Adam Pietryga w swojej śląskiej kuchni / Iza Salamon
Adam Pietryga w swojej śląskiej kuchni / Iza Salamon

Śląsk jest jak drzewo z mocnymi korzeniami. Nawet gdyby ktoś go próbował rozdzielić czy przesadzić, to nie da rady, bo jest tak mocno zakorzeniony – mówi Adam Pietryga z Chwałowic.

Kilka lat temu zasłynął na całą Polskę jako "Adam od chleba", bowiem sam wybudował piec chlebowy na wzór tego z 1903 roku i zaczął wypiekać takie chleby, jakie się piyrwej robiyło. Ale to jest tylko część jego przebogatej pasji, którą w rozmowie z nami wyraża wzruszającą deklaracją.

- Od urodzynio czuja się przede wszystkim Ślonzokym. Zawsze sie w doma godało po ślonsku, opowiadało o ślonskich dziejach i przodkach. Bardzo dobrze też pamiętam ze szkoły te czasy, kiedy zabraniano nam godać, tym bardziej jednak trzymało mnie to przy Śląsku - wyznaje Adam Pietryga.

Uwaga za gwarę

Z czasów szkolnych zapamiętał kilka takich zdarzeń. Pierwsze miało miejsce na lekcji języka polskiego.

- Opowiadaliśmy jakąś lekturę, ja też się włączyłem. Pani mnie pochwaliła, że bardzo ładnie i mam opowiadać dalej, ale mnie zabrakło słów. "No mów, no mów" - zachęcała nauczycielka, więc ja opowiadałem, ale już po śląsku. Wtedy pani się zdenerwowała, kazała przynieść dzienniczek, a następnie wpisała mi uwagę: "Proszę z dzieckiem rozmawiać w języku ojczystym, nie po śląsku" - wspomina rybniczanin. Dodaje, że w domu nie dostał za to żadnej kary. Dla rodziców to było oczywiste, że rodzina jest śląska i godo po ślonsku.

To jednak nie był koniec szkolnych kłopotów. Pan Adam przekonał się, że nie można było godać nawet na lekcjach plastyki! - Mieliśmy wszyscy namalować warzywa. Pani podeszła do mnie i spytała, co namalowałem, a ja odpowiedziałem: uberiba (kalarepa - przyp.red). Spytała mnie, co to jest, ja jednak nie umiałem sobie przypomnieć, jak to jest po polsku – opowiada historię ze szkolnych lat Adam Pietryga. Wtedy nauczycielka poleciła, aby podszedł do tablicy i napisał to słowo "uberiba". - Kiedy to napisałem, pani zaczęła się śmiać. Pomyślałem, że musiałem gdzieś zrobić błąd. Wtedy przyszło mi do głowy to, co dziadek mówił o "u" umlaut, więc szybko nad "u" postawiłem dwie kropki i zrobiła się z tego afera – wspomina chwałowiczanin. Został napiętnowany na szkolnej wywiadówce przy wszystkich rodzicach. Wprawdzie nie padło jego nazwisko, ale pewnie większość i tak wiedziała, o kogo chodzi. Na szczęście nie był sam w tej niedoli, bo również inne dzieci miały podobne kłopoty


Nie wolno się wstydzić

- Dzisiaj wiem jedno, że śląskości nie można się wstydzić. Jo je Ślonzok i byda Ślonzokym do końca. Jeżech u siebie i byda godoł, a jak mie ktoś nie rozumi, to trudno. Do urzyndu też wchodza i godom, nawet nie próbuja mówić – wyznaje pan Adam. A Śląsk porównuje do drzewa z mocnymi korzeniami. Nawet, gdyby go ktoś próbował rozdzielić czy przesadzić, to nie dałby rady, bo tak jest zakorzeniony. - Jak yno slysza, że ktoś godo, zaroz czuja w tym człowieku znajomo, swojsko dusza. Można powiedzieć, że tu na Śląsku som my jednom wielkom rodzinom – uważa chwałowiczanin.

Z miłości do Śląska wyrosła jego największa pasja: zbieranie pamiątek przeszłości. Dzisiaj kolekcja pana Adama liczy dziesiątki starych narzędzi, maszyn, instrumentów, mebli, książek i rozmaitych sprzętów. Część można oglądać w ogródku, część na podwórku i w stodole. Większość jednak znajduje się w specjalnie wybudowanej wiacie, która jest prawdziwą izbą pamięci. Nic dziwnego, że chętnie zaglądają tutaj mieszkańcy, przedszkolaki i uczniowie z nauczycielami. Odbywają się też tutaj regionalne spotkania, a nawet dożynki.

Piekarok od prababcie

Prawdziwą dumą gospodarza jest jednak piec wybudowany na wzór tego z 1903 roku. Adam Pietryga opowiedział nam ciekawą historię z tym związaną. - Marzyłem, aby upiec taki chleb, jak się kiedyś piekło. Szukając odpowiedniego pieca, zwiedzałem skanseny, przeglądałem internet, rozpytywałem ludzi. Na próżno, Aż w końcu wujek, mój chrzestny, powiedział mi, że jest taki piekarok w dawnym domu prababci. Wprawdzie dom ten został zburzony z powodu szkód górniczych, jednak piec był w piwnicach, które się zachowały pod ziemią. Ciotka jednak nie chciała nawet słyszeć o tym, żebym tam wszedł – relacjonuje pasjonat.

Nie poddał się jednak tak łatwo. W końcu wykopał dziurę i wszedł do starych piwnic, po drodze podpierając stare sufity przygotowanymi stemplami. Tak krok po kroku dotarł do starego pieca chlebowego. Dokładnie go pomierzył, odrysował. Już wiedział, że znalazł to, czego szukał.

- Tak wybudowoł żech se piec na wzor piekaroka od prababcie, z cegieł od babcie. Dzisiej pomogom budować taki piece inkszym ludziom i ciesza sie, że pora już takich powstało i piekom w nich dobre chleby – podkreśla Adam Pietryga. Dodaje, że ma to dla niego wielkie znaczenie, bo wyraża związek z dawną tradycją pieczenia chleba na sześć dni, i czynienia znaku krzyża nad każdym bochenkiem. Przywiązuje też wagę do niesamowitych opowieści z dawnych lat, a tych na Śląsku nigdy nie brakowało. Jedna z nich jest związana z domem jego prababci. Pierwszy, jak już wspomniano, został zburzony z powodu szkód górniczych. Drugi miał powstać w nowym miejscu. Wiązała się z nim jednak dość niepokojąca historia.

- Ludzie widywali tu biołego konia, co sie kuloł po polach i robioł szkody. Ostrzegali, że to ni ma dobry plac. Ale dziadkowie postawiyli w tym miejscu krziź, kiery dali poświyncić i koń roz na zawsze zniknoł - mówi pan Adam. A krzyż ten stoi do dziś.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz