Maciej Sobieszczański
Maciej Sobieszczański

 

Rozmowa z Maciejem Sobieszczańskim, reżyserem filmu "Zgoda"

 

Wielu ludzi na Górnym Śląsku wyczekuje Pana najnowszego filmu, pt. "Zgoda", bowiem po raz pierwszy w polskim kinie fabularnym pojawi się miejsce tragiczne dla Ślązaków – obóz pracy w Świętochłowicach-Zgodzie. Jak to się stało, że zajął się pan właśnie tym tematem?

To dość długa historia i wiąże się z filmem dokumentalnym "Zgoda, miejsce niezgody` powstałym w 2006 roku. Niedługo później jego autor Stefan Skrzypczak przyszedł do autorki scenariusza Małgorzaty Sobieszczańskiej z prośbą o nakręcenie filmu fabularnego o obozie koncentracyjnym w Świętochłowicach, który w 1945 roku zamienił się w obóz podlegający polskiemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego. Stałem się opiekunem artystycznym tego zamysłu, krok po kroku poznawaliśmy historię obozu.

 

Jest pan rodzinnie związany ze Śląskiem?

Prababcia mieszkała w Świętochłowicach, ale wyemigrowała do Warszawy. To jednak daleka przeszłość. Zbliżyłem się do Ślązaków i ich historii podczas castingów do filmu.

 

Czy wiedział pan wcześniej o istnieniu Zgody?

Nie. Przygotowując się do filmu pierwszy raz się zetknąłem się z tą historią i było to dla mnie wielkie odkrycie i szok. Najbardziej wstrząsnął mną wywiad z byłym więźniem. Człowiek ten przez kilka minut płakał przed kamerą, nie mogąc wypowiedzieć słowa. To nagranie dotknęło mnie osobiście, postanowiłem wejść głębiej w tę tragedię i opowiedzieć ją na nowo, bowiem jako reżyser i artysta uważam, iż przywracanie pamięci jest moim obowiązkiem. Tym bardziej że ta pamięć jest wciąż tu żywa, choć wielu świadków tej tragedii już nie żyje lub wyemigrowało. Miałem tego przedsmak podczas castingów. Ludzie zgłaszający się do filmu w Katowicach czy Gliwicach reagowali zupełnie inaczej, aniżeli w innych miejscach w Polsce. Widziałem, jak przeżywali powstawanie filmu i tym bardziej czułem ciężar odpowiedzialności.

 

Przygotowując się do realizacji "Zgody" korzystał pan też z dokumentów, materiałów historycznych?

Tak, jest ich bardzo dużo. Bardzo nam pomógł pan Adam Dziurok i katowicki oddział IPN. Z biegiem czasu historia obozu "Zgoda" krzepła w nas i dojrzewała, aż pojawił się pierwszy zarys fabuły. Mieliśmy jednak poczucie, że nawet kiedy opowiadamy fikcję, to jest ona mocno osadzona w historycznych realiach.

 

Obóz Zgoda, przeznaczony głównie dla Ślązaków, był bardzo długo tematem tabu, przede wszystkim dlatego, że więźniów katowali funkcjonariusze z biało-czerwonymi opaskami. Pana film z pewnością ożywi publiczną dyskusję na ten temat, a być może i wywoła krytykę za "antypolonizm". Jest pan na to gotowy?

Myślę, że takich reakcji nie będzie. Zrobiłem film, który mówi o tamtych relacjach w sposób zrównoważony i mądry, który łączy, a nie dzieli, który godzi i oddaje pamięć tamtym zdarzeniom. Zaś ci, którzy podniosą na niego rękę, staną w jednym szeregu z oprawcami, którzy grozili ludziom karą 25-letniego więzienia, jeśli nie będą milczeli. To właśnie takie myślenie sprawiło, że obóz Zgoda stał się tematem tabu. Milczenie świadków nie wzięło się znikąd. Ludzie bali się pamiętać, pamięć umierała razem z nimi. Nie uległem jednak tej historii w sposób bezkrytyczny. Nie jestem Ślązakiem, stąd łatwiej mi było stanąć z boku, nie opowiadając się po żadnej ze stron. A zrobiłem ten film przede wszystkim po to, aby ludzie zobaczyli, do czego prowadzi nienawiść i żeby po ludzku mogli współczuć zarówno ofiarom, jak i katom.

 

Czyli nie jest to film o tym, jak polscy funkcjonariusze znęcali się na Ślązakami?

Nie, i ci, którzy tak uważają, będą rozczarowani. Ten film taki nie jest i nawet nie próbował być. Wskazywanie, kto był katem, a kto ofiarą, prowadzi do eskalacji nienawiści, ja jednak poszedłem w zupełnie inną stronę. Mój film ma oczyszczać rany, ma skłonić do podania ręki na zgodę. Tytułową "Zgodę".

 

Czyli, transponując wcześniej przywołany tytuł, "Zgoda" może być jednak miejscem zgody? Czy też jest to bardziej taka śląska "Róża"? Mam tu na myśli film Wojtka Smarzowskiego o Mazurach...

Też nie. To są dwa zupełnie inne filmy, chociaż z podobnym tłem historycznym. Od jednego z widzów usłyszałem, że "Zgoda" to "Róża", tyle że pięścią w twarz.

 

Jak wyglądały przygotowania do filmu?

Trwały od 2007 roku. Dwa lata temu wszedłem na plan, a dopiero teraz, 13 października odbędzie się premiera. Wszystko dlatego, że mieliśmy skromny budżet i musieliśmy nim skromnie i mądrze dysponować, aby stworzyć przekonujący obraz. Chciałem, aby film był skierowany nie tylko do publiczności w Polsce, ale i za granicą.

 

I to się udało. Na 41. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu film "Zgoda" został bardzo dobrze przyjęty. Dostał pan nagrodę za reżyserię.

Patrząc na kanadyjską publiczność poczułem, że zrozumiała ten film, że opowiedziana historia, osadzona na Górnym Śląsku, bardzo ją dotknęła i poruszyła. I to była naprawdę podniosła chwila.

 

Rozmawiała: Iza Salamon

 

Pokaz przed premierą
2 października o godzinie 18.30 w katowickim kinie Kosmos odbędzie się przedpremierowy pokaz filmu "Zgoda". W programie także spotkanie z reżyserem Maciejem Sobieszczańskim, odtwórcą jednej z głównych ról Jakubem Gierszałem oraz producentem Zbigniewem Domagalskim. Rozmowę poprowadzi Józef Krzyk, znawca historii Górnego Śląska. Warto wspomnieć, że obraz "Zgoda" otrzymał nagrodę za reżyserię na 41. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu. Znalazł się także w prestiżowym gronie produkcji nominowanych do Złotych Lwów 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni – Agata Culak dostała tam nagrodę za kostiumy. (oprac. izis)

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz