Ilustracja z
Ilustracja z "Lamentations of Germany, Dr. Vincent, 1638 rok. / ARC

Najbardziej krwawą, okrutną i wyniszczającą wojną w dziejach Europy była wojna trzydziestoletnia. Śląsk należał do najbardziej poszkodowanych w tym konflikcie krajów. (Część II)

Wskutek oporu senatorów Polska nie przystąpiła do tej wojny, jednak Zygmunt III wydał zezwolenie na cesarski zaciąg najemnych oddziałów lisowczyków. Były to oddziały lekkiej jazdy polskiej, utworzone w 1614 roku przez Aleksandra Lisowskiego, utrzymujące się z łupów wojennych. Szybkością przemieszczania się formacja stworzyła nową jakość w XVII-wiecznej wojskowości. W planowaniu wojennym ogromną rolę odgrywała umiejętność oszacowania szybkości zmian położenia oddziałów własnych i wroga. Tempo przemieszczania się armii ograniczały najwolniej poruszające się jej składowe: tabory z zaopatrzeniem.

Szybcy i okrutni

Lisowczycy przemieszczali się konno, prowadząc zawsze kilka luźnych koni na zapas, bez taborów. Żywność zabierali przemocą w miejscach, gdzie akurat wypadł im nocleg. Dobrym porównaniem jest trasa Bytom – Wiedeń, której przebycie spieszącemu na odsiecz Sobieskiemu zajęło ponad trzy tygodnie, natomiast lisowczycy, paląc i grabiąc po drodze, pokonali ją w niecałe pięć dni. W literaturze czeskiej i niemieckiej, ale także w śląskich dokumentach z epoki, najczęściej nie odróżnia się ich od oddziałów kozaków polskich, które będąc w służbie polskich magnatów, również najeżdżały Śląsk i kraje Konfederacji. Udział lisowczyków najlepiej prześledzić można, analizując wspomnienia ich kapelana, księdza Dębołęckiego, kilkakrotnie wydane drukiem, jak również "Historię lisowczyków polskich" Maurycego hr. Dzieduszyckiego, wydaną przez Ossolineum w 1835 roku. Opis okrucieństw lisowczyków jest niewyobrażalny. Może najlepiej dosłownie zacytować fragment skargi na ich zachowanie z książki hr. Dzieduszyckiego.

"Zamki i dwory szlacheckie zdobywane, zrabowane i zniszczone, biedni poddani do robót obozowych bez najmniejszej zapłaty, ani kawałeczka chleba przymuszani. Któż opisze, ilu niewinnych z głodu umarło, ile uczciwych pań i dziewic gwałt i znieważenie poniosło, ile z nich wykradzeniem uniesiono, ile ludzi wszelkiego wieku i płci najokrutniejszymi sposobami męczono? Wielu powrozami na głowę zarzuconymi i ściśnionymi, wielu pałkami i kijami dręczeni, inni obcęgami szarpani, inni świdrami w gardło i inne miejsca wpychanymi katowani, inni na pal i haki wbijani. Że nawet niewiasty i dziewice sprośnymi gwałtami na śmierć przyprawione, a ciężarnym ogniem płód wypędzony; inni wreszcie tak duchowni, jak i świeccy, tak starzy, jak i młodzi, tak szlachta jak i gmin pospolity po domach i drogach najokrutniej dręczeni i rozdzierani". To wszystko działo się w Austrii, w pobliżu Wiednia, na ziemiach cesarskich. Trudno wyobrazić sobie zachowanie lisowczyków na terenach, które uważali za wrogie.

