Marek Łuszczyna, autor książki / archiwum prywatne
Marek Łuszczyna, autor książki / archiwum prywatne

"Polskie obozy koncentracyjne" – to dla wielu wciąż brzmi niczym prowokacja. Panu jednak udało się zebrać materiał, z którego wynika, że takie obozy istniały...


Były, głównie na Śląsku w latach 1944-1950. Jednak system obozów działał w całym kraju, było ich łącznie dwieście sześć. W książce "Mała zbrodnia" staram się opowiadać losy ludzi, którzy nimi zarządzali, oraz tych, którzy cierpieli więzienie, głód, zimno i tortury, głównie Ślązaków z Katowic i innych miast przedwojennego Śląska. Zostali oni przez nową, komunistyczną, polską władzę potraktowani jak wrogowie, a byli w miażdżącej większości prawdziwymi patriotami.

Dlaczego podjął się pan tak trudnego i, co tu dużo mówić, kontrowersyjnego, tematu? Od czego się zaczęło? Jak powstała książka? Ile lat pan zbierał materiały?

Nie mogłem się nie podjąć, szlag mnie trafił, jak zobaczyłem skalę niegodziwości, bo niegodziwe jest nie tylko to, co zrobiono wtedy ludziom, ale i to, że nigdy się nie upominano o upamiętnienie tego cierpienia. Co więcej, skrzętnie okrywano je woalem milczenia w III RP, bo, jak się dowiedziałem "nie było koniunktury politycznej, żeby o tym mówić." To był dla mnie wstrząs. Wcześniej byłem przekonany, że powojenne losy okresu stalinizmu dawno zostały ocenione i rozliczone. Okazało się, że inna historia powojennej Polski jest w Warszawie, a inna na Śląsku. Więcej: okazało się że ten sam okres może być zarówno zamilczany, jak i stanowić część popkultury (odzież z Żołnierzami Wyklętymi), to perwersja.

Wydawałoby się, że obecnie już nie powinno być problemu ze zdobywaniem informacji na temat obozów w Polsce. A jednak wciąż z jakiegoś powodu informacje te są blokowane. Doświadczył pan takich trudności?

W wielu przypadkach napotkałem mur milczenia. Dziennikarz "Die Welt", któremu znajomy powiedział o sprawie, uciekł. Także moi polscy koledzy po piórze najpierw chętnie się godzili, a później nie odbierali telefonu, nie odpisywali na e-maile. Do Państwowego Muzeum Auschwitz Birkeanu musiałem od razu pojechać, bo choć kilka razy wysyłałem e-maila zawierającego zakres mojej pracy, nie doczekałem się odpowiedzi. Próbowano mnie także zniechęcać: że mi ktoś na pewno chałupę spali, że kalam własne gniazdo i powinienem się raczej zająć Obławą Augustowską – to w warszawskim IPN. Usłyszałem tam:" My w IPN mamy złych i dobrych Polaków. Źli to aparat bezpieczeństwa, dobrzy – wyklęci. Ale to jest nasza wewnętrzna, polska sprawa. I nie można nagłaśniać, że ci źli Polacy byli aż tak podli, że zakładali obozy koncentracyjne." Ten pan powiedział, że jak podam jego nazwisko, spotkamy się w sądzie.


W internecie rozgorzała dyskusja – burzliwa, ale, jak to zwykle bywa, mało konkretna. Co chciałby pan powiedzieć, przekazać internautom?

Patetycznie, bo to trafia na dobrą temperaturę sporu w internecie: Żeby byli prawdziwymi patriotami, którym zależy na tym, byśmy nie mieli narodowej kultury pamięci na poziomie dziecka, które uważa, że jest niewinne i wiecznie krzywdzone.

Na Śląsku pana książka została dobrze przyjęta, wziął pan udział w spotkaniu w Katowicach. Jakie opinie usłyszał pan w naszym regionie na temat swojej publikacji?


Bardzo przychylne, co pozwala mi wierzyć, że ta książka ma sens. Uważam, że Ślązakom zrobiono wielką krzywdę i powinni przynajmniej móc liczyć na otwartość i uczciwość państwa polskiego w sprawie własnej historii. Bo wciąż nie mogą. Wciąż słyszą, że nie można mówić "Polskie, koncentracyjne", co do tej pory oznaczało: nie mówić w ogóle, nie wspominać nawet w podręcznikach czy książkach poświęconych tematowi stalinizmu. Minęło 70 lat, a my wciąż nie mamy pozałatwianych spraw w naszym kraju, wciąż strzeżemy tajemnicy komunistów, to zdumiewa. Zdumiewa również to, jak bardzo głęboko w naszych politykach, ale i zwykłych ludziach drzemie coś, co nazywam odruchem nieprawdy, czyli instynktownym zaprzeczeniem, kłamstwem, wyparciem. Przed napisaniem tej książki sądziłem, że jesteśmy jako naród przyzwoitsi i uczciwsi.

