Ksiądz Grzesiak zapowiada, że msze będzie odprawiał w swoim domu / Dominik Gajda
Ksiądz Grzesiak zapowiada, że msze będzie odprawiał w swoim domu / Dominik Gajda

 

W obronie księdza Grzesiaka murem stają wolontariusze. A on nie zamierza poddać się karze suspensy, tylko odwołuje od decyzji arcybiskupa.

 

Ksiądz Wojciech Grzesiak, były kapelan szpitala wojewódzkiego w Jastrzębiu i organizator misji medycznej do Paragwaju, twierdzi, że kara suspensy, jaką nałożył na niego biskup jest... nieważna! I zapowiedział, że będzie sprawował msze w... domu. - Na podstawie opinii prawników z zakresu Kodeksu Prawa Kanonicznego kara suspensy nałożona na mnie przez arcybiskupa katowickiego zostaje zawieszona. Wynika to z procedury rekursu administracyjnego, który został wszczęty. Pierwszym stopniem jest moja prośba do autora o anulowanie dekretu. Po odpowiedzi bądź po czasie wyznaczonym przez prawo rekurs trafia do Stolicy Apostolskiej. Na ten czas przedmiot dekretu jest zawieszony – tłumaczy ksiądz Grzesiak.

Dlaczego chce anulowania suspensy? – Bo insynuacje kurii mogą świadczyć o tym, że celem kary nie były tylko kanoniczne przesłanki! – odpowiada. Tymczasem kuria informuje, że sankcja zawieszenia w czynnościach kapłańskich na skutek uporczywego trwania w nieposłuszeństwie pozostaje w mocy. Wolontariusze misji medycznej do Paragwaju bronią kapłana. Poszło o oświadczenie rzecznika archidiecezji katowickiej, w którym padły słowa, że pieniądze pochodzące z ofiar wiernych przelewane są na prywatne konto księdza Grzesiaka.

Wolontariusze wystosowali pismo do kurii, pod którym podpisało się czterech lekarzy, dwie pielęgniarki i jeden pielęgniarz. Piszą, że misja powstała jako odpowiedź na potrzebę niesienia pomocy w miasteczku Guarambare oraz w osadach indiańskich w głębi kraju. Przypominają, że u początku wszystkiego stoi ojciec Grzegorz, franciszkanin, pracujący w miejscowej parafii misyjnej. W 2010 roku poprosił on o pomoc księdza Wojciecha Grzesiaka, ówczesnego kapelana szpitala w Jastrzębiu. Tak wyruszyła pierwsza misja.

– Na podstawie lat współpracy z księdzem Wojciechem Grzesiakiem oraz posiadanej wiedzy medycznej i długiego doświadczenia zawodowego możemy powiedzieć, ze insynuacje o jego "niepoczytalności" są bardzo niestosowne i nieprawdziwe – dodają autorzy listu. "Wyjeżdżając na misje zostawiamy rodziny, poświęcamy urlop i angażujemy osobiste finanse na pokrycie części kosztów pracy. Do jesieni 2014 roku wszystkie donacje, w tym zbiórki wiernych na działalność misji były gromadzone na koncie parafii Podwyższenia Świętego Krzyża w Jastrzębiu-Zdroju" – przypominają. W związku z rosnącymi potrzebami misji i troską o przejrzystość jej finansów powołali Stowarzyszenie Śląska Misja Medyczna "To-Misja". A ksiądz Grzesiak postarał się o środki z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Dzięki temu kolejne dwie misje odbyły się przy współudziale MSZ w ramach programu "Wolontariat Polska Pomoc". "Czynienie dobra, leczenie chorych w trudnych warunkach w zagrożeniu zdrowia, a nawet życia nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy słyszy się głosy krytyki łącznie z zarzutem korzyści finansowych. Dla nas jako wierzących szczególnie przykre jest to, że nasza działalność charytatywna nie dość, że nie znajduje aprobaty, jest wręcz negowana i przedstawiana w złym świetle przez arcybiskupa katowickiego" – podkreślają autorzy listu.

Dodają, że proponowane przez kurię w Katowicach rozwiązania świadczą o całkowitej ignorancji w temacie struktury i działalności misji medycznej. – To, co się wydarzyło, wpływa negatywnie przede wszystkim na dalszą pomoc ubogim w Paragwaju, a także pośrednio na wszystkich zaangażowanych w program "Wolontariat Polska Pomoc" – uważają. W odpowiedzi kuria oświadczyła, że podanie do wiadomości szczegółów dotyczących kary kościelnej wymierzonej kapłanowi nie jest w żaden sposób wymierzone przeciwko działalności misji medycznej.

Komentarze

Dodaj komentarz