Zostawiali "spaloną ziemię"

W początkowym okresie wojny trzydziestoletniej lisowczycy kilkakrotnie przechodzili przez teren Górnego Śląska. W 1619 roku, w sile około 10-tysięcznej jazdy, weszli z dwóch kierunków. Grupa około 4 tysięcy, przez Kochanowice, Dobrodzień, Ozimek i Rudnik, dotarła do Chałupek. Dalej przez księstwo cieszyńskie w kierunku Żyliny, gdzie połączyła się z większym oddziałem, który dotarł tam trasą przez księstwo pszczyńskie, Pawłowice, Pruchną, Cieszyn i Jabłonków. Lisowczycy przemieszczali się szerokim pasem, w grupach po około tysiąca jezdnych, podzielonych na chorągwie 200-400 osobowe. Docierając na wybrane na nocleg miejsce każda chorągiew otaczała wskazaną wieś. Zabijali wszystkich mieszkańców, często ich wcześniej torturując, jeżeli podejrzewali ukrywanie cennych przedmiotów.

Przy życiu zostawiali zazwyczaj jedynie wybrane młode kobiety i dziewczęta, które i tak następnego dnia rano mordowano. Zabierano żywność wystarczającą na jeden dzień podróży, resztę wraz z całą wsią i uprawnymi polami palono. Taktyka spalonej ziemi wywodziła się z filozofii niepozostawiania niczego, czym ewentualny przeciwnik mógłby się pożywić. Rok później, w lutym 1620 roku, oddział około 8 tysięcy jeźdźców wszedł na teren Śląska od strony Siewierza. Nocowali na obszarze pomiędzy Bytomiem a Tarnowskimi Górami, po czym śpiesznie podążyli na Morawy. Kroniki odnotowują też oddział około 1500 "kozaków" palących i rabujących wsie w okolicy Skoczowa – to być może jeden z pododdziałów tej grupy, który "szykował" sobie miejsce na nocleg.

Rozprawa z bandytami

19 kwietnia 1620 roku około 1500 następnych wkroczyło na Śląsk w okolicy Sycowa, następnie trasą przez Namysłów, okolice Opola, gdzie na tratwach przeprawili się przez Odrę, Łambinowice i dotarli pod Karniów, wszędzie po drodze mordując, paląc, rabując. W Zubrzycach koło Głubczyc dogonił ich niewielki oddział wojska śląskiego, w walce zginęło około 50 lisowczyków, kilkunastu dostało się do niewoli, reszta odeszła na Karniów, gdzie 22 kwietnia większy oddział dragonów śląskich, przy pomocy lokalnych włościan, wybił prawie wszystkich. Jedynie grupie 300-osobowej udało się ujść z życiem, z tych jeszcze chłopi i górale zabili dalszych pięćdziesięciu, tak, że w okolice Krems w Austrii, gdzie stacjonowały główne siły lisowczyków, dotarło tylko 250 osób. Złapanych do niewoli 27 bandytów (wszystko herbowa szlachta polska) powieszono na rynku we Wrocławiu.

Po zawarciu porozumienia stanów śląskich z cesarzem lisowczycy odeszli dalej na zachód, docierając aż nad Ren. W międzyczasie zostawili jednak spaloną ziemię w okolicach Kłodzka, spustoszyli Kowary, wsie w okolicy Jeleniej Góry, Wleń i wiele, wiele innych. Nawet w tych złych czasach, gdy długotrwała wojna zobojętniła wszystkich na gwałt i przemoc, okrucieństwo lisowczyków budziło wstręt i przerażenie. Jeszcze w XIX wieku w miejscowościach w pobliżu tras przemarszu lisowczyków matki straszyły niegrzeczne dzieci złym Polakiem, który przyjdzie i je zje. W polskiej pamięci lisowczycy przetrwali w różny sposób. Dla części, za słowami bezimiennego osiemnastowiecznego polskiego poety, byli "okrutnikami nie bojącymi się Boga, przed którymi drżała Europa i sam nawet diabeł ich się bał", dla innych, jak Sienkiewicz – który z młodego Zagłoby zrobił lisowczyka (zapewne walczącego na Śląsku) – walecznymi bohaterami.

