Zła pani z Pawłowic / Elżbieta Grymel
Zła pani z Pawłowic / Elżbieta Grymel

 

Dobre rzeczy pamięta się długo, ale niedobre jeszcze dłużej – odpowiadają mieszkańcy, którzy wielkim kołem omijają miejsce, gdzie niegdyś stał stary dwór dziedziczki sekutnicy.

 

Ludowy przekaz wiąże postać złej pani na Pawłowicach ze straszliwą zjawą pojawiającą się w okolicy nieistniejącego już stawu Bagiynek w lesie Baraniok, o czym krótko wspominałam wcześniej w tej rubryce. Owej złej pani przypisywano wiele przestępstw, ale tylko to, które tu przytoczę, wyjaśnia, dlaczego jej zwłoki nie mogły spocząć w poświęconej ziemi. Działo się to wiele, wiele lat temu, kiedy majątek pawłowicki przeszedł w ręce bardzo majętnej wdowy. Ludzie z niepokojem oczekiwali jej przybycia, ponieważ znana była ze swego skąpstwa, ale to, co zdarzyło się potem, przeszło wszelkie oczekiwania.

W towarzystwie zbrojnych sług przybyła do dworu postawna, bogato odziana jejmość. Jej mina nie wróżyła nikomu nic dobrego: wysokie czoło przecinały dwie pionowe zmarszczki, zmrużone oczy i wydęte usta świadczyły o tym, że jest wiecznie z czegoś niezadowolona. Do swoich poddanych mówiła tylko podniesionym głosem, nie żałując przy tym wyzwisk. Nienawidziła dzieci, jeśli którekolwiek weszło jej w drogę zostawało przez nią własnoręcznie obite. Kiedyś tak bardzo zbiła małego chłopca, że ten zmarł po kilku dniach. Wtedy matka malca poszła do dworu i w rozpaczy przeklęła dumną, pawłowicka dziedziczkę.

– Żeby cie, marcho, świynto ziymia niy chciała nosić, jak umrzesz, żeby cie wypluła... – nie dokończyła jednak, bo dopadli ją dworscy sługusi i rozsiekali szablami. Ku przestrodze innych jej szczątki długo jeszcze rozwlekały po podwórzu dworskie psy. Rozzłoszczona pani nie pozwalała pochować kobiety w poświęconej ziemi, więc to, co pozostało z jej ciała, wrzucono na kupę gnoju. Na mieszkańców wsi padł blady strach, bo byli przekonani, że pani jakby rozum odjęło: była coraz gorsza! Złościła się coraz bardziej z byle powodu, nie oszczędzając przy tym nawet swoich zaufanych sług.

Kiedyś jednak jednemu z nich tak mocno zalazła za skórę, że postanowił się na niej zemścić. Zausznik poprosił panią na stronę pod pretekstem powierzenia jakiejś ważnej tajemnicy. Po usłyszeniu nowiny dziedziczka rzuciła się na niego, okładając go pięściami. Biła z taką zapalczywością, że w pewnym momencie złapała się ręką za serce i padła zemdlona na ziemię. Przytomności nie odzyskała już nigdy, zmarła po kilku dniach. Ludzie szeptali potem, że zatruła się swoim własnym jadem!

Dziedziczka nie zostawiła testamentu i dobra pawłowickie przejęła jej dalsza rodzina, która postanowiła wyprawić "hojnej ciotce" wspaniały pogrzeb. Wszystkie zabiegi spełzły jednak na niczym, bo ziemia nie chciała przyjąć ciała: zakopana poprzedniego dnia trumna nazajutrz znalazła się na powierzchni ziemi. Wtedy przypomniano sobie o klątwie rzuconej przez nieszczęsną matkę. Próbowano pochować dziedziczkę po raz drugi i trzeci, ale trumna jakimś cudem za każdym razem wracała na powierzchnię. Rodzina uradziła więc, że położą ją na wozie zaprzężonym we dwie pary wołów, a zwierzęta same wyszukają przeklętej pani miejsce wiecznego spoczynku.

I tak też się stało. Zaprzęg pociągnął w kierunku baranowickiego lasu, który widniał na horyzoncie. Po przez pola i łąki dotarł do niewielkiego stawu o nazwie Bagiynek. Było to miejsce o złej sławie, otoczone bagnami i topieliskami. W jednym z nich znalazła miejsce wiecznego spoczynku zła pani na Pawłowicach razem z wolim zaprzęgiem. Podobno w księżycowe, jasne noce pokazuje się on na grobli biegnącej wzdłuż stawu. Jak mówią starzy ludzie, biada temu, kto go zobaczy, niechybnie utopi się w bagnie! Jednemu tylko człowiekowi udało się wyjść z takiej opresji cało, bo przez całą noc aż do rana odmawiał modlitwy za zmarłych.

Stary dwór w Pawłowicach już nie istnieje, ale mieszkańcy wielkim kołem starają się omijać miejsce, w którym kiedyś stał. Na pytanie, dlaczego tak robią, odpowiadają wymijająco: dobro pamięta się długo, a zło jeszcze dłużej.

Elżbieta Grymel

 

 

Słowniczek: Marcha – czarownica.

 

Z jakiego rodu
W opowieści tej pojawia się wątek pochówku pawłowickiej dziedziczki w bagnie, znany nam z opowieści o cieszyńskiej Czarnej Księżnej. Nie dowiadujemy się jednak z niej, kiedy owa dziedziczka sekutnica żyła i czy należała do słynnego rodu Pawłowskich, a był to ród niezmiernie zacny. Jego najbardziej znany przedstawiciel – Stanisław Pawłowski (czyli Stanislav Pavlovsky) żyjący w latach 1545-1598 jako szlachcic śląski pełnił różne funkcje dyplomatyczne w Królestwie Czeskim. W latach 1579-1598 był arcybiskupem ołomunieckim, a przez cztery ostatnie lata życia (niektórzy historycy twierdzą, że tych lat było aż siedem!) sprawował urząd prymasa całych Czech.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz