20043710
20043710


- Ten kamień zainteresował mnie już przed trzydziestu laty, gdy spacerowałem po parku z moimi dziećmi – tak zaczął swoją opowieść Władysław Szymura. – Myślałem, że to stary nagrobek. Po jakimś czasie, gdy zacząłem odnajdywać historyczne, kokoszyckie obiekty, znów pojawił się ten kamień. Próbowałem go odszukać, ale nie udało mi się. Z pomocą przyszedł mi Józef Bierski, pracownik kurii biskupiej, który doskonale znał topografię parku, bo kiedyś opiekował się nim. Odnaleźliśmy ten kamień... Leżał w bardzo wysokich chaszczach. Dopiero wtedy zauważyłem na nim wyryte insygnia górnicze – skrzyżowane dwa kilofy, wytłoczony napis FAG oraz datę 1835 r.Pan Władysław zaczął studiować historyczne książki, monografie dotyczące ziemi wodzisławskiej. W jednym z biuletynów kokoszyckich zwrócił się z prośbą do czytelników, by pomogli mu rozwiązać zagadkę znaleziska. Dzięki nim uzyskał informację, że to kamień górniczy. – Wówczas zacząłem to łączyć z powstaniem kopalni Anna. W monografii Ludwika Musioła dotyczącej Pszowa znalazłem historię powstania Anny, której założycielem był Ferdynand August Fritze. Data powstania kopalni (1840 r.) mniej więcej zgadzała się z tą wyrytą na kamieniu. Chciałem dopasować wygrawerowane litery do inicjałów założyciela, ale nie wszystko się zgadzało.Z pomocą panu Władysławowi przyszedł Krzysztof Batko, młody mieszkaniec Kokoszyc, który wyjaśnił mu literowy skrót. Pierwsza litera „F” miała oznaczać nazwisko właściciela kopalni, „A” – od nazwy szybu Anna, a „G” – od Grube, czyli kopalnia.– I na tym sprawę można byłoby zamknąć, do czasu gdy w czerwcowym wydaniu gazety „Górnik” ukazał się artykuł na temat pasjonata – zbieracza kamieni górniczych. Bohater tekstu w giszowickich lasach odnalazł zapomniane kamienie górnicze. Pozbierał je i przeniósł w jedno miejsce, tworząc tam swoisty skansen – opowiada W. Szymura.Historia tych kamieni sięga XVII w., kiedy to rozpoczęto znakowanie złóż naturalnych ukrytych pod ziemią. Do 1779 r. surowce znalezione w ziemi należały do właściciela gruntu. Zmieniło się to, gdy w królestwie pruskim wprowadzono obowiązek uzyskiwania koncesji na eksploatację konkretnych pokładów węglowych. Znalazca węgla, po uzyskaniu zezwolenia, kamieniami oznaczał pole swojej eksploatacji.– Jak się orientuję, to jedyny taki kamień znaleziony na naszym terenie. Być może gdzieś jeszcze są, ale z dala od oka ludzkiego. Dlatego też moim pragnieniem było wydostanie tego naszego, kokoszyckiego, na światło dzienne. Po to, by młode pokolenie mogło się uczyć historii naszej ziemi nie tylko z kart podręczników, ale poprzez bezpośredni kontakt z obiektami z dawnych lat.Najlepszym miejscem dla znaleziska był, zdaniem pana Władysława, plac przed siedzibą straży pożarnej w Kokoszycach. Był tam już wózek górniczy, więc kamień pasowałby idealnie. – Wystąpiłem do ks. Eugeniusza Chutka, administratora parku, o zgodę na przeniesienie kamienia. Otrzymałem ją i wspólnie z Józefem Bierskim przewieźliśmy prawie stukilogramowy piaskowiec na plac przed budynek straży pożarnej. Mam nadzieję, że w jakiś sposób udało nam się ocalić cząstkę naszej historii.

Komentarze

Dodaj komentarz