Księżyc cię zdradzi / Archiwum
Księżyc cię zdradzi / Archiwum

Mąż wymówił się pilną pracą, ale wyraził zgodę, żeby ona odwiedziła swoich krewnych. Na miejscu kobieta podzieliła się swoimi podejrzeniami z wujem, który był ważnym urzędnikiem państwowym, nie mówiąc mu jednak, że wszystkich tych rewelacji dowiedziała się od kobiety, która ukazała jej się we śnie. Wuj obiecał jej dyskretną pomoc. Zaprzyjaźniony z nim wysokiej rangi oficer śledczy podjął się zbadać sprawę, a samej Annie okazany został młody policjant, który miał zostać „zainstalowany” w gospodarstwie sąsiadującym z majątkiem jej małżonka, jako parobek przyjęty na lato do prac polowych, ale jak tego ten młody mężczyzna dokonał, to pozostało już jego tajemnicą. Gdyby kobieta poczuła się zagrożona miała postawić palącą się świecę, na parapecie okna w swoim pokoju. Okno to było widoczne z sąsiedniego gospodarstwa. Po tygodniowej wizycie u wujostwa mąż odebrał Annę osobiście, okazując jej tyle czułości i przywiązania, że sam wuj zaczął powątpiewać w opowieści siostrzenicy.
Minęło kilka dni i mąż Anny obchodził urodziny. Zaprosił kilku znajomych z żonami i nawet dwóch sąsiadów, z którymi kiedyś zetknęły go interesy, a samej Annie kupił nową suknię i poprosił by uczesała włosy w wysoki kok, bo tak wyglądała jego zdaniem najpiękniej. Usłyszawszy taką prośbę Anna poczuła się jak rażona gromem i ledwo podziękowawszy mężowi, pobiegła szybko do swojego pokoju. Tam na parapecie okna postawiła zapaloną świecę. Był to znak dla policjanta. Znajdujący się w sąsiedztwie śledczy dostał się do sypialni państwa i dokładnie przeszukał łóżko.
Narzędzie zbrodni znalazł pod materacem, ale go nie ruszał, gdyż mordercę trzeba było złapać na gorącym uczynku! Dzięki późniejszej interwencji młodego policjanta udało się wybawić Annę z opresji, ale sprawa zrobiła się głośna w całych Niemczech. Mężowi Anny – seryjnemu zabójcy udało się jednak uniknąć kary śmierci, bo został uznany za niepoczytalnego. Podobno jeszcze pod koniec XIX wieku żył w jednym z dobrze strzeżonych „ansztaldów” koło Berlina i bez żenady opowiadał przypadkowym słuchaczom, jak wyprowadził w pole wszystkich policjantów, prawników i sędziów, udając niepoczytalnego.
Być może na tym polegało jego szaleństwo? Człowiekowi temu przypisano trzy morderstwa, ale być może było ich więcej? Adelhaid, której imię mężczyzna wymamrotał owej pamiętnej nocy, była jego pierwszą żoną. Wniosła mu w posagu pokaźny majątek, ale nie dała dziedzica, więc, jego zdaniem, musiał się od niej uwolnić! Pomógł mu w tym przypadek: Adelheid uległa kontuzji w czasie wycieczki w gronie przyjaciół. Wszyscy oni podkreślali potem oddanie, z jakim mąż niósł swoją żonę do domu na rękach i bardzo mu współczuli, kiedy tej samej nocy kobieta zmarła. Po kilku latach pan ożenił się ponownie i z góry zakładał, że żona będzie mu potrzebna tylko na jakiś czas, czyli do chwili urodzenia potomka! Aniceta sama była sobie winna, po co zachciewało jej się drugiego dziecka! On nie chciał dzielić swego (czyli nabytego poprzez małżeństwa) majątku! Musiała więc zniknąć! Zabił ją i po drodze zakopał w lasku należącym do ich posiadłości.
Jeszcze przed wyjazdem poczęstował młodą kobietę kielichem najprzedniejszego zaprawionego ziołami wina, które miało służyć wzmocnieniu podróżniczki. Kiedy zasnęła, sprawa zabójstwa okazała się dziecinnie prosta, potem umył ręce w pobliskim strumieniu i pojechał na dworzec do Raciborza, a tam kupił bilet do Breslau rozpowiadając wszem i wobec, jak bardzo obawia się puszczać żonę w tak daleką podróż. Jakoś nikogo nie zdziwiła nieobecność młodej podróżniczki, która rzekomo czekała na męża w powozie przed dworcem. A Adalmina? Głupia „goła gąska”, chciała zostać jego żonę, kiedy on upatrzył już sobie majętną Annę! Wszystkie te kobiety zginęły w podobny sposób: w ich głowach tkwił kilkucentymetrowy gwóźdź zakończony ozdobną głowicą. Można się zastanawiać nad tym, czy po przeprowadzce na Górny Śląsk morderca poczuł się bezkarny, czy też jego szaleństwo przybrało na sile? I tak moglibyśmy mnożyć podobne pytania bez końca, ale z cała pewnością nie znajdziemy już na nie odpowiedzi.
Anna, niedoszła ofiara zabójcy, nadal mieszkała w swoim rodowym majątku, koło Ujazdu, a dobra mordercy skonfiskowano. Kobieta przeżyła swojego męża o kilka lat i nigdy ponownie nie wyszła za mąż.

1

Komentarze

  • Chop ze ŻOROW tyn artykuł 18 listopada 2017 12:25Noreście, ale serdecznie dziynkuja! Pozdrowiom

Dodaj komentarz