"Major bez nogi" w Rybniku! W piątek słynny w całej Polsce oszust próbował naciągnąć Kacpra Worynę, żużlowca rybnickiego klubu!
Najpierw zdobył jego numer telefonu, potem zadzwonił. Obiecał wsparcie finansowe w kolejnym sezonie! Odwiedził zawodnika w domu, żeby ustalić szczegóły współpracy, ale już po kilku chwilach swoim zachowaniem zaczął wzbudzać podejrzenia Kacpra i jego mamy Celiny.
- Opowiadał dużo o sobie, mówił dlaczego chce mi pomóc. Jednak kiedy padła suma 800 tysięcy złotych, nie zjechałem z wrażenia z fotela, tylko poczułem, że coś tu nie gra. No bo przecież nikt nie obiecuje przekazania takich pieniędzy z czystej sympatii do młodego sportowca. A tak wynikało z rozmowy z tym panem - mówi Kacper Woryna.
W pewnym momencie mężczyzna zaproponował, że mogą pojechać do banku w Rybniku i dokonać wypłaty pieniędzy z konta. Jeśli ze względu na wysokość sumy nie będzie to możliwe w naszym mieście, mieli udać się do Katowic. - Byłem już pewny, że wdepnąłem w jakąś nieciekawą historię. Skorzystałem więc z propozycji, żeby wyciągnąć go z domu - opowiada Woryna.
Po ich wyjściu mama Kacpra zadzwoniła do prezesa ROW Rybnik Krzysztofa Mrozka. Opowiedziała mu historię podejrzanego sponsora i poprosiła o pomoc. - Od razu pojechałem na rynek w Rybniku, gdzie miał przebywać Kacper z tym mężczyzną – opowiada Krzysztof Mrozek, prezes rybnickiego klubu.
Tam znany z iście rewolucyjnego temperamentu Mrozek nie pozwolił majorowi wyjść z samochodu i zadzwonił po policję.
- Policja interweniowała, ale nie doszło do żadnego przestępstwa, wyłudzenia czy innego. Chodziło raczej o to, że zgłaszający miał obawę, że do czegoś takiego może dojść. Ten pan został przez nas zabrany do szpitala na konsultację lekarską – powiedział nam w poniedziałek sierżant sztabowy Dariusz Jaroszewski z rybnickiej komendy policji. Nie chciał potwierdzić, czy chodzi o szpital psychiatryczny.
- Wezwałem policję, bo różnie mogłoby się skończyć. Być może w banku ten człowiek poprosiłby Kacpra, żeby to on wyjął jakieś pieniądze z konta, które on cudownie rozmnoży - mówi Krzysztof Mrozek.
I jak się okazuje, prezes rybnickiego ROW-u miał nosa, bo mężczyzna nazywany "majorem bez nogi" jest znany właśnie z takich przekrętów. Życzliwy, uśmiechnięty, wygadany starszy mężczyzna. Bez nogi, którą miał stracić a to na misji w Iraku, a to na wojnie w Afganistanie. Niektórzy słyszeli, że na poligonie w Drawsku. Nie jest istotne gdzie, bo ważne jest to, że otrzymał olbrzymie odszkodowanie, które chce lokować w młode talenty, bo sam rodziny nie ma. Obiecuje więc stypendia dla najzdolniejszych albo wsparcie finansowe dla klubów. Albo i jedno i drugie. Odwiedza nawet urzędy i kluby sportowe w całej Polsce.
W zamian nie chce wiele - jakiś nocleg, może obiad i kolacja, nie pogardzi wódeczką. Potem okazuje się, że nie ma drobnych 100 czy 200 złotych. Pożycza więc i zwykle wtedy ślad po nim ginie. Dotąd takie krętactwa uchodziły mu na sucho, bo wielu poszkodowanych biorąc pod uwagę niewielkie straty nie zgłaszało nawet sprawy organom ścigania. O jego działalności pisały natomiast media - "major bez nogi" w ostatnich latach zaznaczył swoją obecność m.in. w Bydgoszczy, Warszawie, Zakopanem, Poznaniu i Krakowie. W Ełku zaproponował 30 tys. złotych działaczom tamtejszego klubu bokserskiego Mazur.
Początkiem listopada gościł w Lublinie, pomieszkiwał przez kilka dni u przypadkowo spotkanej kobiety, jadł i pił, potem zniknął. Z mieszkania nic nie zginęło. Teraz odwiedził Rybnik, ale w naszym mieście niewiele udało mu się ugrać...
Komentarze