Rozmawiała: Iza Salamon



 

Komentarz Jana Lubosa
Rok 1945 i późniejsze były bardzo trudne dla Górnoślązaków. Gwałty i mordy sowieckich żołdaków, masowe wywózki do Rosji. Potem szykany nowej, polskiej władzy. Przesłuchania, aresztowania, tzw. weryfikacja narodowościowa, przesłuchiwanie dzieci, obozy koncentracyjne do których można było trafić nawet tylko za niepoprawne posługiwanie się polszczyzną…
Nasi dziadkowie chcieli przetrwania swoich rodzin. Nic więcej, tylko tyle i aż tyle. Byli, musieli być twardzi. W domach pojawił się niepisany zakaz wspominania o wszystkim złym, które przyszło razem z Polską. Zakaz konieczny, dzieci nie mogły wiedzieć. Pamięć przypominała przecież przesłuchiwania dzieci. O czym w domu się rozmawia, jak się rozmawia. Przesłuchiwania w 1939 i w 1945. Przez Niemców i przez Polaków. Zakaz skuteczny – Ślązacy przetrwali. Zakaz bardzo skuteczny – dzisiaj najczęściej przetrwała jedynie pamięć o pokrzywdzonych członkach najbliższej rodziny. Ogrom zła, ogrom nieszczęścia został wyparty z powszechnej pamięci następnych pokoleń.
Przeglądając zapowiedzi wydawnicze trafiłem na prowokacyjny tytuł „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”. Autor: Marek Łuszczyna, rodzony Warszawiak. Wydawnictwo: krakowski Znak. Kupiłem ją w przedsprzedaży. Przeczytałem jednym tchem. To książka łamiąca tabu w polskiej narracji o powojennej historii. Przywracająca pamięć w śląskich domach. Ja właściwie nie dowiedziałem się niczego nowego, jednak… „Mała zbrodnia” to chłodna relacja losów konkretnych ofiar i ich katów. To reporterski opis złych czasów oparty na dokumentach, zeznaniach, wspomnieniach. Beznamiętna próba ogarnięcia i zrozumienia ogromu zła. I pobrzmiewający w tle żal. Żal także do współczesnych polskich polityków właściwie wszystkich opcji. Książka bardzo mocna prawdą również dlatego, że napisał ją Polak, że wydana została poza Śląskiem.
To kim jestem, zawdzięczam moim ojcom i dziadom. Wszystko co ich dotykało i kształtowało, utworzyło i mnie. Fałszowanie ich życia fałszowało i mnie. Pan Marek Łuszczyna i wydawnictwo Znak oczyszczają z zakłamania pamięć śląsko-polską. Bardzo, bardzo dziękuję.
Wcześniej napisałem, że nie dowiedziałem się niczego nowego. To nieprawda. Jako dziecko bawiłem się czasami z kolegami w lesie przy kopalni Jankowice. Teraz wiem, że być może bawiłem się na zbiorowych mogiłach obozu CZPW przy tej kopalni. Podobne groby są gdzieś przy kopalni Chwałowice, Ignacy, przy Ryfamie. Aż siedemdziesiąt sześć takich obozów na tej niewielkiej części Górnego Śląska, która w międzywojniu była częścią Polski. I tysiące osób pochowanych gdzieś obok, w zbiorowych nieoznakowanych grobach, po których dzisiaj być może spacerujemy, na których być może bawią się nasze dzieci.
Książkę powinni przeczytać wszyscy. Ślązacy i Polacy. Nie tylko dlatego, że dotyka najtrudniejszego fragmentu historii wzajemnych relacji. Także dlatego, że jest to dobry kawałek reportażu historycznego, który w dodatku świetnie się czyta. Autor obiecał przyjechać na nasz marcowy Śląski Kącik Literacki, z pewnością chętnie odpowie na pytania, które muszą się każdemu nasunąć po lekturze „Małej zbrodni”. Spotkanie ze względu na tematykę historyczną, jej wagę oraz zainteresowanie, które wzbudziła już sama możliwość takiego eventu, odbędzie się w Rybnickim Muzeum, w czwartek 23 marca 2017 r. o godz. 17. Już dzisiaj zapraszam!
Jan J. Lubos
Ruch Autonomii Śląska
Koło Rybnik





 

Galeria

Image alt
2

Komentarze

  • MBTM 08 lipca 2023 14:38Książka bardzo interesująca, polecam tym których fascynuje historia Śląska nie na poziomie polskiej szkoły. Przebogata historia tej ziemi nie kończy i nie zaczyna się na powstaniach. Ciekawe że większość mieszkańców Górnego Śląska w plebiscycie głosowała za pozostaniem Śląska w Niemczech. W wspominanych Katowicach w artykule, 84% mieszkańców chciało pozostać w Niemczech. Ciekawe są zawiłości jakich użyli alianci by pogwałcić ten demokratyczny wybór ludzi, i dać Śląsk Polsce. O tym co działo się po 1945 roku Ślązacy słyszeli w domach, a słowa o Polsce najlepiej przemilczeć, bo nie wypada "pieronować".
  • emil 08 lipca 2023 05:40Smutne, bardzo smutne, dlatego że prawdziwe.

Dodaj komentarz