Na liście lektur szkolnych próżno szukać książek o Śląsku czy po śląsku. Które publikacje, pana zdaniem, mogłyby się pojawić w szkole?
Polska szkoła wyzuta jest z wrażliwości regionalnych, a w ostatnich czasach zamyka się też na wartości uniwersalne. Samym Sienkiewiczem nowoczesnego społeczeństwa nie zbudujemy! Literatura śląska, umiejętnie wprowadzana w ramach edukacji regionalnej, ale także jako jeden z komponentów obowiązkowego przedmiotu (kultura duchowa Górnego Śląska) na Uniwersytecie (nomen omen) Śląskim mogłaby tę lukę wypełnić. Dzięki temu lepiej zrozumielibyśmy Śląsk i siebie nawzajem!
Prowadzi pan bloga "Tylko burak nie czyta". Czy możemy dzisiaj mówić o czymś takim jak literatura śląska?
Literatura śląska istnieje i ma się dobrze! Ale tylko w aspekcie artystycznym – tu kwitnie. Jeśli chodzi o wsparcie instytucjonalne, to jest bardzo źle. Stymulowanie podłego poziomu czytelnictwa nigdy nie było priorytetem, a na dodatek literatura śląska jest źle, bo pogranicznie urodzona i brakuje jej państwowego mecenatu. Co dobrego się dla niej dzieje, to pochodzi zawsze od osób prywatnych, tytanów pracy u podstaw. Największym z nich jest Pejter Długosz, właściciel wydawnictwa Silesia Progress. Niestety pozostała część śląskiej elity politycznej nie uświadamia sobie wagi literatury jako budulca wspólnoty. Stawiają nad nią biesiady piwno-krupniokowe, a te Śląska, jako fenomenu duchowego, nie pomogą zachować.
Jakie lektury ze śląskiej półki poleciłby pan nauczycielom?
Jest w czym przebierać! Literatura śląska jest przebogata. Bienek, Janosch, Hermann Neisse. Kadłubek, Twardoch, Kutz, Pavel, Balaban, Łysohorski. Najlepszy i najpłodniejszy po śląsku Melon czy pochodzący spod Rybnika Szewczyk. Prof. Kadłubek i dr Staniczkowa opracowali już kanon w formie książki, także pierwszy numer Fabryki Silesia był poświęcony temu tematowi. A więc: samorządy do dzieła! Na MEN przyjdzie jeszcze czas.
Rozmawiała: Iza Salamon
Komentarze