Twórcy i dr Lucjan Buchalik z gotowymi rzeźbami / Lucjan Buchalik
Twórcy i dr Lucjan Buchalik z gotowymi rzeźbami / Lucjan Buchalik

W maju do Żor zawita rodzina Stefanie Zweig, autorki bestsellerowej książki „Nirgendwo in Afrika” (Nigdzie w Afryce), której ekranizacja zdobyła Oscara.
Zmarła w 2014 roku niemiecka pisarka żydowskiego pochodzenia poprzez dziadków i rodziców związana była z Żorami. Zweigowie prowadzili na rynku hotel. Jako dziewczynka Stefanie wraz z rodzicami uciekła przed hitlerowcami do Kenii, gdzie prowadzili farmę. Mimo że, dziadkowie i krewni zginęli w Holokauście, po wojnie osiedliła się we Frankfurcie nad Menem. Teraz do Żor wraca nie tylko rodzina pisarki, ale i sama Stefanie. W maju na dziedzińcu muzeum nastąpi bowiem odsłonięcie mosiężnych posagów naturalnej wielkości autorki „Nigdzie w Afryce” i kenijskiego boya Owuora, towarzyszącego im psa oraz walizki. Stefanie została tu pokazana jako 12-letnia dziewczynka, która niedawno przybyła do Afryki. W uroczystości wezmą udział krewni pisarki.
Jak pamiętamy, na dziedzińcu znajduje się już rzeźba Wacława Sieroszewskiego, niepokornego wobec Caratu pisarza i etnologa, badacza ludów Dalekiego Wschodu, m.in. i Koreańczyków. W przyszłym roku stanie tam posąg Bronisława Piłsudskiego, kolejnego zesłańca, wybitnego etnografa, który opisał lud Ajnów z Kamczatki i japońskiej Wyspy Hokkaido. Zasłynął nagrywaniem w końcu XIX wieku ich mowy za pomocą skonstruowanego przez Edisona urządzenia. - Chcemy go odsłonić 17 maja przyszłego roku w setną rocznicę śmierci naukowca – zapowiada dyrektor muzeum dr Lucjan Buchalik. Za dwa lata planuje pozyskać rzeźbę Edwarda Piekarskiego, następnego zesłańca, autora słownika języka jakuckiego.
Pomniki powstają w ramach projektu „Wielcy polskiego poznawania świata”, to jeden z elementów wieloletniego programu naukowo - wystawienniczego żorskiego muzeum, zatytułowanego „Polskie poznawanie świata”. - Jego celem jest szeroka popularyzacja dorobku polskiej nauki i podkreślenie jej znaczenia dla rozwoju wiedzy o świecie pozaeuropejskim. Przedstawiamy najważniejsze postaci, wychodząc poza mury placówki oraz internet. Pierwszoplanowe działanie polega na zagospodarowaniu jej otoczenia przez wkomponowanie w krajobraz miasta rzeźb - pomników bohaterów programu „Polskie poznawanie świata”. Naszą ideą jest, by zostały one wykonywane ręką artysty kraju bądź kontynentu, w którym wybrana postać pracowała albo prowadziła badania – podkreśla dr Buchalik.
Kompozycję z Stefanie Zweig i Owuorem wykonali w styczniu i lutym brązownicy z Burkiny Faso. Lucjan Buchalik jest z wykształcenia etnologiem, specjalizuje się w Afryce. Od lat jeździ na Czarny Ląd. Znalazł tam odpowiednich twórców, którzy podjęli się niełatwego zadania. Powstały oryginalne rzeźby według opracowanej w 2013 roku koncepcji graficznej żorskiej artystki Anny Bodzek-Sikory. To rysunek i model scenki, kiedy Stefka idzie do szkoły, inspirowanej filmem „Nigdzie w Afryce”. Akcja rozgrywa się na polnej stepowej drodze, gdzie odprowadzają ją rodzice i kenijski opiekun. Projekt zaakceptowała żyjąca jeszcze wówczas pisarka. - W założeniach artystycznych posągi mieli wykonać Afrykanie. Zdecydował też o wiele niższy koszt. W Polsce zapłacilibyśmy blisko 200 tys. zł, za zrobienie modelu i odlew z brązu bądź mosiądzu. Tymczasem wykonanie całości wraz z transportem posągów z Ouagadougou (stolica Burkiny Faso) do kraju wyniósł 40,47 tys. zł – wylicza dyrektor. To była żmudna praca. Przez 30 dni rzeźby intensywnie tworzyło 12 ludzi ( 9 brązowników, szlifierz, spawacz i farbiarz) pod okiem uznanego brązownika, Ablasi Derme.
Pierwszym etapem było wykonanie rdzeni formy postaci. Najtrudniejszym zadaniem dla Afrykanów okazała się postać samej Stefanii, ze względu na europejskie rysy twarzy, z kolei najbardziej czasochłonnym elementem walizka. - Na niej umieściliśmy herb Żor, logo muzeum oraz grafiki szyldu Zweig’s Hotel (hotelu Zweigów), odtworzonego z przedwojennej widokówki. znak „Likorfabrik Salo Zweig” (fabryki likieru) założonej w 1865 w Żorach. Logo widnieje na firmowym szkle, który dostarczył nam katowiczanin Aleksander Hanslik. Z drugiej strony walizki umieszczono nazwiska wykonawców posągów, miejsce i rok ich pracy – wymienia szef placówki. Po zrobieniu woskowych form obklejono je tando (gliną zmieszaną z oślim łajnem), w ten sposób przygotowano do suszenia. Następnie pocięto formy na część, aby łatwiej można było je zalać płynnym metalem. Wzmocniono drutem zbrojeniowym, ponownie obklejono tando i wysuszono na słońcu. Kolejnym etapem było usunięcie wosku z glinianej formy w niewielkim ognisku. - W tym czasie w pobliskim palenisku przetapiano mosiężny złom. Obie te czynności należało skoordynować, czyli kiedy mosiądz osiągnął stan płynny formy powinny być wypalone i rozgrzane do temperatury... 1000 stopni C. Wtedy za pomocą starych ubrań oraz metalowej rury wyjmowano rozpalone do czerwoności formy z ognia i zalewano mosiądzem, co jest bardzo niebezpiecznym momentem – przyznaje dyrektor, który cały czas towarzyszył brązownikom. Po rozbiciu form okazało się, że posagi mają braki, które należało uzupełnić.
Ostatecznie wszystkie elementy „grupy Stefanii” – po opakowaniu, w momencie wysyłki – ważyły zaledwie 191 kg. Brązownicy byli zadowoleni, bo świadczy to o kunszcie mistrza odlewniczego. Im cieńsza warstwa mosiądzu, tym lepiej. Wykonywanie dużych odlewów w gorących miesiącach (połowa marca – połowa maja) wymusiłoby na brązownikach pokrycie glinianych rdzeni grubszymi warstwami wosku, co z kolej zwiększyłoby wagę posągów. Ostatnim etapem było barwienie, które wykonano w jednym z przydrożnych warsztatów. Najpierw środkami chemicznymi oczyszczono posągi, a następnie nałożono pastą do butów. Wyjątkiem był zielony kapelusz Stefki, który powleczono kwasem z dodatkami związków miedzi. Na sam koniec wyczyszczono mosiężne elementy za pomocą cytryny, zaś fragmenty pokryte pastą wyfroterowano. Posągi przyleciały do kraju samolotem Cargo i trafiły do muzealnego magazynu.
 

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz