Grupa z Rybnika przed wyjazdem / Adrian Karpeta
Grupa z Rybnika przed wyjazdem / Adrian Karpeta

 

Już nie wyobrażają sobie życia bez przystanku i jego atmosfery. Jak mówią, za bramą festiwalu każdy zostawia swoje szare życie.

 

Mieszkańcy regionu pojechali na Przystanek Woodstock. Są wśród nich rybniczanie. – W tym roku mamy ciekawe zestawienie, bo są z nami starzy woodstockowicze, których zabraliśmy w zeszłym roku pierwszy raz i jadą znowu, bo pokochali to miejsce, a ci zabierają nowych, żeby im to pokazać – mówił nam przed wyjazdem Kamil Drążewski (lat 33), dla którego będzie to dziesiąty Przystanek Woodstock! Ciekawostka – pojechał prosto z... wesela w Poznaniu. Wyjechał w czwartek wieczorem. Reszta ekipy wyruszyła w niedzielę.

– Pierwszy raz pojechałem na Woodstock, kiedy miałem 18 lat, jeszcze w Żarach – wspomina Kamil. To on namówił koleżankę, Edytę Kuwałek. I dziewczyna wsiąkła. – Pamiętam ten wyjazd doskonale. Jechaliśmy woodstockowym pociągiem. Usiedliśmy w przedziale, w którym jechali ludzie na... Przystanek Jezus. We Wrocławiu Kamil pomógł wysiąść mamie z dzieckiem. Kiedy chciał wsiąść z powrotem, woodstockowicze nie chcieli go wpuścić, mówiąc, że nie ma miejsca! Wciągaliśmy go przez okno – wspomina Edyta.

Czym uwiódł ją Przystanek Woodstock? – Totalnym luzem. Odpoczęłam psychicznie. O niczym innym nie myślałam, liczyło się tu i teraz. No i ci wszyscy ludzie, z każdym mogłam usiąść, nieważne, czy się znaliśmy, czy nie. Za bramą zostawiasz swoje szare życie, możesz być naprawdę sobą. Panuje równość, szacunek dla drugiej osoby, krzywda na pewno cię nie spotka – mówi Edyta. Teraz pojechała na Przystanek szósty raz.

W zeszłym roku zabrali swoich przyjaciół, Martynę Złotoś i Krzyśka Ilskiego. – Wyjechałam za namową Kamila, który bardzo żył woodstockową atmosferą, pokazywał zdjęcia. Zapewniał, że odnajdę się na tej imprezie i miał rację. W zeszłym roku byłam pierwszy raz i obiecałam sobie, że jak tylko los pozwoli, to jestem co roku. Chciałabym kiedyś pojechać pociągiem, żeby całą atmosferę poczuć już w Rybniku – mówi nam Martyna.

Krzysiek ma 35 lat. Pracuje i mieszka w Holandii. Wziął urlop, żeby pojechać na Woodstock. – Byłem na Przystanku w 2014 roku. Siedziałem z moją ówczesną dziewczyną i nagle zaproponowałem: jedziemy na Wooda. Trafiliśmy na ostatni dzień. I postanowiłem, że muszę tam wrócić, być od początku do końca – wspomina. Dlaczego chciał pojechać? – Stwierdziłem, że ludzie mówią wiele o tej imprezie, więc warto się przekonać, jak jest naprawdę. A jak jest? Każdy każdemu pomaga. Na tej imprezie są 8-, 10-miesięczne dzieci i ludzie, którzy mają 70-80 lat na karku – mówi Krzysiek.

Teraz wzięli 16-letniego Seweryna Makowskiego. – Wydaje się, że impreza jest w porządku, ciągnie mnie – mówił przed wyjazdem nastolatek. Ekipę uzupełnił Leszek Paszęda z Rydułtów. – Na początku jeździliśmy na sam festiwal, na te trzy dni. Wyjeżdżaliśmy w środę z Rybnika bezpośrednim pociągiem. Teraz jeździmy wcześniej, jesteśmy na miejscu już w poniedziałek. Impreza tworzy się na naszych oczach, wszystko się buduje. Co rano budzisz się i nie poznajesz otoczenia – opowiada Kamil.

Mają nadzieję, że to nie ostatni Woodstock, że przystanek zostanie w Kostrzynie. – Chodzą słuchy, że ma się przenieść do Jaworzna. Mamy tam koleżankę. I jej ten pomysł się nie podoba. Bo na Woodstock trzeba jechać. Ja też bym nie chciał, żeby ta impreza odbywała się na przykład w Rybniku. Jeszcze by nas podkusiło, żeby kąpać się w domu, to dopiero by była porażka – kończy Kamil.

Komentarze

Dodaj komentarz