Portret kobiety. lata 60. XIX wieku. Tak mogła wyglądać żona pana z okolic Raciborza
Portret kobiety. lata 60. XIX wieku. Tak mogła wyglądać żona pana z okolic Raciborza

 

Żona pana wyjechała do rodziny i przepadła bez wieści. Małżonek wynajął młodą bonę do opieki nad dzieckiem, która wkrótce zmarła, tymczasem on wystąpił o uznanie połowicy za zmarłą i zaczął szykować się do drugiego ślubu. To wszystko zaczęło z czasem układać się w logiczny ciąg wydarzeń.

 

Dziś po raz pierwszy w cyklu "Śląskie strachy i straszki" pojawia się opowieść typu zbrodnia to niesłychana. Cała ta historia rozegrała to podobno w połowie XIX wieku. W pewnej wsi w okolicy Raciborza wystawiono na sprzedaż spory majątek ziemski: las, pole i okazały dom stojący przy głównej drodze. Szybko znalazł się nabywca. Był to pan w średnim wieku pochodzący, jak wieść niesie, z Dolnego Śląska. Wraz z nim do wsi przybyła jego młoda żona i mały synek. Nowi nabywcy tego ogromnego gospodarstwa wyraźnie stronili od sąsiadów, nie zatrudnili też nikogo z miejscowych, bo nawet, jak się okazało, służbę przywieźli ze sobą.

Kontakt z nimi był być może dlatego trudny, bo wszyscy, nie wyłączając służby, mówili wyłącznie po niemiecku, zaś okoliczni mieszkańcy znali język ten w bardzo niewystarczającym stopniu i najczęściej posługiwali się miejscową gwarą. Dlatego sąsiedzi widywali przybyszów tylko w kościele w czasie nabożeństw i niekiedy na targu w Raciborzu. Nawet miejscowy ksiądz proboszcz, z którym czasem nowi państwo rozmawiali, bo on znał język niemiecki, też bardzo niewiele o nich wiedział. Z ich opowieści wysnuł jedynie przypuszczenie, że są małżeństwem od kilku lat i nie od razu doczekali się potomstwa, za to teraz jasnowłosa pani Aniceta spodziewała się już drugiego potomka i bardzo cieszyła się z tego.

Tylko mąż podczas tych wszystkich rozmów wydawał się księdzu jakiś zasępiony i jakby trochę nieobecny, ale w końcu leciwy proboszcz uznał, że pan po prostu ma taki charakter. Na wiosnę młoda pani była już w zaawansowanej ciąży, ale podobno mimo wszystko postanowiła odwiedzić swoją rodzinę mieszkającą w okolicy Breslau (Wrocław). Mąż jej to stanowczo odradzał, tak przynajmniej twierdziła potem służba, ale młoda pani się uparła. W końcu małżonek uległ kaprysowi żony i zgodził się na jej wyjazd, a nawet osobiście odwiózł ją na dworzec kolejowy w Raciborzu, gdzie pani wsiadła do pociągu. Minęły dwa tygodnie, a młoda pani nie dała znaku życia. Pan osobiście pojechał do jej krewnych mieszkających w okolicy Breslau, choć niezbyt ich lubił, a tam dowiedział się, że jego żona nigdy do nich nie dotarła.

Policja rozpoczęła poszukiwania zakrojone na szeroką skalę, ale nic z nich nie wyszło. Młoda kobieta przepadła jak kamień w wodę! Dzieckiem państwa przez cały ten czas zajmowała się służba, a potem pan wynajął bonę, która również była Niemką. Nowa opiekunką bardzo przypominała matkę chłopca. Też była jasną blondynką a na imię miała Adalmina. Czy ją coś łączyło z pracodawcą, tego nikt nie wiedział, ale ludzie zaczęli coś podejrzewać i plotkować. Dlaczego? Ano dlatego, że podczas nabożeństw w kościele wścibskie sąsiadki zaobserwowały, że młoda bona wyraźnie się zaokrągliła, może przytyła albo spodziewała się dziecka? Niedługo potem po okolicy gruchnęła wieść, że kobieta ta zmarła z niewiadomych przyczyn, choć była młoda i zdrowa. Wieczorem położyła się spać, a rano następnego dnia już nie wstała.

W urzędowych dokumentach zgon potwierdził lekarz z Opawy, który gościł wtedy w majątku. Adalminę pochowano w Raciborzu, a pan wystąpił do sądu o uznanie żony Anicety za zmarłą ponieważ, miał okazało się, że ma zamiar ożenić się po raz drugi. Być może dlatego szeptano potem po wsiach, że panna Ada nie zmarła z nieznanych przyczyn, jak się utrzymuje, lecz powiesiła się z rozpaczy w przydomowym sadzie z tego powodu, że to nie ją pan wybrał na swoją nową żonę. Teoria ta wydawała się nawet wielce prawdopodobna, ale nikt nie zgłosił swoich podejrzeń policji, więc pan żył sobie spokojnie w swoim wielkim domu i sposobił się do następnego ślubu. Ciąg dalszy tej intrygującej opowieści za tydzień. Zwracam wam tylko uwagę, drodzy Czytelnicy, że imię bony też zaczynało się na litrę A (podobnie jak żony pana), zdradzę też jeszcze, że w całej tej historii swoją rolę miał księżyc.

Elżbieta Grymel

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz