Ledwo Gryjtka otworzyła książkę, w izbie zaroiło się od krukw i wron / Elżbieta Grymel
Ledwo Gryjtka otworzyła książkę, w izbie zaroiło się od krukw i wron / Elżbieta Grymel

 

Losy owdowiałego młynarza i opiekunki jego synka potoczyły się tak, że musieli się pobrać, a wkrótce potem młoda żona zajrzała do czarnej księgi męża. I wygląda na to, że coś jednak było w opowieściach o jego czarodziejskich praktykach.

 

 

Zaraz po świętach Bożego Narodzenia przyszedł do młynarza farorz z kolędą. Poświęcił mieszkanie, pobłogosławił wrzeszczącego maluszka, zjadł podane przez Gryjtkę ciasto, a potem zaczął prowadzić z młynarzem poważną rozmowę, której przyczynę stanowiły nieustanne donosy wiejskich obrońców moralności. Ksiądz zaczął wywód od uświadomienia gospodarzowi, że absolutnie nie wypada, żeby taka młoda dziewczyna przebywała pod jednym dachem z wdowcem. Kiedy młynarz stwierdził, że nic zdrożnego go z Gryjtką nie łączy, proboszcz oświadczył, że choćby rzeczy miały się zupełnie inaczej, plotki we wsi i tak będą. Poradził ponadto, że jeżeli oboje chcą uniknąć pomówień, powinni się jednak pobrać, kiedy tylko minie okres żałoby.

Tak oto uboga sierota została panią młynarzową, co niektórych współziomków znowu kłuło w oczy! Tymczasem mąż szybko przekonał się, że jego młoda żona ma smykałkę do interesów, dlatego powierzał jej powadzenie młyna, kiedy tylko wyjeżdżał gdzieś na dłużej. Należy tu dodać, że oficjalnie małżonek niczego Gryjtce nie zakazywał, ale ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna przeglądać jego rzeczy. Dotyczyło to też owej czarnej księgi spoczywającej w kredensie, o której wspominałam w poprzednim odcinku. Jednak pewnego razu ciekawość zwyciężyła i Gryjtka do niej zajrzała pod nieobecność małżonka!

Młynarz absolutnie tego nie przewidział, nie miał zresztą pojęcia o tym, że jego żona potrafi czytać. Nauczyła się tej sztuki od wędrownego dziada, który często spędzał zimę u jej wujostwa, w zamian za dach nad głową, naprawiając przy okazji domowe sprzęty. Staruszek ów radził jej zachować tę umiejętność w tajemnicy, bo w dawnych czasach ludzie patrzyli krzywym okiem na piśmienne kobiety, twierdząc, że zapewne używają tej sztuki do niecnych celów. No i owego feralnego dnia Gryjtka już jako małżonka młynarza siadła za stołem, przeżegnała się i otwarła czarną księgę na pierwszej stronie. To, co tam przeczytała, zjeżyło jej włos na głowie i już chciała porzucić czytanie, ale jakaś dziwna, tajemnicza siła nie pozwoliła jej oderwać się od księgi, choć bardzo tego pragnęła!

W izbie tymczasem zaszumiało i na wszystkich sprzętach pojawiły się głośno kraczące kruki, wrony i kawki, co gorsza z każdą chwilą było ich coraz więcej. Młoda kobieta chciała się udać po pomoc do Pana Boga, ale niestety, nie potrafiła sobie przypomnieć słów żadnej modlitwy. Z wielkim wysiłkiem uczyniła znak krzyża na czole i stado ptaków przestało przynajmniej gęstnieć. Przerażona dziewczyna siedziała jak skamieniała aż do zmierzchu, kiedy doczekała się powrotu męża. Ten od razu domyślił się, co się stało. Powiedział coś głośno i z wielkim hukiem zamknął czarną księgę, a widziadło znikło.

O tym, czy młynarz rzeczywiście był wielkim czarownikiem, opowieść ta nie mówi, ale żadne z jego dzieci, które potem miał z Gryjtką, sztuką czarnoksięską się nie parało. Zaś co do jego najstarszego syna, którego matka (pierwsza żona młynarza) zmarła przy porodzie, wiadomo tylko tyle, że został lekarzem i ubogich ludzi leczył całkiem za darmo.

Elżbieta Grymel

Komentarze

Dodaj komentarz