Duńsko-saskie wojska na Śląsku

Po akordzie drezdeńskim zawiązała się koalicja Zjednoczonych Prowincji Niderlandów z kilkoma księstwami niemieckimi, które wsparły Anglia i Dania, walcząca z Habsburgami. Na czele sił koalicji antykatolickiej stanął król Danii Chrystian IV Oldenburg. Zebrał on armię, która wzmocniona najemnikami z całej Europy, pod wodzą Ernesta von Mansfelda ruszyła na południe. Zwycięską passę Mansfelda przerwała dopiero 25 kwietnia 1626 roku bitwa pod Dessau. Przegrane wojska protestanckie skierowały się do sojuszniczych Węgier, a po drodze leżał Śląsk. Bazą oddziałów Mansfelda stały się Głubczyce, zdobyte w listopadzie 1626 roku. Stąd jego oddziały wypuszczały się na łupieżcze wyprawy.

Zdobyły między innymi Żory, Rudy Raciborskie, Rybnik i Bytom. Przed najazdami obroniły się Głogówek, Prudnik i Opole. W nocy 8 marca 1627 roku oddziały Mansfelda podeszły pod mury Koźla i zajęły go bez walki. Złupiły miasto, a następnie ruszyły na Ujazd, po drodze rozbijając oddział chorwackiej jazdy, wysłanej przez cesarskich dowódców dla wzmocnienia załogi Koźla. W tym czasie w księstwie nyskim zaczęły zbierać się wojska cesarskie pod dowództwem Wallensteina. Ofensywa rozpoczęła się w czerwcu 1627 roku. Siły Mansfelda rozmieszczone były w Głubczycach, Opawie i Koźlu. Głubczyce Wallenstein zdobył 22 czerwca, 11 lipca poddało się Koźle, a 30 lipca Opawa. Cesarz triumfował, a na terenach do niedawna zajętych przez Duńczyków i Sasów rozpoczęły się reperkusje. Miejscowi protestanci zostali zmuszeni do zmiany wyznania, a lokalni posiadacze ziemscy, oskarżeni o udział w rebelii i wspieranie nieprzyjaciela, skazani na banicję i konfiskatę mienia.

Bohaterskie kobiety z Gliwic

Do mniej znanych epizodów tego okresu należy obrona Gliwic. Oddziały Mansfelda dotarły pod słabo ufortyfikowane Gliwice latem 1626 roku, żądając poddania się. W mieście stacjonował jedynie niewielki oddział dowodzony przez Adama Czomberga z Galowic, zdecydowanie za mały, aby bronić miasta, jednak mieszczanie gliwiccy z burmistrzem Johannem Frölichem na czele nie myśleli wywieszać białej flagi. Na murach w czasie obrony walczyli więc również mieszczanie ramię w ramię z niewiastami. W XVII i XVIII wieku krążyło wiele dzisiaj już zapomnianych historii i legend o bohaterskich niewiastach z Gliwic.

Skuteczna obrona miasta przez mieszczan spotkała się z uznaniem cesarza Ferdynanda II. Swoją wdzięczność wyraził on 14 sierpnia 1629 roku nadając Gliwicom nowy, upiększony herb. Przedstawiał on wieżę z otwartą do połowy bramą, nad którą widniał wizerunek Madonny z Dzieciątkiem, upamiętniający cudowne ocalenie. Na bramie umieszczono skrzyżowane gałęzie palmowe – symbol męczeństwa – oraz inicjały F II (Ferdynand II). Po prawej stronie herbowej, w czerwonym polu przeciętym białą belką, znajdował się czarny półorzeł – herb cesarstwa na tle rodowego herbu Habsburgów. Po lewej stronie herbowej, na błękitnym tle umieszczono złotego półorła – herb książąt śląskich. Herb przetrwał ponad 300 lat, jednak jak można się domyślić, musiał razić i hitlerowców, i polskich komunistów, jedni i drudzy chcieli go zmienić. Czego nie zdążyli zrobić pierwsi, drudzy zrobili już w 1945 roku.

