Państwo Rajczykowscy medale odebrali w Zamku Piastowskim / Materiały prasowe
Państwo Rajczykowscy medale odebrali w Zamku Piastowskim / Materiały prasowe

 


Państwo Lucyna i Marek Rajczykowscy zostali docenieni. Na 800-lecie miasta otrzymali medale Zasłużeni dla Raciborza.

 

Nie pochodzą z Raciborza, ale właśnie z tym miastem związali swoją przyszłość. Lekarze Lucyna i Marek Rajczykowscy założyli tu domowe Hospicjum św. Józefa, dzięki któremu los tysięcy nieuleczalnie chorych oraz ich rodzin stał się mniej bolesny. Wieloletnie poświęcenie w służbie innym zostało docenione. Na 800-lecie Raciborza radni jednogłośnie uhonorowali dzielnych małżonków medalami zasłużonych dla miasta.

Rajczykowscy przyjechali do Raciborza w 1980 roku. 10 lat później założyli domowe hospicjum, które istnieje do dziś i pomogło już przeszło 4 tys. osób oraz ich rodzinom. Jak przyznają, droga ta nie była i nie jest łatwa, ale warta wszystkich poświęceń. Pani Lucyna pochodzi z Tarnowskich Gór, pan Marek z Częstochowy. W swoich rodzinach nie mieli tradycji lekarskich. Wybrali jednak studia medyczne. W murach Śląskiego Uniwersytetu Medycznego należeli do jednej grupy, zaprzyjaźnili się, a następnie pobrali. Jako młody lekarz pan Marek otrzymał stypendium w raciborskim szpitalu, jego żona Lucyna również podjęła tu pracę. On wybrał specjalizację anestezjologiczną, ona chirurgię dziecięcą.

– Widziałam wówczas wiele dramatów w szpitalu. Na początku lat 80. brakowało dosłownie wszystkiego: igieł, środków przeciwbólowych, a nawet opatrunkowych. Cierpienie ludzi było namacalne i towarzyszyło mi każdego dnia. Te doświadczenia wywarły na mnie ogromny wpływ – opowiada Lucyna Rajczykowska. Początki były bardzo trudne. Najpierw dowiedzieli się, że w Gdańsku palotyni tworzą hospicja domowe. Podczas wizyty na Pomorzu pani Lucyna przekonała się, że można prowadzić hospicjum bez budowania struktur szpitalnych. Niedługo potem w Raciborzu powstało Hospicjum św. Józefa, a małżonkowie zrobili kolejną specjalizację, tym razem z opieki paliatywnej.

– Początkowo działaliśmy przy kościele jako stowarzyszenie. W 1993 roku byliśmy już niepublicznym zakładem opieki zdrowotnej, ale dotowanym z publicznych funduszy. Warto podkreślić, że powstaliśmy jako drugie hospicjum na Śląsku, zaraz po Katowicach – zaznacza pani Lucyna. W ramach placówki świadczą opiekę domową, prowadzą przychodnię zdrowia i pomagają rodzinom osieroconym. Działają wielopłaszczyznowo. Ich praca nie kończy się na przepisaniu i podaniu leków. Wymagają od siebie empatii, zrozumienia, ale przede wszystkim asertywności. Jak bowiem mówią, ludzie mają przeróżne oczekiwania. Czasami są one bardzo konkretne, a czasami nierealne.

– W każdym przypadku trzeba się jakoś dogadać dla dobra pacjenta. Często odchodzący z tego świata nie chcą przy sobie bliskich i nie godzą się z tym, co ostateczne. Czasem to rodzina nie może pogodzić się z odejściem bliskiego. Niezależnie od sytuacji zawsze wykonujemy swoją pracę najlepiej, jak potrafimy – zapewniają Rajczykowscy. – Ludzie często myślą, że jesteśmy już uodpornieni na ból i cierpienie, które widzimy na co dzień. Z mojej perspektywy nie da się na to uodpornić. Każdy pacjent jest inny, każde cierpienie inne – wyjaśnia pani Lucyna.

Zawsze podkreślają, że istnieją dla ludzi i dzięki ludziom. Często zaprzyjaźniają się z rodzinami pacjentów, którzy chętnie wspierają hospicjum. – Medal jest nagrodą dla całej jego społeczności. W naszym domu zajął specjalne miejsce, myślimy nawet, by zrobić odlew i zostawić go w hospicjum, bo na tę nagrodę zasługuje cały zespół – podsumowują małżonkowie.

1

Komentarze

  • Ja Hospicjum 16 września 2017 17:05dobrze, że są jeszcze ludzie przez duże L.

Dodaj komentarz