prawa troszczą, jak szerokie pole dla szykan i pieniactwa rzeczników ...".

Konflikt szlachciców

Mimo że XVI wieczne nadgraniczne śląsko-polskie konflikty majątkowe są mało zbadane, niewiele dokumentów zachowało się do naszych czasów, wydaje się, że często kończyły się ugodą. Ponieważ nie było sztywnej, nieprzekraczalnej jak współcześnie granicy, prywatne majątki często sięgały poza granice państwowe i – jak to między sąsiadami bywa – ich właściciele równie często jak w głębi kraju z pewnością wchodzili w spory majątkowe z sąsiadami. Dobrze udokumentowane są jedynie spory osób ważnych, jak na przykład spór graniczny Jerzego Kochcickiego, właściciela Woźnik i Lubszy, z biskupem krakowskim i księciem Rzeszy ks. Piotrem Tylickim, właścicielem księstwa siewierskiego, zakończonym polubownie, aczkolwiek chyba nie pomyśli pana Kochcickiego, na co wskazują późniejsze dokumenty. Innym dobrze udokumentowanym, wcześniejszym sporem był konflikt trzech drobnych szlachciców śląskich, których majątki na granicy śląsko-polskiej wyznaczonej biegiem Prosny sąsiadowały z dobrami samej królowej Bony. Tym razem ugoda była na korzyść naszych rodaków.

1

Komentarze

  • egon Super 20 grudnia 2017 19:03Więcej Lubosa,Lubszczyka i Kolarczyka...Pozdrowienia

Dodaj komentarz