Włączają się Szwedzi

W 1630 roku do wojny trzydziestoletniej włączyli się Szwedzi. Na terenie Śląska doszło między innymi do wspomnianej wcześniej wielkiej bitwy pod Ścinawą. Oddziały pod dowództwem pułkownika Lennarta Torstensona zajęły Koźle. W następstwie ciężkich walk miasto zostało doszczętnie zrabowane i spalone. Ocalał jedynie zamek, kościół parafialny i 57 domów mieszczańskich. Stąd ponownie wyruszały we wszystkich kierunkach wyprawy rabujące Ślązaków. Ślady ich obecności znajdujemy w Żorach (szwedzkie kopce), Mikołowie i Zabrzu (szwedzkie mogiły). Najgorsze w tym okresie były kontrybucje nakładane na zdobywane miasta.

Z kronik jeleniogórskich dowiadujemy się na przykład o wysokich kontrybucjach nałożonych przez jedną stronę, a następnie, po zdobyciu miasta przez drugą stronę – kar finansowych za wypłacenie tej kontrybucji, przy jednoczesnym ponoszeniu kosztów utrzymania oddziałów okupujących miasto. W tym czasie zaczynają się również na Śląsku szerzyć zarazy, w tym dżuma, na którą we wspomnianej już Jeleniej Górze zmarło ponad 500 osób (w 1848 roku w ruinach miasta żyło jedynie sześć rodzin).

Pustka i głód

Koszty wojny trzydziestoletniej były ogromne. W wyniku działań wojennych, głodu i zarazy ludność Śląska spadła o połowę. Na ogromnych obszarach lewobrzeżnego Dolnego Śląska została praktycznie wytępiona ludność wiejska. Wiele miast zostało całkowicie wyludnionych i dosłownie zrównanych z ziemią (na przykład Lwówek Śląski, na początku XVII wieku jedno z najpiękniejszych i najbogatszych śląskich miast, u progu wojny miał ponad 6000 mieszkańców. W 1648 roku kroniki miejskie notują ich dokładnie 40).

Dały się we znaki wywożone tonami złoto (kontrybucje i podatki wojenne) przez Austriaków, Węgrów, Polaków, Duńczyków i Szwedów, ludność systematycznie obrabowywana przez żołdaków wszelkich nacji, niewyobrażalna dewastacja zabudowy i infrastruktury. Tak Śląsk, kwitnący, jeden z najbogatszych krajów Europy zmienił się w pustynię poprzerastaną wypalonymi ruinami miast i wsi, po której włóczyły się wygłodniałe bandy zdziczałych ludzi. Jeszcze w powstałych 150 lat później pruskich opisach topologicznych przy wielu miejscowościach znajdujemy krótką notatkę "pustka osadnicza".

Wyludnione kraje

Najstraszliwsza wojna w historii Europy wyludniła także inne kraje. Liczba ludności Czech z 4 milionów spadła do 800 tysięcy. Duże obszary Dolnego Śląska, Łużyc, Dolnej Saksonii, Pomorza Zachodniego i Pomorza Przedniego straciły ponad 66 procent swojej ludności. Górny Śląsk – ponad 33 procent. Dla porównania: w czasie drugiej wojny światowej największe straty ludności zanotowano na zachodnim pograniczu obecnej Białorusi i Ukrainy – około 30 procent.

 

JAN LUBOS 

 

 Ilustracja do tekstu pochodzi z "Lamentations of Germany", Dr. Vincent, 1638 rok.

3

Komentarze

  • Zouave 24 lutego 2022 01:33Tak, to teza. Proszę dowieść jej prawdziwości, a i zastanowić się nad Jej sensem. Sero zabijali wszystkich?
  • Jan Lubos Leon Proof 27 sierpnia 2017 17:04Błąd w podejściu: nie ma mowy o tezach - czyli twierdzeniach wymagających dowodu - tylko o faktach, z którymi się nie dyskutuje :). Skutkiem - nie tezy, ale faktycznych działań polskich lisowczyków - było wyludnienie się całych obszarów Śląska.
  • LeonProof Ciekawe... 26 sierpnia 2017 14:10"Docierając na wybrane na nocleg miejsce każda chorągiew otaczała wskazaną wieś. Zabijali wszystkich mieszkańców, często ich wcześniej torturując, jeżeli podejrzewali ukrywanie cennych przedmiotów. " Serio? Proszę przeanalizować skutki takiej tezy...

Dodaj komentarz