Marsz wyruszył spod urzędu miasta. Z przodu szła pani Monika, żona pana Jacka, towarzyszył jej ojciec. Marsz i dotarł na miejsce tragicznej śmierci 28-latka.
- Jestem przekonana, że wszyscy wiecie, że mój mąż Jacuś nigdy nie wyrządził nikomu żadnej krzywdy. Był wspaniałym człowiekiem. Mój ból chcę wyrazić słowami, które nie są moje, ale się z nimi identyfikuję: „W nim miałam moją północ, południe, mój zachód i wschód, niedzielny odpoczynek i codzienny trud, jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew. Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie: myliłam się. Nie potrzeba już gwiazd, zgaście wszystkie, do końca. Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce. Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień. Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się”. Chcę wam wszystkim podziękować za każde dobre słowo i każdy dobry gest – mówiła łamiącym się głosem pani Monika.
- Jako ojciec syna, który w tym miejscu tragicznie zginął przez takich bandziorów, bo nie mogę ich inaczej nazwać, twierdzę, że oni powinni być tutaj przyciągnięci i tu powinni dostać wyrok. Może to by dla nich była nauczka. A tak? Śmieją się, chcą wyjść z tego, bo przecież oni nic nie zrobili takiego – mówił emocjonalnie Zenon Hryć, ojciec Jacka.
Ma olbrzymi żal do policji, że nie patrolowała okolicy w miejscu, w którym zginął jego syn. - Oni interweniują, gdy ktoś sobie piwko gdzieś wypije. Ale tu? Po co, przecież tu jest centrum Jastrzębia! Szczycą się tym miejscem, ale jest inaczej - mówił.
Zapowiedział, że dopóki będzie żył, nie odpuści. - Oni nie mogą ujrzeć już światła dziennego! Będę walczył o to, by dostali dożywocie. Może to prawo w końcu się zmieni, może rząd obudzi się, że trzeba przywrócić karę śmierci – mówił ostro pan Zenon.
W podobnym tonie wypowiadał się teść pana Jacka, ojciec pani Moniki. - Będziemy patrzeć na ręce tym, którzy będą rozliczali tych bandytów. Na ręce prokuratora, sądu, na wszystkie instytucje, które są władne wydać właściwe wyroki. Prosiłbym też was, byście nam w tym pomogli. To nie będzie trwało dzień czy dwa, ale latami – apelował do uczestników marszu teść pana Jacka. - Nie pozwolimy, żeby ta sprawa została zamieciona pod dywan – dodawał.
W marszu szli również przypadkowi ludzie, poruszeni bezsensowną śmiercią. Także młodzi. - Straszna tragedia się stała. Jest mi bardzo przykro, chce mi się płakać. Nie czuję się bezpiecznie. Boję się wyjść nawet z psem na dwór - powiedziała nam 13-letnia Karolina.
Ojciec pana Jacka miał żal, że kiedy wyruszał marsz, na stadionie miejskim (zlokalizowanym właśnie przy urzędzie miasta) w najlepsze trwał koncert jednej z gwiazd. - Ja wiem, że pamięć Jacka uczcili minutą ciszy. Ale mogli z tym koncertem na tę chwilę się wstrzymać – mówił pan Zenon.
Komentarze