Dudy i kobza / ARC
Dudy i kobza / ARC

 

Z tej historii dowiadujemy się, że cała gromada utopków chciała przenieść się do innego stawu i szczęśliwie nadarzył się jej wygodny środek transportu... Okoliczności wskazują natomiast na to, że głową owej rodziny był jeden z najsłynniejszych wodników.

 

Czy rzeczywiście opowieść ta ma coś wspólnego ze słynnym utopkiem Kozodojem z legendy, którą Wam niedawno opowiadałam? Trudno tego dociec, choć wiele na to wskazuje. Najważniejsze wydaje się przede wszystkim to, że cała historia rozegrała na tym samym terenie, a interesujący nas utopiec miał całkiem podobne zawołanie, zwłaszcza dla niewprawnego ucha!.

Pewnego razu chłop nazwiskiem Glizda wracał swoją furką z miasta. Trochę się zasiedział w karczmie i powrót do domu wypadł mu późnym wieczorem. Księżyc wprawdzie świecił, ale co chwilę chował się za chmury, a droga do wsi prowadziła koło kilku wielkich i malowniczych stawów. W dzień miejsce to było bardzo urokliwe, ale w nocy można tu było spotkać utopca, a takie spotkanie nie wróżyło nic dobrego! Zmęczona kobyła ledwo ciągnęła wóz, a furman, lekko podchmielony drzemał na koźle. Nagle do jego uszu dotarły wojskowe komendy wydawane gromkim głosem:

– Raz – dwa, raz – dwa! – rozlegało się na drodze. – Trzymaj szereg, raz – dwa! W kobzy duj! – padła komenda i rozległ się wrzaskliwy głos dud, a na drodze pojawiła się kolumna niewielkich stworzeń. Chwilę później zza chmury wyłonił się księżyc i w jego świetle chłop ujrzał, że drogą maszeruje gromada utopków. Kiedy zorientowały się, że są obserwowane, zniknęły jak zdmuchnięte powiewem wiatru i droga znów była pusta. Stary Glizda uznał w związku z tym, że mu się coś przywidziało i popędził batem kobyłę, która wyraźnie przyspieszyła biegu.

Nagle stary furman usłyszał odgłos podobny do pacnięcia, zupełnie jakby gruszka ulęgałka wpadła do siana, który wiózł z przeznaczeniem na obrok dla konia, a potem coś pacnęło drugi i trzeci raz... Przerażony przestał liczyć, choć wydawało mu się, że podobnych odgłosów musiało być co najmniej kilkanaście. Kiedy nieco ochłonął, lekko odwrócił się i spojrzał do tyłu przez lewe ramię. I co zobaczył? Otóż na jego wozie siedziała cała rodzina utopców, jedynie matki z nimi nie było, ale powszechnie uważano, że utopce płci żeńskiej należały do rzadkości i na dodatek były bardzo brzydkie. Dlatego utopce płci męskiej często szukały żon w ludzkim świecie, ale o tym pisałam już w opowiadaniach drukowanych na łamach "Nowin" około trzech lat temu.

– Glizdo – odezwał się największy z utopców. – Zawieźcie nas do Magierkowego stawu, a nagroda was nie minie!– zapewnił.

– Ty wymoczku! – zaperzył się dziadek Glizda. – Skąd znasz moje nazwisko?– zapytał po chwili zaintrygowany.

– Dużo by tu można powiedzieć, ale wy pewnie nie chcielibyście tego słyszeć... – i utopiec zawadiacko przekrzywił swój czerwony kapelusik.

– Dobra, dobra – burknął starzyk. – Od diabelskiego nasienia nic nie wezmę w nagrodę, ale ty mógłbyś mniej grać na tej piszczale, bo uszy puchną! – dodał.

– Zgoda! – odrzekł utopiec.

Dobili więc targu i dziadek Glizda strzelił z bata. Kobyłka ruszyła wolno w stronę wsi, bo staw chłopa Magierka znajdował się na jej skraju. Tam utopce opuściły wóz, jeden po drugim skacząc zręcznie do wody. A zmęczony gospodarz Glizda, bez oglądania się za siebie, ruszył prosto do swojej zagrody. Tymczasem wczesnym rankiem jeden z gospodarzy z tej właśnie wsi wybrał się na targ, jednak tam wcale nie dojechał. Dlaczego? Ano dlatego, że zbierał ryby, którymi usłana była cała droga. Kiedy miał ich już pół wozu, zawrócił do domu. We wsi mówiono potem, że ktoś musiał uciekać z kradzionymi ryby i nie spostrzegł, jak mu się z beczki wylały, ponieważ gościniec był w wielu miejscach mokry.

Jedynie dziadek Glizda wiedział, co się wydarzyło, ale milczał jak zaklęty. Liczył na to, że utopiec dotrzyma słowa i tak też się stało!

Nowe miejsce zresztą bardzo spodobało się wodnikowi, który już nie psocił i dął w swoje dudy bardzo rzadko, głównie po to, żeby ostrzec mieszkańców wioski przed niebezpieczeństwem.

Elżbieta Grymel

 

W co dmuchał utopiec
PS: Do tej opowieści wkradła się pewna nieścisłość. Wspomniany utopiec mógł dmuchać w dudy, nie w kobzy, ponieważ kobza jest instrumentem strunowym. Skąd więc taka pomyłka? Zapewne stąd, że w niektórych regionach dudy nazywają kozami (np. na Podhalu). A może stąd, że czasem o szkockim dudziarzu mówi się kobziarz? To już, drodzy Czytelnicy, musicie rozstrzygnąć sami! Ja ze swej strony dołożyłam wszelkich starań, żeby przekazać opowieść tak, jak ją usłyszałam.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz